piątek, 22 września 2017

Autumn in New York

Kilka dni w NY trudne do opisania. I zdjęcia tu trudno umieścić, wiec też do pokazania. Więc było klasycznie-MOMA, Guggenheim, MET. We wszystkich spotkania z doskonale znanymi
Znajomymi, trochę wzruszeń (bo jednak przypominają się dziecięce fascynacje Miro, Celnikiem R.
Van G.) ale i olśnienia, bo jednak Matisse to był malarz skończenie genialny. Okropna wystawa
o francuskim symbolistach spod znaku róży i krzyża po raz kolejny przekonała mnie o nędzy
tego obszaru w sztuce, nędzy smutnej i niedozniesienia. Ale np. F.L. Wright to wielki architekt był a projekty "typowego amerykańskiego domu" działają do dziś i powinny zawstydzać naszych mistrzów rajzbretu. Sporo tez rzeczy nieturystycznych-kawałek Quinns z mnóstwem chińskich sklepów, salonów masażu, barków itp. Przed MET przed deszczem obserwowałem pracę ochroniarza, który bez przerwy ustawiał ludzi wchodzących i wychodzących z niezachwianym i stoickim spokojem.
Byłem też w Bronx Museum of Art, całkiem dobra wystawa i całkiem pusto. No i pojechałem na grób Billie Holiday. Nie jestem jakimś czułostkowym przygłupem, ale jednak musiałem to zrobić. Kiedy 42  lata temu usłyszałem ja pierwszy raz w audycji Henryka Cholińskiego wiedziałem, że nie przestanę tego słuchać nigdy. Audycję miałem nagraną na szpulowy, słuchałem jej w kółko i kiedy po latach kupiłem sobie wszystkie chyba jej nagrania, niektóre znałem nuta po nucie. Na cmentarz St. Raymond jechałem długo, też autobusami, których używania musiałem się nauczyć. Trafiłem na grób dość szybko, trochę kamieni, trochę zeszłych kwiatów, położyłem moją lilię, bo nie było kamelii i nie było jakiegoś niezwykłego wzruszenia albo łez. Byłem tu bo w końcu musiałem zamknąć coś, co zaczęło się jak miałem 14 lat i nie tyle, ze się skończyło, ale przecież powoli kończy.
W jakimś sensie podróż ta przebiega pod znakiem ostatecznej już konstatacji, że nie jestem ani w żaden sposób nie byłem wyjątkowy. Nigdy i dla nikogo. To miasto potrafi o tym dobrze przypomnieć
I jeszcze dziś wieczorem w metrze zaatakował mnie karaluch.

Brak komentarzy: