Jak być może niektórzy z Was pamiętają, w Niemczech od stycznia 1939 roku wszyscy Żydzi noszący nieżydowskie imiona otrzymywali obowiązkowo, w dokumentach, imiona Sara lub Izrael. Przypomniał mi się ten fakt w momencie, kiedy uczestnicy antyuchodźczej manifestacji okrzyczeli mnie imieniem Icek, z uwagi pewnie na mą rudą brodę i własne uprzedzenia. Właściwie to nawet lepiej niż Mośkiem, gdybym miał wybierać. Choć to przecież imię Mojżesza spolszczone, no jednak mimo wszystko wg tradycji autora Pentateuchu, jakby nie patrzeć świętej księgi także dla katolików. Icek jest, jak łatwo przeczytać w polskim Internecie bohaterem niezliczonych, ciągle żywych w kraju bez Żydów anegdot żydowskich. Jakoś mnie więc ten Icek nie obraził, w końcu to zniekształcony Izaak, co jak wyczytałem w Wiki, oznacza śmiech. Jakiż piękny źródłosłów, tym bardziej nie ma się na co obrażać no i jakoś też paradoksalnie, jego uczestnictwo w tych żartach tym znaczeniem może się bardziej tłumaczy. Sam kiedyś przyznam, te szmoncesy opowiadałem, nie rozumiejąc nazbyt idiotyzmu tej czynności, zrozumiałej w czasach, kiedy ich bohaterowie żyli sobie, może nie beztrosko, ale jednak żyli. Jak już przestali, takie opowiadanie, wykonywane z dobrej czy niedobrej woli, jest jednak głupie. Rozumiem w Odessie jeszcze, no.
Pamiętam jeszcze swoje polemiki z kolegami, którym próbowałem przetłumaczyć, że pewnych dowcipów się nie opowiada, choć przecież sam mam na sumieniu rzekę tego typu zachowań. Nie, żebym miał wyrzuty sumienia, młodość cechuje się przyrodzonym sobie bałwaństwem i trawestując znane powiedzenie kto nie bywał głupawy w młodości, ten na starość będzie nudnym bęcwałem.
Jednak bycie Ickiem w bezickowym społeczeństwie łatwe może nie być, prawdziwym Ickiem oczywiście. Jako biały, heteroseksualny mężczyzna nie mam teraz właściwie problemów z przebywaniem w miejscach publicznych mojego kraju, choć nosząc nadmiernie obcisłe spodnie narażałem się niekiedy na plugawe, choć ciche komentarze.. Dawno temu, kiedy nosiłem długie włosy, ubierałem się powiedzmy niestandardowo i z dużą ilością koralików, wiedziałem, że to może być tu i ówdzie źle widziane. Ale przecież robiłem to świadomie, prowokując spojrzenia, reakcje, bawiąc się czasem a czasem uciekając. Kiedy jednak ostatnio na chwilę stałem się Ickiem, poczułem ciężar nienormatywności, która ciągle, nie tylko tu, bywa źródłem sytuacji nieprzyjemnych, opresyjnych, przykrych. Niewiele trzeba. Nagle czujesz uważne spojrzenia, oglądasz się nerwowo i czekasz na atak. Nawet jeśli to wszystko tylko twój wymysł lub imaginacja. Oczywiście, że to wymysł i imaginacja a jednak nie włożę kipy i nie wyjdę na ulicę, nawet w Warszawie. A i pewnie nie w Paryżu, Berlinie coraz mniej i wielu innych miejscach. Nie mam zresztą powodu, ale uparcie stawiam się w sytuacji kogoś, kto musi, chce, powinien. I wolę mówić jednak o sytuacji tu, bo tu mieszkam i pracuję. Pisałem tu kiedyś o nieobecności Żydów w powojennej Polsce, w miejscach gdzie mieszkali przed wojną i sprawdziłem na przykładzie Parczewa, czy może coś się zmieniło. Przed wojną 50 % mieszkańców. Na stronie miejskiej ani śladu właściwie. Na Wiki trochę, choć najwięcej o powojennym pogromie. Czyli jak dawniej. Nie raz to już mówiłem, cieszę się, że mieszkam tu, gdzie "to zrobili inni". Gdybym mieszkał w Wąwolnicy, Kazimierzu albo Górze Kalwarii nie wiem, kim bym był i co myślał o tym, ale nie da się chyba na spokojnie przejść nad tym do porządku. Jakiś czas temu Andrzej Kirmiel, historyk opisujący dzieje Żydów w ZG i okolicach napisał, że obecnie w naszym mieście mieszka 10 osób mających pochodzenie żydowskie. W sumie mogę być honorowym Ickiem, nie z powodu jakiegoś głupiego filosemityzmu tylko raczej z poczucia wspólnoty z nieobecnymi.
2 komentarze:
John Berryman poełnił na ten temat kapitalny tekst pt. "Wymyślony Żyd". Był drukowany w Literaturze na Świecie nr 12 (104) 1979. Kiedyś go zeskanowałem i wrzuciłem na bloga. Jak kto nie zna, to zachęcam do lektury.
http://hiperrealizm.blogspot.com/2012/08/wymyslony-zyd.html
10 osób pochodzenia żydowskiego w Zielonej Górze?.... no nie wierzę. Może 10, o których powszechnie to wiadomo? Myślę, że znacznie, znacznie więcej. Ja znam 2 - a jaki procent mieszkańców miasta mogę znać?...
Prześlij komentarz