Nie wiem jeszcze, jaki tytuł tu dam, może to nawet nie ma większego znaczenia. Obiecałem sobie, że nie będę tu nawiązywał do zdarzeń publicznych , ale jakoś nie chce mi się przejść do porządku dziennego nad zamachem na redakcję Charlie Hebdo. Zawsze miałem słabość do gazet satyrycznych i takiż rysunków, "Szpilki", w latach 70. były właściwie moim uniwersytetem, dzięki któremu mogę ciągle słuchać skeczy "Salonu Niezależnych" i oglądać MP, ale polskie kabarety en masse śmieszą mnie jak wypadek samochodowy. To, co się zdarzyło w Paryżu to historia straszna i uderzająca w sam najgłębszy sens naszego świata - wolność śmiechu. Bardzo Was przepraszam - śmiechu, także z wszystkiego, może tylko trzeba się zastanowić, gdy to jest realne, ludzkie, straszne cierpienie. Ale nawet wtedy bywa oczyszczający. Gdy to czytałem, czułem jak moje przyziemne problemy odlatują w konfrontacji z czymś tak bardzo głupim i niesprawiedliwym.
Ale żeby złagodzić - też o dziennikarstwie, dużo mniej ryzykownym, niż to w ChH - znalazłem się otóż w felietonie Karoliny Plinty o "mistrzach stylu" w polskiej sztuce razem ze Zdzisławem i oczywiście licznymi kolegami po fachu. Ale może, żeby nie mieszać porządków, o tym jutro. Jakoś się nie mogę otrząsnąć. I zapamiętajmy te nazwiska.
3 komentarze:
A ja Drogi Wojtku - jak zresztą doskonałe wiesz - nie mam stylu ;))
Masz, masz, pzrecież nie traktujmy tego na bardzo powaznie...
To jest poza tym Wojtku jednak ci "mistrzowie" gryząca ironia...
Prześlij komentarz