Miało być o czymś zupełnie innym, zbierałem się, jak widzicie, długo a tu, jak zawsze, nagle,
w reakcji na bodziec. Tym razem była nim książka Znajomi Znad Morza, wydana przez Gdańską Galerię Miejską (i ASP w Gdańsku i ASz w Szczecinie), której mam zaszczyt być członkiem Rady Programowej. Sama książka to oczywiście interesujący zbiór wypowiedzi na temat historii sceny trójmiejskiej i czepiać się nie mam czego. Może tylko, że przy tej ilości redaktorów, współautorów itd. literówka w nazwisku wybitnego anarchisty Janego Waluszko to trochę wstyd. Ale czepianie się literówek jest błazeństwem.Chciałem o czymś innym, chciałem mianowicie o tym, o czym wszyscy zapomnieli a co wzbudziło moje poczucie przegranej, bezskuteczności działań a i garść refleksji o pamięci i zapominaniu. To jest oczywiście z bardzo mojego punktu widzenia, bardzo osobiste i przez to niszowe. Uniwersalny jest tu co najwyżej mechanizm, znany skądinąd i ciągle działający - pisanie historii poprzez wypieranie, zapominanie, wykluczanie. Najczęściej zresztą nieświadome i niezawinione, acz często wynikające też z niewiedzy i niechęci do pogłębionego riserczu.
Zresztą, moje żale, pewnie niesprawiedliwe i nieuprawomocnione, wynikają też z poczucia zaniechania. Nie raz myślałem o rzetelnym podsumowaniu działalności galerii "po", nie raz nie mogłem mieć pretensji do kogoś, kto nie mógł dotrzeć do źródła, bo go nie było. Więc tak tu sobie poroję jedynie, nie traktujcie tego poważnie, ot wspominki i sentymenty.
Nie ma Zielonej Góry w tej książce a przecież galeria "po" a więc i BWA były jednymi z nielicznych miejsc instytucjonalnych w latach 80. w których Szkoła Gdańska miała swoje istotne miejsce.
Wszystko zaczęło się w kwietniu 1985 roku, kiedy Wojtek Zamiara przyjechał tu z pracownią profesora Jana Berdyszaka, mimo że w niej nie był. To był moment, w którym zaprzyjaźnił się z Leszkiem Krutulskim (bardziej) i trochę ze mną. Przyjechał potem właściwie niezaproszony na I Biennale Sztuki Nowej, na którym swój dyplom pokazał także Grzegorz Klaman. Była to pierwsza prezentacja jego twórczości poza Trójmiastem. Zamiara prezentował swoje prace, instalacje, perfromansy i murale w latach 80. co najmniej 7 razy. Później zrealizował w BWA wystawę "Mózg-Teleportacja", wyprzedzającą o blisko 2 dekady przeniesienie tego bydgoskiego klubu do Warszawy.
Była to wystawa precedens, nie pamiętam czy przedtem a i nie jestem pewien, czy potem miał miejsce taki hommage dla miejsca- klubu muzycznego. Może gdzieś za granicą. To na plenerze w Lubsku w 1993, gdzie spotkali się studenci pracowni Witka/Wojtka z moimi, Wojtek zrealizował film bez tytułu, tu ze zbiorów MSN. Wystawa "Patrzę" w 2009 była, można powiedzieć, ukoronowaniem tych wieloletnich, bardzo towarzyskich kontaktów.
Witosław Czerwonka był jednym z kilku nominujących artystów do udziału w I BSN. Stąd obecność Adama Harasa, Grzegorza Klamana, Marka Modela, Eugeniusza Szczudło. Potem prezentował raz jeszcze trójmiejskich artystów na III BSN, m.in. Marka Mackiewicza, Marka Rogulskiego, Sławomira Górę, Roberta Rumasa. Jedną z ważniejszych dla mnie wystaw w historii BWA była "Niezgoda" - plener pracowni Witka Czerwonki i Wojtka Zamiary, na który przywieźli swoich najlepszych wtedy studentów. Na pewno o kimś zapomnę, bo piszę z pamięci a paradoksalnie tej wystawy nie ma w naszym archiwum - byli tu wtedy Robert Rumas, Robert Kaja, Kamila Cząstka, Tomek Kuchta, Jarek Bartołowicz, Martin Blaszk, Marcin Rupiewicz, Andrzej Awsiej, Jacek Kornacki, Marek Mackiewicz, chyba wymieniłem wszystkich. To wtedy, gdy z Robertem Rumasem penetrowaliśmy zielonogórskie lokale w poszukiwaniu ukradzionej kamery, na zawsze zmienił się kształt nosa artysty. Mojej histerycznej reakcji na to zdarzenie też nie zapomniałem.
W latach 86-90 pokazaliśmy w galerii "po", którą z Leszkiem Krutulskim przy BWA prowadziłem, wystawy: Grzegorza Klamana z Kazimierzem Kowalczykiem, Jarka Flicińskiego z Kacprem Ołowskim, Witka Czerwonki, Zbyszka Kosowskiego z Rafałem Roskowińskim (+ Robert Rumas), pokaz filmów Totartu prowadzony przez Konika. Wydaliśmy jako galeria "po" pierwszy zwarty zbiór tekstów Totartu, wprawdzie w 100 egzemplarzach, ale jednak. To dziś biały kruk. W latach 90. powstało więcej miejsc dla sztuki i w Trójmieście, i w Polsce, więc te ścisłe a przynajmniej bardzo towarzyskie związki z nadmorskimi artystami osłabły. Niemniej jednak Adam Witkowski, który deklaruje w książce przejście na pozycje klubowo muzyczne, występował tu, w BWA ze swoimi zespołami 2 razy, podobnie jak Dick4Dick czy co najmniej kilku innych gdańskich muzyków. Wspomnę tylko jeszcze, że dużo później swoją prezentacje miała tu inna pracownia z gdańskiej ASP, prowadzona przez Roberta Kaję, który jest też autorem ważnego dla miasta pomnika Wydarzeń Zielonogórskich (zrealizowanego razem z Wojtkiem Z. zresztą). Nie wspomnę już wielu innych ujawnień artystów znad Zatoki, bo byłoby z tego jeszcze sporo nudnych linijek.
To całkowite i literalne pominięcie zielonogórskiego odprysku historii w książce o znajomych znad morza jest przecież typowe i poza poczuciem niedowartościowania mam co najwyżej żal do paru osób, że nie wypowiedziały choć zdania. Galeria w Zielonej Górze była dobra na początek, potem już właściwie blaknie i rozpływa się w niebycie wspomnień przytłumionych towarzyskim spotkaniem, używkami, anegdotą. Dla mnie jest ta książka nauczką za zaniedbanie własnej historii, za brak porządnego źródła, za zaniechanie i lenistwo.
Martin Blaszk - Historia, schemat pracy z wystawy pracowni Witosława Czerwonki
1 komentarz:
Jestem pod wrażeniem. Bardzo ciekawie napisane.
Prześlij komentarz