sobota, 17 maja 2014

Podsumowania i przeprosiny

Gdzież ach gdzież te czasy, kiedy pisałem codziennie, a nawet czasem miałem ochotę na pisanie kilku postów w tym czasie...Odeszły cichutko, nie tupiąc nawet, nie śpiewając wesoło, ponuro odeszły spode łba się czasem oglądając. Przepraszam Was zatem raz jeszcze, bardzo, bo poza lenistwem usprawiedliwienia żadnego nie mam. Fakt, pracowałem nieco intensywniej niż zwykle, żeby do 12 spełnić swoje marzenie dawne i nierealne. Spełniłem je i to zwycięstwo nad oporem mdłego ducha bardzo mnie nim jednocześnie podniosło. Zmiany niekosmetyczne, nowe miejsca, trochę myśli wymyślonych. Jest OK!
 W galerii wystawa Jakuba J. Ziółkowskiego, którą się muszę chwalić na wszystkie strony bo niezwykła, pod każdym względem szalona. 196 magicznych obrazów Jakuba. Gigantyczna praca, którą wykonał Marcin budując architekturę, absolutnie nie do przecenienia. Realizacja całości przez Karolinę perfekcyjna. Mam zespół, że w Momie by mógł bez najmniejszych problemów albo i lepiej. I szczęście, że z nimi pracuję.
 Zdjęcia niedługo na FB i stronie będą, więc się tu nie będę wizualnie chwalił, ale to naprawdę trzeba zobaczyć. No dobrze, mała próbka z mistrzem PIERWSZEGO planu:





















Umarł Marek Nowakowski, mistrz mojej nieudałej, literackiej młodości. Nie pamiętam za dobrze, jak na niego trafiłem, ale chyba miało to związek z licealnymi fascynacjami Markiem Hłasko. Pamiętam swoje pierwsze wypożyczone jego opowiadania, z wypiekami czytane, to chyba był "Ten stary złodziej", zakochałem się w tym pisaniu od razu, w jego lapidarności, braku litości, precyzji opisu no i trochę przez tę egzotykę ludzi spoza systemu. Co oczywiście zabawne przy moim strachu przed przemocą fizyczną i izolacją, przed mechanicznym systemem i brakiem uczuć. Jednak wiedziałem, że to jest naprawdę na serio, ale jednak literatura. Od samego początku wiedziałem, że on lubi swoich bohaterów, ale jednak dość szybko dowiedział się, że to nie jest jego droga. Potem starałem się czytać wszystkie kolejne książki, dopiero jakieś bardzo złowrogie sojusze w w latach 90-tych trochę mnie odstraszyły. Jednocześnie zawsze czułem w nim jakąś surową prawość. Nie wiem, jak to określić. Jakieś 3 lata temu szedłem Alejami od Degola w stronę ronda i w okolicach Smyka zobaczyłem go, surowego, wyprostowanego, szedł z kimś w swoim wieku. Odruchowo i z jakąś nastolatkową nieśmiałością ukłoniłem mu się, surowo skinął głową i mrugnął do mnie, naprawdę, jednym okiem. Mam to w oczach. Pan Różewicz, Pan Mrożek, tak, smutno było, ale to piedestał. Wysokość. Z chmur skinienie łaskawe. Pan Marek był z ziemi, z Warszawy, nie wiem, czy bardziej z Pragi czy ze Śródmieścia, ale bardzo. Był trochę moim ojcem, gdyby ten prawdziwy nie wyjechał z Warszawy. Ojciec parę razy coś wspominał o swoim mieście urodzenia i to za każdym razem było, jak o czymś bardzo wielkim, wspaniałym i już niedoścignionym, bo zza morza. Choć wyjechał stamtąd jako dziecko a potem mieszkał w Odessie (biedna ta Odessa teraz, a pamiętasz babuszkę i szopę w ogródku?), to jednak chyba zawsze tęsknił na Wolę.
 Przeczytałem prawie jednym tchem "Będzie gorzej" Jana Pelca. Nigdy jakoś na to nie trafiłem, no ale zaszłości w lekturze mam duże, nie tylko czeskiej literatury. Bardzo piękna opowieść o wychodzeniu z systemu. Czytałem to z zazdrością, trochę rozbawiony nawet bardzo czasem, trochę zadziwiony pojawiającym się tam obrazem Polski i Polaków (wszystko dobrze, ale mój rodak nie znający podstawowego cytatu ze Szwejka to jednak dziwne, może sobie wymyślił go autor jednak). Żulersko-hipisowskie towarzystwo jest opisane z miłością szczerą i bolesną. System bardzo śmierdzący, niechęć do oportunizmu zapiekła. Słodka, okrutna i bardzo wolnościowa lektura.
 Bylem też w naszym teatrze na premierze, śmierć Marka Nowakowskiego, książka Pelca i ten spektakl w jakąś całość ostatnich refleksji mi się splotła. Sztuka Magdy Fertacz jest o więzieniu, przemocy i ekspresji jako próbie szukania wolności w sobie i dalej już nic nie napiszę, bom nie recenzent i na teatrze się nie znam, zawsze właściwie jestem zachwycony, choć tu najbardziej aktorami, ich odwagą i zaangażowaniem. Ale teatr trudny to temat jednak.
 Jestem systemowy do bólu. Łatwo mnie wtłoczyć w ramę, choć buntuję się nieco, to mam zadatki na bardzo mieszczańskiego mieszczucha. targa mną zazdrość wobec tych, którzy potrafią się przeciwstawić a jednocześnie wiem, że  system może stwarzać margines dla wolności własnej, może niewielkiej, ale jednak. Przepraszam za te niewiele warte refleksje. Żeby już było naprawdę konsekwentnie, poczytam sobie dziś "Sztukę III Rzeszy" Piotra Krakowskiego, po raz kolejny, choć tym razem może z notatkami. Miłego wieczoru Wam wszystkim życzę.







Brak komentarzy: