Tytuł jest trochę po to, żeby zainteresować czytelnika branżowego i nie branżowego, choć dla tego drugiego to może być kompletnie nieinteresujące. Nie mogłem jednak wytrzymać sporego wkurzenia po ostatnim poście Iwo Zmyślonego na FB. Jest to bowiem niespójny zestaw pomówień, niewiedzy, złej woli, zagubienia i mieszanka dobrej woli rozmowy z niekomentowalnymi zarzutami. Efektem tej zawartości jest fakt, że nikt właściwie z autorem polemiki nie podjął. Bo i prawda - to nie ma sensu generalnie, o czym dobitnie przekonał się Ryszard Kluszczyński - a jednak mam nieodparte wrażenie, że nadużycia, które autor w tym tekście popełnił, wymagają komentarza, sprostowania, doinformowania tych, którzy mogą przyjąć wypowiedzi Iwa w dobrej wierze.
Nie mam przy tym pojęcia, co nim kieruje...Jeśli jest to rzeczywista chęć zmiany, to jakoś jeszcze to rozumiem. Chciałem coś o kwestiach osobistych, ale chyba jednak nie powinienem.
Postaram się teraz, punkt po punkcie, odnieść się do tez Iwa z posta, który jest tu
Dwa pierwsze to truizmy, potwierdzenie wiary w hasła Kultury Niepodległej, z zastrzeżeniem,
że praktyka na polu sztuk wizualnych mija się z tymi ideami.
W punkcie 3 pojawia się 5 lat działania Iwa w tymże polu. Ja nie mówię oczywiście, że to mało, ale też z punktu widzenia swoich 33 to mnie tylko bawi. Akurat te 5 lat Iwa to mały wycinek w historii, którą wydaje mu się, zna na wylot. Niestety, bezpośrednie uczestnictwo w pewnych wydarzeniach przydaje się dużo bardziej, niż ich znajomość jako faktów historycznych. Jasne, historycy badają czasy, których nie znają z autopsji, jednak Iwo wypowiada to słowo - działam. Nie badam, analizuję, odnoszę się - działam.
Punkty 4,5 i 6 omówię zbiorczo, bo dotyczą kwestii zasadniczych - mianowicie personalnych oraz relacji autora do "reszty świata sztuki". Tu co krok to pomówienie i nadużycie:
Co to mianowicie znaczy, że "polski świat sztuki jest homogeniczny i konserwatywny"? Otóż - jest
w Polsce blisko 60 galerii niekomercyjnych (mówię tylko o tych wymienianych np. tu, choć mnóstwo tu braków), dotowanych z funduszów samorządowych lub w kilku wypadkach ministerialnych, programowo różniących się bardzo. Nie wiem, co znaczy, że ich dyrektorów wyniosły do władzy poprzednie ekipy. Jasne, z Ustawy o OiPDzK wynika, że Minister w przypadku konkursów w samorządach musiał ich kandydatury zatwierdzić, nie pamiętam jednak czy kiedykolwiek któregokolwiek ministra kultury to obchodziło. Program w tych galeriach bardzo często jest dyktowany przez lokalne środowiska i nic w tym złego, jest tych akurat galerii więcej niż tych, które zalicza Zmyślony do złowrogich centrów przemocy symbolicznej. Doliczając muzea i galerie akademickie a nie licząc komercyjnych, w jednym miesiącu odbywa się w Polsce ponad 100 wystaw sztuki współczesnej. Podziwiam autora, ze potrafi wszystkie te miejsca jednoznacznie zakwalifikować jako wrogie wszystkim zmianom, etc.
Co to znaczy ostracyzm i cyniczna polityka ratowania stołków? Ostracyzm wobec kogo? Gdybyż tu jeszcze pojawiły się przykłady, sensowne, byłbym w stanie może się do nich odnieść. Fakt, że Zbigniew Warpechowski, którego poglądy są jednoznacznie konserwatywne, który wielokrotnie krytycznie wypowiadał się o polskich instytucjach, miał kilka lat temu wielką retrospektywę w Zachęcie a jakiś czas później obchodził tamże swoje 50 lat pracy performera, jakoś Zmyślonemu umknął. To mit, że polskie instytucje kierują się poglądami artystów. Ale o tym późnej.
