Tak sobie siedzę między Rosją a Ameryką, mówiąc w sumie metaforycznie raczej niżbym się jakoś na poważnie zastanawiał nad właściwościami obu wielkoludów. Tak to chyba trochę jesteśmy skazani na to miotanie się pomiędzy, kulturowe, behowioralne, każde. Nie ma tu szans na jakieś poważne dywagacje, przeczytałem dziś dwa duże felietony Cezarego Michalskiego, nie czuję się więc nawet w części kompetentny do opisywania obecnej sytuacji. Niemniej jednak porównanie przemówień pewnego polityka do wrzasku Marsjan z Mars Attack Tima Burtona powinno przejść do annałów polskiej felietonistyki politycznej. I że też ja tego nie skojarzyłem nigdy...Czytam sobie Kobiety Charlesa Bukowskiego i myślę, że to jeden z tych pisarzy, z którymi się utożsamiam bardzo. No, z alter ego pisarskim oczywiście. Mógłbym być Chinaskim, gdyby nie odbyte już pożegnanie z używkami. Powiem może - chciałbym być Chinaskim, no ale trochę tak jak Pilotem Pirxem albo Milesem Davisem, czyli kimś legendarnym, nierzeczywistym, całkowicie poza zasięgiem możliwości stania się. Dla zachęty też cytat o pewnej pisarce, która "...zakładała, że jej życie fascynuje czytelnika w tym samym stopniu. co ją samą, a to śmiertelny grzech." Dlatego tak rzadko ostatnio tu piszę, bo akurat wiem doskonale, że własna fascynacja swoimi problemami nie przekłada się na jej uniwersalizację. Trzeba to umieć, żeby się przełożyła. Amerykańskim tropem idąc, słucham The Centennial Edition Lady in Satin B.H. Miałem kiedyś edycję jednopłytową, z dodatkowymi nieudanymi wersjami, gadaniem ze studia, ale tu jest wszystko. I do tego parę nieznanych mi zdjęć i fantastyczny tekst Sebastiana Danchina o kulturowych sensach tej płyty i jej znaczeniu dla kultury afroamerykańskiej, z czego tak do końca nie zdawałem sobie - jak była ważna. I jak dziś wiemy dużo więcej o tej istotności. Umieram trochę, jak jej słucham, za każdym razem. Przecież nie przez te aranże a kontrast pomiędzy ich sacharynową grzecznością a jej śmiertelnym zmęczeniem życiem, wszystkim, sobą, które tak bardzo słychać. Myślę, że kochałbym ją nawet wtedy gdy ważyła 100 kilo. Choć oczywiście nie byłbym w jej typie ani trochę, wiadomka.
A z tej drugiej strony - przeczytałem w końcu Czasy secondhand Swietłany Aleksijewicz. Jak ktoś chce zrozumieć to, co się dzieje w Rosji, musi to przeczytać, bo nie tyle, że zrozumie, ale przynajmniej będzie naprawdę coś wiedział. Gardło zaciskało mi się cały czas właściwie, bo każda z notowanych przez nią historii (ona po prostu dokładnie słucha a potem nam opowiada, co niby proste a tak niezwyczajne) to jakiś kosmos mieszanki piekła i nieba. I ten upadek internacjonalistycznej utopii ("Dalej, młodzi Słowianie, dalej, Grecy, Hiszpanie, młody Chińczyk do marszu powstaje. Wnet dołączą tu inni, czarni bracia z Wirginii, bohaterscy pospieszą Malaje." z pieśni "Pochód Przyjaźni do słów Edwarda Fiszera), tak teraz dojmujący, kiedy dawni współobywatele zamieniają się w "czarnomordych". Jasne, że na siłę się nie da, ale żeby tak maksymalnie na wstecznym? Rasizm, nawet jeśli świetnie rozumieć jego mechanizmy, jest tak dziś irracjonalny a jednocześnie tak nim łatwo zagrać, niesamowite. W tej książce pojawia się w ogóle mnóstwo odniesień do pieśni i piosenek, ich wagi, przesłania ideologicznego, roli integracyjnej. Zabawne, bo mnóstwo ich znam, choćby dlatego, że nasza nauczycielka rosyjskiego, Anna Iwanowna uczyła nas głównie wojennych...Mój mózg paskudną ma właściwość pamiętania rzeczy niekoniecznych no i pamiętam, w dodatku w oryginale. Tam jest mnóstwo opisów dwójmyślenia, zabitej wrażliwości, narodzin demonów. Niezwykła, wielka książka
o ludzkości, nie tylko o Rosji, choć oczywiście najbardziej o niej. Trudno zresztą o niej pisać, czytajcie.
Kończy się druga płyta z LiS.
Miło jest nie mieć zobowiązań. Mogę sobie teraz pisać, czytać 3 książki naraz, nie zbierać gazet z podłogi nie mówiąc już o skarpetkach. Rozmawiać ze Zdzisiem, który i tak ma to gdzieś, bo pożarł całą miskę psiego jedzenia i trawi na wznak, no nie, teraz na boku. Jest najzabawniejszym pieskiem na świecie.
Parę zdjęć do tego niezbornego pisania, mistrz drewnianego pióra atakuje!
Z ulubionym lewkiem. |
3 komentarze:
Pan tu Panie Pogorzelski LiS słucha, a Polska gore... ;))
No tak, wstyd mi...
To już miesięcznica milczenia. Zgromadźmy się jutro z pochodniami na deptaku pod BWA (mogę przemawiać)! ;)
Prześlij komentarz