Tak, ponarzekałem. No może trochę nadmiernie, ale chyba nie jakoś przerażająco. Czasem nie potrafię się powstrzymać, czasem wszystko mnie męczy i przeraża, ale to pewnie tak, jak Was wszystkich. Zastanawiam się trochę, jak to bywało, kiedy tu na blogu potrafiłem opowiadać bardzo górne i ogólne porady i inne farmazony. Jakoś to uleciało ze mnie. W dopołudniowej rozmowie Jagna przekonywała mnie trochę, że powinienem więcej pisać. Lubię, jak mnie przekonywać, ale też chyba nie bardzo się czuję z pisaniem. Pisanie zostawmy pisarzom. Zdziś powinien szczekać i przynosić piłeczkę, ja powinienem pozostać tym kim jestem, bez dodatkowych pomysłów. No tak, napisać coś co jakiś czas, to jasne, ale żeby pisanie jako sposób życia? To nie ja. Tu trzeba mocy, wytrwałości, odporności i wiary w siebie. Wszystkie te elementy nie są mi dane w nadmiarze.
Oglądałem dziś film z Paulem Newmanem, z 1967 roku, "Nieugięty Luke". Bardzo z tamtego czasu, bardzo przejmujące, sugestywne kino, jakiego już nigdy nie będzie a szkoda. No i proszę, uderzyłem w ten sam ton, co kolega Mający Takie Same Inicjały Jak Katalog Koehla. Kiedyś, to panie było...No ale było, choć w sumie ten typ bohatera, łamiący ograniczenia wbrew wszystkiemu ciągle jest żywy.
Może przychodzi taki moment, że z lubością mówimy - nigdy już tak nie będzie, albo - kiedyś to, słuchaj, było. Pewnie i było, ale się zmyło. Nie mam nawet siły dziś narzekać, powinienem może zaczytać się bez reszty albo oglądnąć coś naprawdę bez sensu.
Dziś głównie Zdziś.
|
W nowej bibliotece uniwersyteckiej na WRO - piesek widział już dużo sztuki. |
|
Z okna na klatce galerii widok jest na Muzeum. |
|
Maryam wśro trzcin - wbrew pozorom to sam środek miasta - miejsce po Estradzie. |
|
Klasycznie na smyczy. |
|
Dylemat. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz