Biennale bardzo jednak owocne, dużo spotkań, dużo pomysłów raczej optymistycznie niż nie, w znaczeniu ciekawych prac, nowych artystów, wiary w moc czy raczej siłę oddziaływania sztuki bo chyba jednak nie w sprawczą. Chciałbym, żeby było przekonywająco, żebyście chcieli teraz zaraz tam jechać, ale to moje pióro, czy raczej klawiatura opory mi stawia i tylko mi na myśl przychodzi, że po prostu trzeba. Taka niezbyt wyrafinowana opinia to będzie, emocjonalno-przeczuciowa, niekoniecznie fachowa a z serca, jeśli pozwolicie.
Nie lubię rankingów, ale trochę mnie bawi, że w większości tych, które czytałem, dominują prezentacje i analizy tych największych i głównie z Giardini ewentualnie z Arsenału, jakby autorom nie chciało się pochodzić po mieści, gdzie przecież drugie tyle wystaw narodowych. Najczęściej małych ale w niezwykłych niekiedy miejscach, bo Wenecja pełna jest takich. W moim subiektywnym prywatnym rankingu miejsce pierwsze zajmuje Islandia i Christoph Buechel - idea meczetu stworzonego w kościele, zdesakralizowanym, ale jednak, przenikanie kultur, analiza historii miasta, urealnienie problemów, które są tak poważne przecież. To wielka odwaga i przykład dobitny, że kiedy artyści stawiają poważne pytania, nie jest to ani publicystyka ani nauki humanistyczne tylko coś zupełnie innego, co tylko oni mogą zrobić. Pawilon Estonii to opowieść Jaanusa Sammy, która jest rodzajem rozpisanego na filmy, wykresy, przedmioty, zdjęcia i muzykę "Lubiewa", bardzo tylko smutnego i przejmującego. Jeśli pamiętamy, że homoseksualizm w ZSRR był karany więzieniem, że do dziś w Rosji jest to przestrzeń opresji i wykluczenia, to możecie sobie wyobrazić atmosferę tej wystawy. Jej siłą jest wielowątkowość, poetycka ale dosłowność obrazów a katharsis to niewielka loża, do której wchodzi się po schodach, by popatrzeć w czerń, z której dobiegają dźwięki fikcyjnej opery poświęconej głównemu bohaterowi. Straszna, ale niezwykle sugestywna opowieść. Pawilon Łotwy to z kolei historia garażowej małej wynalazczości, w której Katrina Neiburga i Andris Eglitis opowiadają obrazem i przedmiotami o garażu jako miejscu wolnej twórczości technicznej. Bardzo to trudno opowiedzieć czy sfotografować, to typowa praca do kontaktu bezpośredniego, wobec której jestem nieco bezsilny, ale czuję jej siłę we wspomnieniach, które mogę sobie na pstryk przypomnieć, ale nie umiem ich przekazać. Powierzchnie, nibyintarsje z różnych kawałków drewna, na wideo milczący faceci z petami naprawiający coś czego nikt inny by nie potrafił naprawić. Też bardzo jednak postradzieckie.
Pawilon Luxemburga na mieście, Filip Markiewicz opowiada o swoim kraju, jako miejscu wielkich interesów ale też imigracji, pyta dość zdecydowanie o sens zdarzeń, relacji, interesów, niesprawiedliwości także poprzez jakże ironiczny tytuł (Paradiso Lussemburgo). I jeszcze Litwa, niezwykłe zupełnie Muzeum Dainiusa Liskeviciusa, podobnie jak w wypadku Estonii i Łotwy osadzone w dociekaniach nad opresyjną radziecką przeszłością. A w pawilonie Tajwanu coś nieopisywalnego, jarmarczny marynarz, sztuczki magiczne i orintalnocyrkowa muzyka. Bardzo uwodzące.Kiedy teraz przeglądam katalog widzę, jak wiele miejsc pominąłem i jest mi wstyd nieco, ale też ludzkie siły nie poradzą przy tej ilości. W Giardini i w Arsenale większość pawilonów jest do bólu przewidywalnych i nie że złych, po prostu oczywistych. Tak bardzo nie umiem Wam tego opisać, że mogę tylko powiedzieć - jedźcie sobie sami. Bo trzeba. A wystawa kuratorska w tym roku bardzo dobra, moi przewidywalni faworyci to Taryn Simon, Mika Rottenberg, Hans Haacke, Jeremy Deller, Carsten Holler, ale też artyści których nie znałem - Abu Bakarr Mansaray, Karo Akpokiere, Sonia Leber&David Chesworth (fantastyczne wideo Zaum Tractor). Mnóstwo doskonałych prac zamykających się w opwieśc o naszym świecie tak bardzo i niepokojąco wypełnionym bólem.
Mnóstwo świetnych wystaw w weneckich pałacach, z których najważniejsza dla mnie to "My East is Your West" Shilpy Gupty z Indii i Rashida Rany z Pakistanu w Palazzo Benzon. Wielowątkowa, gęsta, technologiczna i zupełnie nie, międzykulturowa opowieść o nas, jakby to banalnie nie brzmiało o ludziach w kulturze swojej cudzej opresyjnej i nie zawsze. Doznałem efektu Stendhala nieco.
A o polskim pawilonie nie umiem obiektywnie. Jak wiecie, składaliśmy z Moniką Szewczyk projekt wystawy Elżbiety Jabłońskiej. Coś nie mogę znaleźć strony z opisami projektów złożonych w konkursie, bo bym Was tam odesłał, jeśli jesteście ciekawi. Słyszałem bardzo wiele dobrych słów o Halce, cieszę się z tego patriotyczną radością, ale zastanawiam się czy jest to projekt na wielki przegląd, gdzie poświęcenie godziny na percepcję, to prawdziwe poświęcenie. Tak sobie myślę o tym werdykcie moich bardzo wybitnych koleżanek i kolegów i trochę nie wiem. Czy aby to nie jest fascynacja operą jako sztuką ciągle jeszcze ha ha wyższą? Czy wiara w "zwrócenie uwagi na problemy Haiti" nie jest wiarą zbożną? To jest ciekawa praca, ale uprę się, że nie na Biennale, gdzie większość widzów, nawet z branży, musi w ciągu kilku dni, świadomie, zobaczyć kilkaset prac o różnej wielkości, różnym timingu, różnych zawartościach. I nie chodzi o to, żeby im ułatwiać. Ale dobrze coś naprawdę zrobić dla innych, w sztuce też. .Jak mówię, nie jestem obiektywny, ani troszeczkę, jestem zawistny zawiścią współprzegranego. I mówię to, uważajcie, tylko za siebie, nie za artystkę, nie za współkuratorkę, za siebie, tylko i wyłącznie. Mam nadzieję, że się nie obrazicie tylko docenicie, że jestem szczery, bez fałszywej skromności i ściemniania.
Łotwa
Luxemburg
Tajwan
Islandia
Chcę zostać koszykarzem
Przerwa w pracy nad wystawą - Tomek , Zdziś, Basia, Michał, Marta i Wojtek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz