poniedziałek, 18 września 2017

Pierwszy dzień w Nowym Jorku niby na Mannhatanie, ale bez
  turystycznych przeżyć a wręcz przeciwnie. Na kampusie
CUNY. Może nieturystyczne, ale od razu "jak w filmie".
O ile wczorajsza jazda z lotniska by A traine była jak
z typowego nowojorskiego obrazu z obowiązkową czeredką
freaków, o tyle teraz jestem w mlodzieżowym filmie
o współczesnych nastolatkach. Wszystkie rodzaje
ubrań, fryzur, kolorów, wcielenie snu o powszechnym
dostępie do edukacji. Wszystko to w dekoracjach z XIX
tego wieku, przemieszanych z brutalizmem lat 60.
co zaprojektował Marcel Breuer. Gdyby nie Bill,
Na pewno bym tego nie zobaczył, podobnie jak 
zaplecza biblioteki, której bardzo ciekawa historia
tu. U dołu parę zdjęć.  
Piszę sobie na ławce, studenci się przechadzają,
Bronx, który kojarzy nam się filmowo
jest tu zupełnie innym filmem. To na razie tyle,
bo przesunięcie trochę męczy, choć ciepło
i słońce jakoś to wynagradzają.



Panorama połowy kampusu BCC



Wnętrze biblioteki












A tak w środku bo książki już
Od dawna gdzie indziej


Brak komentarzy: