czwartek, 28 maja 2015

Jak co dzień

Wracam do idei pisania codziennego, choć pewnie będzie to parę zdań a potem będzie przerwa na podróż, albo na lenistwo, brak słów lub równie istotny powód. Ilość czasu, który tracę na nic, jest niewyliczalna. Trochę to się chyba wiąże z brakiem zobowiązań. Kiedy się w życiu osobistym (o zawodowym tu nie mówię) nie ma żadnych konieczności, to to jest i luksus, ale też i nieco demoralizacji. Mogę leżeć. Mogę czytać. Mogę oglądać film. Mogę spać, pójść do kina, na spacer. Pisać.Uczyć się (powinienem). Nic nie robić w zawieszeniu pomiędzy sensem a jego brakiem. To trudny do oszacowania przywilej a jednocześnie wyzwanie. I jakoś na razie chyba nie sprostałem. To jednak dla osoby tak jak ja niepoukładanej trudność wielka. Nie, żebym się żalił, po prostu opisuję, jak jest.
Spałem po południu i była to przerwa w czytaniu książki Małgorzaty Czyńskiej "Kobro. Skok w przestrzeń". Właściwie to obudził mnie Zdziś popiskiwaniem i domaganiem się wyjścia po nader obfitej kurzej kolacji. A potem już nie mogłem się oderwać i przeczytałem do końca. Ważna książka, była konieczna i uświadomiła mi też, jak niewiele wiedziałem. I poza wszystkim jest też o tym, co wojna zrobiła z ludzkimi losami. Banał i nędzna konstatacja, na poziomie drugorocznego licealisty ale co ja na to poradzę, w ten sposób przymuszę Was może do lektury. A w czytaniu "Wenecja" Petera Ackroyda i kryminał Ake Edwardsona już do połowy napoczęty. Nie czytajcie Katarzyny Bondy za to, radzę a przynajmniej książki "Tylko martwi nie kłamią". Po określeniach "królowa kryminału" spodziewałem się czegoś naprawdę niezwykłego a dostałem stek banałów. "Władał nią i z rozkoszą tonęła w poddaństwie wobec jego zmysłowości." To jedno ze zdań z długiego opisu pewnego  stosunku, wcale nie najśmieszniejsze. Helena Mniszkówna never dies. Zazdroszczę ludziom, którzy umieją pisac, ale czasem w całej jaskrawości widać, jak się w tym pisaniu źle zatracają. Może, gdybym nie miał takich oczekiwań, nie przeżyłbym równie wielkiego zawodu.
W galerii bezustanny ruch, w szkole poczucie nadchodzącego końca semestru, jak zawsze z lekka przygnębiające. Zimno jak na koniec maja. Na spacerze wieczornym dziwny bezruch świata i nadmierne przywiązanie do pieska. Panowie z pieskiem jakoś zawsze są żałośni, lekko podejrzani w swojej z nim relacji jedynej osobistej, trochę jakby biedni i bezradni. Nie podoba mi się ten imidż i coś z nim musze zrobić, oczywiście nie kosztem Zdzisia. Jakoś jest najważniejszy, choć nie  chcę z tym popadać w nadmiar, co jak wiecie, łatwo mi przychodzi.


Obudziłem go, żeby Wam pokazać jak sobie leży bezecnie.








2 komentarze:

Aneta pisze...

W nadmiarze zobowiązań można zatracić siebie. Więc czasem dobrze ich po prostu nie mieć, aczkolwiek rodzi to inne złe skutki. Oczywiście zloty środek jest najlepszą opcją wyboru, ale trudno się w niego wstrzelić :) Wiem coś o tym. Pozdrawiam serdecznie.

Joanna Zadrożna pisze...

Każdy z nas może znaleźć się w sytuacji, kiedy pomoc psychologa staje się niezbędna. Ważne jest, aby wtedy nie bać się szukać wsparcia. Profesjonaliści z https://psycholog-ms.pl/ są gotowi zapewnić Ci przestrzeń, w której możesz poczuć się słyszany i zrozumiany.