środa, 24 września 2014

Porażki

Trochę tych porażek za dużo ostatnio. Próbuję je zajeść, co nie jest chyba najlepszym pomysłem. Wracam znów za bardzo, potem za mocno się przywiązuję też do myśli, że może jednak, no i bęc. Nie jest to najlepsze wejście w jesień, przepraszam Was za wspomnienie o jesieni, cóż może być teraz banalniejszego. Zresztą, zdjęcie grzybów już dałem, więc nic gorszego się tu nie przydarzy. Nie wyszło znów w tym roku, coś mi się wydaje, że już nie powinienem. No, ale lepiej już nie będzie a coraz bardziej czuję się żaden.
 Umarł Jan Berdyszak, jutro pogrzeb. Znałem Go tak długo, był ważną postacią w moim rozwoju myślenia o sztuce. W latach 80-tych sporo rozmawialiśmy, potem spotykaliśmy się też na uczelni, bo Jan zrobił bardzo wiele, żebyśmy mieli tu porządną szkołę. Nie potrafię pisać w takich sytuacjach zupełnie, ze strachu osunięcia się w nieadekwatność. Będzie mi brakowało jego rzadkich, ale zawsze ważnych telefonów.
 W Tarnowie parę dni temu. Rozmowy o galeriach BWA. Ewa Łączyńska - Widz jest wspaniałą dyrektorką i cudowną gospodynią. Nie będę tu za dużo pisał, ale pobyt był ważny, wesoły czasem ale i przejmujący. No i porażkowy. Zostałem zaproszony przez grupę Rafani do zastępstwa za Marka Medunę przy ich performansie na otwarciu wystawy. Miałem z nimi, Anią Mituś też w zastępstwie (za Zuzannę Blochovą) i Janem Trzupkiem  grać na szlifierce. No i oni zagrali wszyscy a moja się od razu zepsuła. Choć podobno wyglądało tak, jakby miało być. Wstyd mi a jeszcze Marek Puchała ze mnie dworował, że niby specjalnie. No nie było tak i jeszcze to niedługo udowodnię. To zresztą trochę czas zastępstw, na ABC zastępowałem na chwilę przy wystawie Svitu Michała Manka, ale bezowocnie też.
A przedtem absolutnie niezwykłe spotkanie z Honoratą Martin. Mam wątpliwości przy chwaleniu zbyt emfatycznym młodych artystów, ale tu się nie boję, bo co ja właściwie mogę powiedzieć takiego, żeby Jej zaszkodzić. Honorata zabrała nas późnym wieczorem na spacer po zakamarkach Tarnowa, uprzednio rozdając zatyczki do uszu. Właściwie szliśmy za Nią, niż z Nią. Co jakiś czas rozdawała rysunki, dopowiadające daną przestrzeń, z komentarzami krótkimi. Wzdłuż torów, w czarne podwórko, przez dziurę w płocie, w krzaki. Szedłem w dziwnej ciszy nie ciszy, trochę sam ze sobą, niż z innymi, z lekkim pulsowaniem krwi dobrze słyszalnym i piosenką jakąś tłukąca się pod czaszką. Przedziwne zdarzenie. Charyzmatyczna artystka, niezwykła osoba, budująca sobą świat. Takich spotkań można mieć w życiu bardzo niewiele. Bardzo się cieszę, że będziemy robić Jej wystawę w galerii już w czerwcu.
Słucham zbyt często tej piosenki, bo nie mogłem sobie kompletnie przypomnieć. Ale A.W. śpiewa ją równie dobrze, bo też była wielka choć może nie tak twarda. Posłuchajcie proszę bardzo.
Parę zdjęć jeszcze dla Waszej przyjemności:

Jednak trochę demolki w Parku 1000. A już uwierzyłem w ludzkość.
















Tarnowskie zaskoczenia




Polscy galerzyści na ABC.















Na spacerze z Honoratą.





Fałszywy Truth na tarnowskiej ulicy.
















Oryginalna tarnowska trylinka





Brak komentarzy: