Przeklejam tu post, który wpisałem na blogu galerii Arsenał w Poznaniu (przypominam, że niniejszy blog NIE JEST oficjalnym blogiem galerii BWA w Zielonej Górze, jest moim blogiem tylko)
Podobnie, jak na dyskusji w Arsenale
też mnie tu nie powinno być. Moja niezbyt miła natura nie pozwala
jednak na pozostawienie tego, co tu Piotrze piszesz, w stanie
nieodpowiedzianym.
Zacznijmy od tego, że mój tekst to
tekst na blogu. Nie felieton, nie jakaś oficjalna wykładnia, tylko
wyraz moich odczuć, poglądów, emocji. Niemniej jednak potwierdzam
- podważam poznawczy sens takich spotkań. Rozumiem, że odpowiedź
na pytanie „czy istnieje układ?” już się w nim zawiera.
Zapraszając takich a nie innych rozmówców i sam (z Karoliną
Staszak) prezentując taki pogląd, zaprzeczasz idei poszukiwania
prawdy. Tę tezę podtrzymuję bez żadnych wątpliwości. Wyobraźmy
sobie to spotkanie bez udziału publiczności. Najpierw Monika
Małkowska, potem Andrzej Biernacki, kilka pytań prowadzącej i
Twoich. Wykluczenie z mediów, niejasne powiązania, tajemnicze
wydatki, CBA w MSN. Zrób eksperyment i wytnij wszystko, co nie jest
Waszą retoryką. Moje może nazbyt wprost porównania oddają
dokładnie to, o co mi chodzi - nie ma poszukiwania prawdy w
sytuacji, w której wypowiadają się tylko posiadacze tej swojej i
jedynej. To jest monolog.
Wykład. Ewentualnie kazanie. Nie ma tu
miejsca na inne poglądy, bo zburzyłoby to całą misternie
przygotowaną tezę o spisku, korupcji, mafii, która jak przyznała
Monika Małkowska jednak istnieje. Zważywszy zresztą na fakt, że
ważną częścią tej „mafii” MM była, pisząc o wystawach,
artystach, instytucjach, które teraz zamyka w tym określeniu, przez
całe długie lata, to stwierdzenie miarodajne. Oczywiście, znamy z
historii walki z przestępczością figurę skruszonego przestępcy,
wyznającego sądom a potem mediom tajemnice swoich dawnych kolegów.
Postawa godna pochwały w demokratycznym społeczeństwie, rzecz w
tym, że nikt z dawnych mafiosów sztuki a dziś świadków
koronnych, nie opowiada nic, o czym byśmy nie wiedzieli. Chyba, że
nie zauważyłem, choć oczywiście zapowiedź wizyty tajnej policji na
Pańskiej, bardzo mnie zaciekawiła, jak chyba wszystkich. Obecność
Adama Mazura i moja nic tu oczywiście nie zmieniła. Byliśmy
dyskutantami - zaperzonym (ja) i spokojnym (Adam), ale przecież to
Wy staliście z tej eksperckiej, autorytatywnej strony. A nie
słyszałem stamtąd jakiegokolwiek sprostowania albo próby
konsensusu choć drobnej.
Piszesz, że obniżam swoją retoryką
autorytet osób, z którymi się nie zgadzam. Przeceniasz Piotrze
moją moc. Nie mam siły, która byłaby w stanie podważyć Wasze
autorytety. Każde z Was ma po stokroć więcej zasług,
umiejętności, dokonań, żebym nawet próbował robić coś
takiego. Co do alkoholizmu, to opowiadałem sobie o tym w blogu nie w
innym kontekście, jak tylko żalu i troski. Zadziwiające, jak w tym
momencie manipulujesz i zniekształcasz moją wypowiedź, która
ewidentnie jest nie o tym, co napisałeś. Ale to kwestia Twojego
sumienia, jak wolisz.
Co do orwellowskiego porównania to
faktycznie może nie powinienem. Nietrafione. Przyznaję Ci rację,
bo jeśli Trockim jest Biernacki, to kto jest Stalinem? Szymczyk? To
jednak głupie i wycofuję się. Co nie zmienia faktu, że jeśli nie
seans, to po prostu nie orwellowskiej ale zwykłej nienawiści.
Przaśnej i takiej, do jakiej w sumie się przyzwyczailiśmy.
Zarzucasz mi, że nie odpowiadam na
pytania, które stawiają Twoi goście? Rzecz w tym, że to nie są
pytania, tylko bardzo konkretne tezy, wypowiadane w tonie objawienia,
odkrycia spisku. No przecież, jak AB powiedział, sprawą MSN
zajmują się już służby specjalne. Może poczekajmy, co wykryją?
Wiesz, zabawne w tym wszystkim jest to,
że ja jakoś lubię Andrzeja Biernackiego, jako człowieka. Że
kiedy patrzę na to, co robi w Łowiczu, czuję podziw i szacunek. Że
dzielę z nim fascynację niektórymi artystami (Włodzimierz
Pawlak). Z drugiej strony retoryka, w której pisze się o sztuce
przez pryzmat cen płaconych prze MSN za dzieła do kolekcji
niepokojąco przypomina zabieg z wystawy „Entartete Kunst”, gdzie
przy pracach były umieszczone, gwoli wywołania oburzenia „prostego
człowieka”, ceny płacone przez niemieckie muzea. I wybacz -– to
nie jest „argumentum ad hitlerum” tylko prosta konstatacja
łudzących podobieństw w postępowaniu. Naziści często zresztą
stawiali tezę o spisku krytyków, muzealników i żydowskich
artystów i marszandów. Jakoś nie mogę się oprzeć wrażeniu
dokładnie takiego samego myślenia. Oczywiście AB nie jest
politykiem i antysemitą, ale gdy Pan Mazurek, który siedział w
pierwszym rzędzie w trakcie arsenałowego seansiku, głośno mówił
o politycznym kontekście omawianego spisku, przeszedł mnie dreszcz.
Słaby, rzekłbym, dreszczyk, ale jednak.
Wracając jeszcze do odpowiedzi na
pytania - jakoś nie czuję się być rzecznikiem wielkich
instytucji, mających swoją politykę, albo galerii, które
realizują swoje programy za swoje pieniądze (tak oczywiście,
poprzez swoje fundacje uczestnicząc w konkursach ministerialnych na
granty - jakoś nie zauważyłem w regulaminach tych konkursów
punktów wykluczających fundacje działającej na rzecz galerii -
może zapostuluj coś takiego, w końcu jesteś dyrektorem poważnej
instytucji).
Kolekcja MSN jest tworzona na różnych
poziomach. Jest też w niej miejsce na sztukę światową, choć
możemy sobie wyobrazić kolekcję bez niej. Są tanie linie
lotnicze, zawsze przecież można zwiedzić inne muzea. Przyjmując
takie izolujące założenie, stawiamy na zabawne odcinanie się od
tego, co się w sztuce dzieje teraz na rzecz- no nie wiem czego.
Dumnej Polskie Sztuki Narodowej? Ale jaka ona jest i gdzie? Bardzo
bym chciał zobaczyć listę zakupów muzealnych AB albo nawet Twoją.
Zupełnie poważnie. Odnoszę przy tym nieodparte wrażenie, że przy
całej swojej polityczności, konflikt ten jest sporem o formę. W
którym za wcielenie wszystkiego, co najważniejsze we współczesnej
sztuce uchodzi twórczość Francisa Bacona (którą uważam za
wielką). wszystko zaś, co obrazem nie jest, jest tylko kupą
rupieci (patrz teksty MM i AB). Przerabialiśmy to niejednokrotnie.
Ty też. W liceum. Jeśli nasza rozmowa ma przebiegać na poziomach
licealnego wykluczania wszystkiego, co nie ręką Mistrza uczynione,
to chyba jednak nie ma sensu. Wydawało mi się, że ta dyskusja jest
już odbyta a jej powtarzanie jest jakąś dziwną formą echolalii
jedynie, ale jak widać ciągle jeszcze trwa. Przynajmniej w
Poznaniu, pozwól na drobną złośliwość.
I jeszcze o agresji. Byłem zły, to
fakt, jak zawsze wtedy, kiedy wiem, że i tak ostatecznie spuścisz
ze smyczy swoje krasnalopsy. Które oczywiście obrzucą mnie stekiem
wyzwisk, zmieszają z błotem i zrobią to co robią zawsze. Tak,
wkurza mnie potwornie anonimowość, która służy komuś jedynie do
bezkarnej werbalnej agresji. Tak, ja wiem, zaraz przywołasz Guerilla
Girls, choć pewnie nie przywołasz...Żart. Ja przywołam raczej
rasistowskie wpisy na forach, bo to ta poetyka.
Popierasz ich działalność, uważasz
za pozytywną i nigdy nie próbowałeś nawet się zająknąć, że
pisanie o kimkolwiek w ten sposób nie jest zaczynem dialogu. Twoje
sumienie, Twoja sprawa, Twoje wierne krasnalopsy. Jakbyś nie był
koncyliacyjny i elegancki, zaraz zza rogu wystaje paszcza, która
wyrzyguje to, czego Ci nie wypada powiedzieć. Jak to mówią w
wypadku pewnego ważnego kuratora (do którego dokonań żywię
niekłamany szacunek) - od Beuysa do Krasnala tylko krok.
Niezwykle w sumie jest też zabawne
podkreślanie swojej odwagi i pewność, że w żadnej publicznej
instytucji taka dyskusja nie mogłaby się odbyć...Skąd to wiesz?
Ktoś próbował? Myślę, że takie dyskusje mogłyby się odbyć w
bardzo wielu miejscach. Ale dyskusje –na argumenty, merytorykę,
przykłady poparte twardymi danymi. Albo finezyjne choć z różnych
pozycji spory bez argumentów osobistych. Może jednak spróbuj?
Zaprosisz jakiegoś politruka, jeśli taki tu jest?
Nauczyłem
się nie żałować niczego, więc nie żałuję swojej wizyty w
Arsenale. I muszę już kończyć, bo nie nakarmiłem Zdzisia, a jest
to piesek równie dla mnie ważny, co sztuka i miłość. Co piszę,
by dać Ci łatwy argument ośmieszający a akolitom Twym wiernym
asumpt do kolejnego rzutu gównem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz