Teraz, z perspektywy, myślę sobie, że jednak bardzo byłem głupi i nieodpowiedzialny, że cały czas byłem w pracy a jak nie, to z kolegami w karczmie. I wstyd mi, i wiem, że już nic się nie da odkręcić, wszyscy zranieni i połamani. Teraz przynajmniej nikt nie czeka, Zdziś jest cierpliwy nad wyraz i wybacza mi nieobecności, które zresztą nie zdarzają się zbyt często, bo piesek raczej tu cały czas. Mimo wszystko śmieję się czasem w głos, że go mam. To jakoś trudne do pojęcia, choć oczywiście nie wyobrażam sobie teraz jego nieobecności, ale jednak nie rozumiem z tego nic. I ciągle w głos się śmieję, gdy patrzę na jego zabawne 8 łap, którymi tak szybko przebiera. Ja może już czasem nie lubię towarzystwa. Wydaje mi się, że jakoś niedobrze mówię, nieśmiesznie opowiadam anegdoty, nie do końca czyste mam buty i jakby znów coś trzeba zrobić z włosami. Lepiej więc, jak nikt nie patrzy. Co oczywiście nie takie proste, jak się prowadzi tego rodzaju życie. To się staram.
W Gdańsku jeszcze niezwykła wystawa Agaty Nowosielskiej, o której malarstwie nieraz jeszcze usłyszycie i wspólna Gizeli Mickiewicz i Jaromira Novotnego. Też bardzo ciekawa a obie w Gdańskiej Galerii Miejskiej. Musiałem wyjechać a nazajutrz był pogrzeb Danki Ćwirko-Godyckiej, którą znałem jeszcze z bardzo dawnych czasów, z pierwszego PGS za czasów Ryszarda. Och, nie znoszę tego odchodzenia ludzi, z którymi nigdy nie zdążyłem porozmawiać tak, jakbym chciał. Nie wiem. A nieuniknione - i nie jest to myśl krzepiąca.
Salon Jesienny za chwilę, jakoś polubiłem to spotkanie osób dawno nie widzianych, czasem fajne w budowaniu relacji, które w inny sposób by nie powstały. Też radość jest dotykania i określania prac względem siebie, dialogowania ich i kontekstowania. Rzadko mam taką okazję, to wykorzystuję.
Oprowadzałem dziś licealne dziewczęta i ich koleżanki z Rosji i Indii po wystawie Kamy Sokolnickiej. To wieloznaczna, wielowątkowa, dostosowana do miejsca i umieszczona w kontekście miasta ekspozycja, o której wolę raczej emocjonalnie, niż rozumowo. No ale tu musiałem i wspinałem się na wyżyny swojego angielskiego i rosyjskiego i prawie mi się udało, gdy nagle wpadł Zdziś i wszystkie moje poważne kwestie utonęły w zachwyconym pisku gości. Ale mówiąc poważnie były ciekawe, dociekliwe, inteligentne i zupełnie niestereotypowe. Takie momenty wracają mi nadwątloną wiarę w sens tego, co robię. Był Zbyszek. Jakoś spokojnie byliśmy, mało, ale ze zrozumieniem.
Teraz trochę zdjęć.
Jestem tu sam, jak to się kiedyś mawiało.
Takie miejsce w środku miasta, nic nie widać, ale jednak dziwnie |
Tak czasem spoczywam |
Pozycja rzadka |
Jeden z moich ulubionych miejskich pejzaży |
Ważni goście na wystawie Kamy |
Kiosek w Gdańsku |
4 komentarze:
A słyszałeś o niedawnej wizycie ministra Kurskiego w Zachęcie na ekspozycji "Zaraz o wojnie", który od domagał się od pracowników tej instytucji odpowiedzi na pytanie: "kiedy będzie wernisaż tej wystawy?".
:D
Nie, ale mnie takie rzeczy już zupełnie nie dziwią :)
Ludzie z Zachęty wysnuli wniosek, że on najwyraźniej nie rozumie słowa "wernisaż" ;))
No, jest to słowo obcego pochodzenia, więc raczej nie wypada mu się przyznawać nawet do takich znajomości.
Prześlij komentarz