Zapamiętam tę datę na zawsze chyba a na pewno długo jeszcze będę pamiętał. I nie mogło pewnie być inaczej. Nie dałoby się po prostu. Wszystko sobie przypominam, same prawie zle to rzeczy były, nie ma za czym tęsknić i dla wszystkich dobrze. Może Zdziś jedyny tu ucierpiał, ale to tylko piesek mały. Monika powiedziała dziś, żem trochę stuknięty na jego punkcie i może to prawda.
Trzy lata temu o tej samej porze byłem tu i może nawet źle nie było, drętwo może nieco, momenty ciszy, choć też zabawnie, ucieczka z altany na działce i zlotozęba babuszka zachwalająca ją jako raj na ziemi, bo z Petersburga przyjeżdżają do niej od dawna. Moja fascynacja klimatem jak ze starego radzieckiego filmu i juz wiedziałem, że jednak uciekać. Ale potem arbuzy, spadanie z materaca i parasol, pusata chata i najglupsza knajpa meksykańska ever na Małej Arnautskiej. Może nie źle, może nazbyt zwyczajnie, ale pamięć płata figle, zapamiętuje jakiś ciemny przystanek niewiadomogdzie jako miejsce poczucia pewności, bezgranicznego szczęścia i że wiecznie juz tak będzie, najlepiej, po drugiej stronie bar suszi, jakis nowy dom obok i szyny tramwajowe. Pamiętam jakbym patrzył na zdjęcie. Co oczywiście teraz nie ma już najmniejszego znaczenia. Jest tak jak jest a przeszłości przecież tak naprawdę nigdy nie było.
czwartek, 10 września 2015
10.09
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz