wtorek, 31 marca 2015

Trochę jakby niekoniecznie

Przepraszam Was za te wszystkie przerwy, nieprofesjonalne i nędzne objawy niemocy, marności, słabości mózgowej, fizycznej i każdej. Trochę jest już tak stale, mało porywających zdarzeń, mało mocy w środku, jakieś półnapół, niechęć do świata i niska ocena jego właściwości. Mogłoby nic być. Zazdroszczę tym wszystkim, którzy do końca walczą ze światem, wybierając z niego co najlepsze kąski. Ja tak nie mam. Opór, jaki mi stawia, powoduje raczej odwrót i ucieczkę. Nie ma, powiada -  no to nie ma, mówię.
Skoro chcesz, to idź, powiada, jeśli nie kręcą cię moje łakocie, przyjemne momenty, ekscytacje i wodospady wielkie, krajobrazy nieznane i zwierzęta dzikie. No nie chce mi się, odpowiadam mu gnuśnie, co właściwie jest w tych Twoich atrakcjach, czego bym kiedyś nie odczuł? Miłość jeszcze raz wielka, zapytuje mrużąc oczy, bo wie, gdzie w jaki czuły punkt uderzyć. Ale ja się odwracam niechętnie i pogardliwie odpowiadam - a nie chce mi się, nie trzeba, obejdzie się. No to może jest coś, co byś chciał, pyta świat zawiedziony, że mnie nie nabrał po raz kolejny zręcznie, ale już nic z tego. Bardzo chętnie bym sobie już poszedł stąd, mówię mu, gdyby nie Zdziś i parę jeszcze spraw, strach i ślady wiary w zmianę. Na to on widząc mój brak entuzjazmu próbuje na mnie wrażenie robić, ptakami zaśpiewa, wiatrem zawieje, ale czujemy obaj, że to na nic, że to już tak się będzie schylać mocniej i mocniej. Nie robimy sobie nadziei.
 Ale też nie chciałbym jakiejś takiej beznadziejnej narracji uprawiać, może da się jakoś inaczej. Zaświeci słońce, się wszystko odwróci, będzie dobrze. Będzie dobrze, powtarzam sobie.

A tu Zdziś na dzisiejszym śniegu
















A tu Griszka, kocur z Żola





















A tu Zdziś piękny jak zawsze




















A tu on sam w pracowni Michała





















A tu Słupca, zawsze zabawne wspomnienie, choć jednak jakoś rozczulające...



wtorek, 24 marca 2015

Kim są lub nie oraz Bartosz Porczyk

Nie lubię nie pisać. Nie lubię też pisać za wszelką cenę. Miotam się pomiędzy tymi dwoma stanami, mając na względzie fakt, że i tak to trochę nie ma sensu. Trzeba pracować nad swoimi sprawami, jeśli są tego warte a nawet jeśli nie bardzo. Po prostu sobie nie zawracać głowy. Czyjąś złością, zawiścią, niezrozumiałą agresją a nawet zrozumiałą.
Dużo się działo a ja milczałem, przepraszam Was, może nie czułem, że umiem opowiedzieć. O Zdzisiu mógłbym, ale nie jest to jednak temat istotny za bardzo. Piesek jak piesek, zawraca mi głowę piłeczką za często i tyle. Jest bezproblemowy tak bardzo, jak tylko może być żywa istota. No widzicie, rozkręcam się a to tylko Zdziś.
 Byłem we Wrocławiu i widziałem "Dziady" Michała Zadary w Polskim. Razem z Olgą i Grzegorzem, którym dziękuję tą drogą za cudowny wieczór. Cudowny w końcu w wypadku "Dziadów" nie jest słowem zbyt emfatycznym. Bartosz Porczyk jako Gustaw byłe jednak zjawiskiem trudnym do opisania. Nie pamiętam, żeby w ostatnim czasie jakaś rola zrobiła na mnie takie wrażenie. Jako postać, zachowanie na scenie, będące czymś więcej, niż grą, cała masa nieopisywalnych odczuć wtedy była, poczucie aktualności tekstu Mickiewicza. Do teraz przechodzi mnie dreszcz i łzy napływają do oczu, szczególnie gdy próbuję to opisywać a mam w oczach i uszach osobę totalną. Jak niektórzy z Was wiedzą, deklarowałem zawsze nieumiejętność oceny gry aktorskiej. i nadal tak mam ,ale w tym wypadku wyszedł do mnie żywy człowiek, by opowiedzieć mi  swoją historię, swój ból, swoje szaleństwo wcale nie szaleństwo. Słowami napisanymi tak dawno a ciągle brzmiącymi jakby mi wczoraj ktoś swoją miłość opowiadał trochę głupią, trochę straszną, łamiącą i wznoszącą do góry. Trochę nie mogłem uwierzyć, że to widzę, że uczestniczę w czymś tak wielkim. Mnie można łatwo uwieść, czasem mogę nie wyczuć sposobu, ale tym razem dawałem się ciągnąć za rękę i biegłem razem z nim wiedząc, że to jest naprawdę. Dawno, bardzo dawno nie przeżyłem takiego zjednoczenia z aktorem, który przestawał co chwila być aktorem.
 Ja wiem, naiwność, nieumiejętność wychwytywanie technik, atrakcyjność fizyczna, ja to wszystko wiem. A dałem się i nie żałuję i chciałbym, żebyście wszyscy to zobaczyli, że teatr potrafi grać aktorem i słowem i to wystarczy. Nie, żeby całość była niefajna, podobał mi się pomysł z wiszącą pasterką, było może nieco za dużo dystansu do duchów, za dużo zgrywy w ich wywoływaniu, ale ok, może to się już nie da inaczej opowiedzieć, niż trochę zabawowo.
Wychodziłem z teatru jakbym wychodził z ciepłej wody wieczorem z morza gdzieś gdzieś tam.
Dużo jakichś innych spraw, które powinienem, ale jakoś zapomniałem, za co przepraszam. Może jeszcze sobie przypomnę.
Miało być o tym, kim są The Kr. ale znęcanie się nad obcokrajowcem w niezbyt dla Innych przyjaznej przestrzeni naszej homogenicznej Ojczyzny mocno zajeżdża nacjonalizmem, więc się powstrzymam, niech mu tam będzie. Wieczorem  łagodność na mnie spływa, mogę być nawet najgorszym spiskowcem, małym kawałkiem układu, mam to gdzieś, wolę myśleć, że lepiej kochać, być łagodnym wobec wszystkich, nawet ubogich duchem, nienawistnych i głupich. Oni tez mają swoją opowieść, jak mówił dawno zapomniany mędrzec.
Jakby mi kiedykolwiek przyszła do głowy jakaś wesoła zabawa z okazją czy bez, to zagrajmy Cumbię.

A trochę ilustracji:

Pierwsza woda w tym roku
















Ale dlaczego nie mogę?

                                                                                   




Bardzo stare z fałszywym frizbi





środa, 11 marca 2015

Krytyka Polityczna jako źródło cierpień oraz Ciało

Miała tu być przeprowadzona ku Waszej uciesze egzegeza ostatniego nr Krytyki Politycznej, ale pozostawię to innym. Nie zmienia to faktu, że zasługuje on na bardzo wnikliwe przeczytanie, gdyż jest dla branży kryminałem, dla aspirujących podręcznikiem, dla innych jeszcze tabloidalną sensacją. Bardzo to jest ciekawe, Artur Żmijewski z pomocą przyjaciół przeprowadził wywiady z najbardziej znanymi dyrektorami polskiej sztuki i muzealnictwa. Czasem bezustannie prowokując (Agnieszka Morawińska), czasem zadziwiająco bezkonfliktowo (Milada Slizińska). Byłaby to może i lektura obowiązkowa, gdyby nie dojmujące wrażenie, wynikające oczywiście z kompleksów i niedowartościowania, że skupianie się na centrach, które faktycznie są w naszych warunkach osią zdarzeń, jest jednak trochę mało objaśniające. Większość z przepytywanych udzieliła już mnóstwa wywiadów i tak naprawdę to największą zaletą jest zebranie ich głosów w całość. Fakt, że z niektórych możemy się bardzo dużo dowiedzieć o kulisach zdarzeń, czasem bardzo istotnych kwestiach. Np. o sprawie instalacji p.poż w POLIN. To jest coś.
Bardzo mi jednak brakuje w tym zestawie ludzi niekoniecznie z centrów, którzy własną katorżniczą pracą potrafili stworzyć instytucje liczące się pod każdym względem. W otoczeniu nie zawsze mocno sprzyjającym ich zamiarom. Nie mówię tu o sobie, nie w tym rzecz. To jest mała galeria i z konieczności oddziałuje lokalnie, na tutejszą skalę. Myślę o Monice Szewczyk, która w Białymstoku stworzyła miejsce wielofunkcyjne, nie tracące cały czas waloru  dobrze pojętej lokalności, wynikającej także z położenia, a jednocześnie nowoczesne w sposobie funkcjonowania pod każdym właściwie względem. Jest też Leszek Karwowski, który zawiaduje wielkim kompleksem Muzeum Narodowego w Szczecinie, budując jednocześnie nowy jego oddział. Choćby te dwie postaci dałyby obraz pracy w miastach peryferyjnych, w których kwestia relacji władzy i instytucji kultury wygląda niż w Warszawie. I jeszcze jest Ewa Łączyńska-Widz, która w relatywnie krótkim czasie przekształciła nie liczącą się galerię miejską w Tarnowie, w jedno z najciekawszych miejsc sztuki polskiej dziś. To trzy spektakularne przykłady, ale może przydałoby się popytać też Agatę Smalcerz z Bielska-Białej albo Ninę Hobgarską z Jeleniej Góry jak się robi galerię wbrew właściwie wszelkim okolicznościom. Wiem, że wyszłoby bardzo grubo (w sensie objętości oczywiście) ale może następny numer? Żarty żartami, przy całym szacunku dla rozmówców AŻ i jego przyjaciół, jeśli za muzeum stoją lata historii albo zapotrzebowanie polityczne, to jest to przy wszystkich oczywiście potwornych trudnościach, mało związane z tak ulubioną przez naszego dociekliwego wywiadowcę kwestią relacji instytucja-społeczność. Dużo trudniejsze jest pokazywanie jego wytworów np. w mieście niespełna stutysięcznym bez szkoły artystycznej. Tu jest pytanie o dalszy ciąg, sens i role polityki kulturalnej samorządów.
No, ale o ile się nie zgadzam ze wszystkimi tezami odkurzonego niedawno tekstu Jana Sowy z "Kresów", to spostrzeżenie o "KP" zawsze ze zwycięzcami jest celne. Może niesprawiedliwe, ale w tym wypadku na pewno oczywiste.
Szedłem sobie dziś ze Zdzisiem wieczornym miastem, było trochę zimno, ale bez przesady, nawet nie tak ciemno, pusto i idyllicznie. Jakaś równowaga mnie ogarnęła emocjonalna i fizyczna, to był ten moment kiedy wszystko się zgadza, ma ukryty sens, a w światłach latarń jest łagodne i mądre przesłanie - nie szarp się, bądź, ciesz się, ze jest teraz. Zaraz mi przeszło, piesek spojrzał na mnie pytającym wzrokiem i znów byłem trochę zły na wszystko, ale przynajmniej z nadzieją na przejaśnienia.
Wczoraj Body/Ciało, film który afirmatywnie zaakceptowałem, bezbłędnie zrealizowany, prosty w przesłaniu, nie można w dodatku powiedzieć o nim, że jest piękny. Jest trochę naprawdę o ile sztuka może być naprawdę. No i są w nim obrazy J.J.Ziółkowskiego, pokazane tak, jak się sztuki w polskim kinie nie pokazuje. Każdemu polecam, jest tak smutny, jak optymistyczny, jest historyjką i uniwersalną opowieścią. Bardzo i koniecznie.

Zdziś na wiosnę.





poniedziałek, 9 marca 2015

Nowe wcielenia Łukasza Radwana czyli powtórka z historii jak zawsze farsą

  Dawno nie pisałem, bo trochę wyjazdów a bardziej dogłębne przekonanie o nicości, słaby fidbek, wiosenna niechęć. Zauważyłem, że snucie rozważań o własnym odejściu, przemijaniu swoim i cudzym, oraz względnym bezsensie istnienia dużo bardziej jest przyjemne, gdy wiosna nadchodzi, słońce świeci, ptaki śpiewają głośno - to dużo łatwiejsze, tarzać się we własnych emocjach na przekór czasowi i biegowi zdarzeń. Jakżesz słodko umierać pośród ciepłych powiewów wiatru w kwitnącym ogrodzie...No żarty trochę, trochę nie, jak zawsze, lepiej nie wiedzieć, co zaraz będzie.
 Ostatni czas pod wpływem Andrzeja Wróblewskiego, bo duża wystawa w MSNie trwa a zbiorowa z Tuymansem i Danielsem skończyła się niedawno w Starym Browarze. Obie wystawy bardzo ciekawe, choć każda na swój sposób, paradoksalnie ta w Poznaniu bardziej muzealna, bo na Pańskiej jednak Niebieski szofer odwrócony, co jak świętokradztwo i jak ożywczy prysznic. Nie będę tu oczywiście opisywał i się unosił, bo warto zobaczyć na własne oczy jednak.
Andrzej Wróblewski jest dla mnie artystą szczególnie ważnym. Miałem wtedy może z 8 lat, kiedy w WEP, tej 13totomowej, zobaczyłem reprodukcję VIII Rozstrzelania. Bardzo się wystraszyłem, niewiele zrozumiałem, pamiętam mieszankę dziecięcej fascynacji i obrzydzenia wykręconym ciałem, odwróconym tułowiem, potwornym strachem, który emanował z tej niewielkiej reprodukcji. Od wtedy wiedziałem, jeszcze całkiem nieświadomie, że sztuka musi być o czymś. Że może przerażać, jak nic na świecie, ale też kazać myśleć, bez kompromisu. To był dla mnie i jest w jakimś sensie obraz formacyjny.
W trakcie wizyty w Emilii trafiłem na oprowadzanie Jana Michalskiego, bardzo efektowne, pełne żaru i tej jedynej w swoim rodzaju miłości prawdziwego znawcy. Jest więc jednak układ, pomyślałem, gdy jego, pionierski przecież krytyk (ach czyż pamiętacie ten cykl niebywały z lata/jesieni 2009), udzielał się w samym jego gnieździe najstraszliwszym, gdzie lęgną się najohydniejsze onego Potwory. Jego też zjadły.
Głupie żarty trochę, a nawet nie trochę, bo przecież myślenie spiskowe było i pewnie będzie. Zdaje się, że strategia milczenia, niewchodzenia w idiotyczne spory jest po prostu o tyle dobra, że jak się robi swoje, to podstaw nie ma za bardzo. Zauważyłem, ze poza incydentalnymi przypadkami nikt nie odpowiada na zarzuty np. AB, no bo to jednak tak, jak dyskutować z wyznawcami chemtrails. Jak przekonywać antyszczepionkowców, etc. To jest prosta kwestia buntu antymodernizacyjnego, problemów osobowościowych i tym podobnych oczywistych kwestii.
Chciałem tu jeszcze rozwinąć szmat argumentów, użyć argumentum ad hitlerum i żdanowum, gdy z pomocą przybyła mi pansoficzna wyszukiwarka. Zupełnie już zapomniałem, że 10 lat temu uniosłem się straszliwą złością nad tekstem Łukasza Radwana, który teraz za nędzne 62 grosze możecie posiąść na stronie "Wprost" o tu http://www.wprost.pl/ar/?O=71890 Mija czas i ta retoryka jest ciągle obecna, może nie tak wulgarnie i głupio, jak w tym tekście, ale generalnie na to samo wychodzi. MM, AB, JJ, TK, KS a teraz jeszcze kilkoro innych grasantów z fb mówi mniej więcej to samo. Drodzy moi - no i po co tyle złości. Zobaczcie, Pan ŁR tak się starał i na co mu przyszło - pracuje teraz w TVNie i w kanale tematycznym internetowej telewizji Domo+ prowadzi program "Sztukomaniak". Bryluje sobie na ściance w Dzieńdobry TVN i wygląda na bardzo zadowolonego z życia. Sztuką się podlansił nieco, nikomu jakoś nie zaszkodził, co najwyżej parę neuronów mi ze złości przepadło, ale nie miało to wszystko NAJMNIEJSZEGO znaczenia, jak się okazuje. Po raz kolejny zacytujmy zapomnianego, acz wielkiego poetę - "Płynie czas i zabija rany". Żeby już powoli się tym przestać zajmować, zacytuję swój list in extenso, byłem wtedy naprawdę wściekły :)  Jeśli nie macie ochoty czytać tych zapomnianych wścieków, to potem jest jeszcze trochę innych rzeczy i Zdziś. Przy czym, jak widać, zmiana redaktora naczelnego niewiele w tym piśmie dokonała. Gdzieś mi się te cytaty z Kuzniecowej i Krajskiego zgubiły, ale możecie się domyślać  co tam było.


Szanowni Państwo, pozwalam sobie przesłać  list, który w formie pisemnej wysłałem dziś do 
poniższego adresata. Zdaje sobie sprawę z nadmiaru emocji, z którym go pisałem, może to błąd. 
Mam jednak wrażenie, ze zbyt często pomijamy milczeniem tego typu zdarzenia, które dzieją się 
w przestrzeni publicznego dyskursu. Jeśli wierzyć stronie www, "Wprost" dociera do 2,5 mln 
czytelników. Nasze głosy, to w większości przypadków pisk myszy w porównaniu z możliwością,
 jaka daje wielkonakładowy tygodnik. Nie łudzę się oczywiście, ze ten list i stanie się elementem 
większej polemiki. Sądzę jednak, ze powinniśmy czasami dać głośny wyraz swoim przekonaniom. 
Jestem mało ważnym elementem tej skomplikowanej układanki, wiec potraktujcie to jedynie jako 
sposób na odreagowanie wściekłości, smutku i poczucia upokorzenia. Pozdrawiam Wojtek Kozłowski 

link do artykułu Radwana - http://www.wprost.pl/ar/?O=71890

Pan Marek Król
Redaktor Naczelny "Wprost"
Warszawa 
List otwarty.
 

Pan Marek Król

Redaktor Naczelny "Wprost"

Warszawa

List otwarty.

Szanowny Panie Redaktorze!

W numerze 1154 (z 16.01.2005) Pańskiego Pisma ukazał się tekst Łukasza Radwana "Wydzielina z artysty". Napisany wg najlepszych wzorów czarnej propagandy, jest kolejnym przykładem zbydlęcenia dyskusji o sztuce współczesnej w dużej części polskich mediów. Dyskusji, w której nie liczą się argumenty, wiedza i fakty, a jedynie brak kompetencji i przekonanie o najwyższej słusznośćœci poglądów i gustów autora. Nie sadzę przy tym, że ten artykuł jest li tylko wyrazem niekompetencji i dezynwoltury Pana Radwana. Jest, jak się wydaje, oficjalnym stanowiskiem Pańskiego Pisma wobec tego obszaru sztuki współczesnej, który z racji braków w wykształceniu wydaje się Wam być niezrozumiały i powszechnie nieakceptowany. Szkoda, że tak wielu polskich uczestników życia kulturalnego bez żenady przyznaje się do niewiedzy i ciasnoty poglądów Niebezpieczne jest przy tym to, jak bardzo poglądy te przypominają, jeœli chodzi o sztukę współczesną, wypowiedzi wszelkiego rodzaju apologetów totalitaryzmu w kulturze. Mam nadzieję, że Pan Redaktor zna pojęcie "Entartete Kunst", którego dalekim acz podobnym w konsekwencji echem jest artykuł Pańskiego pracownika. Pomijam już fakt, że jest w tym tekście mnóstwo zwykłych kłamstw (przepraszam - rozminięć z prawdą), nadużyć , inwektyw - jest po prostu przepełniony nienawiścią. Żeby nie być gołosłownym, (choć z fundamentalizmem nie da się dyskutować) kilka przykładów. Jeśli kolekcjonerzy i muzea chcą się pozbyć "śmierdzących" dzieł Josepha Beuysa, to czemu w Tate Modern, jednej z najbardziej prestiżowych galerii na świecie trwa właśnie jego wielka wystawa? W celu totalnego zasmrodzenia? Po ile sprzedaje swoje prace Rafał Bujnowski (jak twierdzi Radwan, "praktycznie niesprzedawalny"), łatwo sprawdzić i nie są to sumy małe. Jeśli galerie nie zachwycaj się działalnością Roberta Kuśmirowskiego, to czy Kunstverein in Hamburg, gdzie trwa właśnie jego wystawa, nie jest galerią? Itd. itp. Radwan łże, by naciągnąć fakty do swoich tez. Trudno to nawet nazwać dziennikarstwem.

Aby dać zarówno Panu, jak i Łukaszowi Radwanowi jeszcze więcej argumentów, załączam dwa teksty, mogące być doskonałą pomocą w jeszcze lepszym deprecjonowaniu "sztuki zdegenerowanej". Pierwszy, to opublikowany w 1951 roku w "Przeglądzie Artystycznym"(nr 6) tekst I.A. Kuzniecowej "Amerykańskie malarstwo i krytyka artystyczna na usługach imperialistycznej reakcji" (przedruk w: "Nowoczeœśni a socrealizm", Galeria Starmach, 2000) , drugi, autorstwa Stanisława Krajskiego, pochodzi z "Naszego Dziennika: (nr 248/04). I jeszcze cytat niezmiernie pomocny (z książki Piotra Krakowskiego "Sztuka III Rzeszy") "Adolf Ziegler otwierając 19 lipca 1937 roku wystawę "Entartete Kunst", mówił: "Znajdujemy się na pokazie, który obejmuje z całych Niemiec zaledwie ułamek tego, co w ogromnej liczbie zostało przez muzea zakupione z zaoszczędzonych pieniędzy narodu niemieckiego, a następnie pokazywane jako sztuka. Widzicie wokół siebie owe wytwory obłędu, bezczelności, ignorancji i zwyrodnienia. To, co ten pokaz prezentuje, wywołuje w nas wszystkich wstrząs i odrazę."

Szkoda, Panie Redaktorze, że Pańska ewolucja światopoglądowa akurat w obszarze estetyki zatrzymała się na poglądach tow. A. Żdanowa, może czas na odrobinę rewizjonizmu... Lukacs chociaż, bo przecież na Habermasa to już nie liczę... Tak naprawdę, to myślę, że działalność Pańskiego pisma jest szkodliwa dla sztuki polskiej, która i tak przeżywa ciężkie czasy. Nie stara się Pan nawet o rzetelność dyskusji, tylko piórem swoich niekompetentnych redaktorów indoktrynuje Pan czytelników, nie prezentując innych punktów widzenia. Zastanawiam się też, co na taki tekst, jak przytaczany, powiedzieliby redaktorzy z "New York Times", współpracą z którym chwalicie się na swojej stronie www? Mam dziwne wrażenie, że nie wiedzieliby, o co chodzi...Co ciekawe, konkurujące z Pańskim Pismem o target "Polityka" i Przekrój" raczej starają się być życzliwe sztuce współczesnej a w każdym razie, obiektywne. Wygląda na to, że poświęca Pan kulturę na ołtarzu sprzedawalności, podlizując się swoim czytelnikom, którzy jak się Panu wydaje, potrzebuje podtrzymania w swoich przekonaniach. No cóż, gwiazda medialna ostatnich paru miesięcy, niejaki A.H., powiedział kiedyś "Wierzcie mi , że ta cała dzisiejsza sztuka nowoczesna byłaby nie do pomyślenia, gdyby nie miała poparcia prasy. Dopiero prasa robi coś z tej mierzwy. [...] Wierzcie mi, że ten cały kicz artystyczny nie mógłby być na wystawach, gdybyśmy nie mieli owej skorumpowanej prasy, w bezwstydny sposób ważącej się narodowi, który sam w sobie jest zdrowy, podawać tę mierzwę jako sztukę i gdyby się tej prasie nie udało przeciwników takiej twórczości przedstawić jako filistrów i głupców nie znających się na sztuce." (za: Krakowski, s. 42). Jak widać, wyciągnął Pan z tej lekcji adekwatne wnioski...Ulica mawia czasem - (A.H.) może i był bandytą, ale autostrady zbudował.

Pozwalam sobie ten list wysłać do paru osób, które zajmują się sztuka współczesną, raczej dla odreagowania smutku, niźli gwoli chęci osiągnięcia jakiegokolwiek rezultatu.

Cytaty przytoczyłem za tekstem Izabeli Kowalczyk "Retoryka nienawiśćœci..." z internetowego pisma "Artmix".

Z poważaniem

Wojciech Kozłowski

P.S. 1. List jest wyrazem moich osobistych poglądów, choć nie bez znaczenia jest tu fakt, że jestem dyrektorem galerii BWA w Zielonej Górze.

P.S. 2. List nie jest, żeby nie było nieporozumień, polemiką z tekstem Łukasza Radwana, a jedynie wyrazem dezaprobaty dla jego przesłania. Nie sugeruję też zakazu wyrażania poglądów - uczciwość wymagałaby jednak przedstawienia innego punktu widzenia na podjęty temat, na co, zdaje się, się nie zanosi. Wolność słowa przede wszystkim, ale uczciwość też ważna.

P.S. 3. Ostatnia okładka "Wprost" jako żywo potwierdza niezdrowe fascynacje Pańskiej Redakcji. Ciśnie się na usta pytanie, po co robić takie rzeczy - Pański wstępniak niestety tego nie wyjaśnia, a jeśli próbuje, to co najmniej nieudolnie.

Bardzo dziś długi spacer ze Zdzisiem po Wzgórzach Piastowskich przyniósł mi odpoczynek, fizyczne zmęczenie i mnóstwo łagodnych refleksji. Piesek zachwycony, biegał luzem, bo miejsca dla wszystkich wystarczyło, choć ludzi było dużo. Mamy skarb w naszym mieście, niezwykły zupełnie.
Myślałem o działaniu Maji Ziarkowskiej, które wczoraj po siedmiu dniach się skończyło, jak bardzo mnie wzruszyło, jak bardzo było szczere i przejmujące a chyba nie tylko dla mnie. 
Szedłem lasem, który wyraźnie już podnosił się do kolejnej wiosny i myślałem, że wszystko co ważne, już przeżyłem, że było i niczego nie żałuję, co najwyżej przepraszam tych, których zraniłem. Mógłbym zasnąć spokojnie w tych mchach i nie obudzić więcej, z głębokim, spokojnym  przekonaniem, że nie mam po co.

 Młodzież z Panem Nauczycielem przyszła do Mai















Grzegorz i Wojtek pracowicie podpisują książki















 Zdziś z wiosną
















 Przemek Branas liczy kryształy, medytacyjnie

















 Absolutnie fantastyczny rysunek AW z wystawy w Starym Browarze




















 Misia nie może przeboleć, że nie ma już Pana z Brodą, ja też tam lubiłem przychodzić, , Żol się zmienia

















 Jeszcze jeden AW tym razem z MSN


















 Kawka z białym sprzed PKiN
 
















 I jeszcze raz AW z MSN, absolutnie genialny.















Oprowadza Jan Michalski


 



 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 Zdobyliśmy górę