Na czym polega "cyniczna polityka ratowania stołków" tego autor nie wyjaśnia, bo nie ma też pojęcia o tym, czym jest kierowanie instytucją kultury, czym jest relacja z politykami lokalnymi, z bieżącą polityką kulturalną. Mógłby zapytać o to Monikę Szewczyk, Joannę Mytkowską, Stacha Rukszę, Sebastiana Cichockiego, Jarosława Suchana, Andę Rottenberg, Hannę Wróblewską, Dorotę Monkiewicz albo Władysława Kaźmierczaka, że wymienię tych, którzy czuli i czują realnie, czym jest kierowanie galerią i jaki na to wpływ mają czynniki zewnętrzne . Nie chce mu się, woli snuć fantazje o ratowaniu stołków, nie mając bladego pojęcia o realiach. Traktując przy tym wymienionych jako kluczowe postaci złowrogiego układu. Co zabawne i zastanawiające, jeszcze dwa lata temu Iwo polemizował z tezami MM o układzie w sposób zdecydowany i jasny. Co się stało w tym czasie, że nastąpił tak nagły zwrot ku tezie o bezwzględnym utrzymywaniu status quo? Ciekawe też, w jaki sposób dyrektorzy instytucji "wyciszają każdego, kto próbuje się wychylić?" O jaki wychył chodzi? Ideowy, polityczny, artystyczny? Jakąż też mają władzę? I tu punkt 6 - pisze Iwo - "doświadczyłem tego na własnej skórze". O ile pamiętam, pierwszy ostracyzm wobec naszego "krytyka wyklętego" to był brak papierowych zaproszeń z Zachęty. Poza tym pojawiają się więc inne ofiary dyrektorskiej przemocy - Monika Małkowska - drukująca już któryś artykuł o "mafii sztuki" w centralnej prasie, udzielająca się we własnych audycjach w rozgłośniach radiowych, przez dziesiątki lat jedna z najbardziej medialnych polskich krytyczek, niedawno kuratorka wystawy w sopockim PGS...W jaki sposób jest Małkowska odszczepieńcem? Bo nie miała wystawy w MOCAKu? Jest czytana bardziej niż większość polskich krytyków, chociażby dlatego, że walczy z układem, co tak dziś przecież wskazane.
Piotr Bernatowicz, realizujący kolejną wystawę próbującą przeciwstawić lewackiej sztuce sztukę prawacką, bo tylko takimi znacznikami można Piotra myślenie opisać, ma audycję w państwowej telewizji. W tych dniach prowadzi panel na oficjalnej konferencji MKiDN. Niedawno na zaproszenie Zamku Ujazdowskiego brał udział w jednej dyskusji z Iwem. I tenże, i inni dyskutanci nie odnieśli się do wypowiedzi Piotra, dotyczącej wpływu Mirosława Bałki na jego studentów, który owocuje robieniem przez nich prac o Holokauście a nie o Smoleńsku. Obrzydliwy, zawoalowany, "kulturalny" antysemityzm tej wypowiedzi był czytelny dla każdego, tylko nie dla szacownych dyskutantów
i Jacka Zembrzuskiego. Myślę przy tym, że kariera Piotra dopiero się rozwija.
Piotrowski, wymieniony w tym kontekście przez Iwa to chyba nie Piotr, bo byłby to ponury żart, może Zygmunt? Tu prawda - to bezkompromisowy artysta, który świadomie jest odszczepieńcem i kontestatorem.
No i jeszcze Jaromir Jedliński, idol mojej młodości, z którego książki dowiadywałem się o Josephie B. Cóż, picie w pracy uchodzi, ale nadmierne picie nie (nie przez fikanie komukolwiek J.J. stracił posadę, tylko z tego prostego powodu). Np. mój problem alkoholowy nie jest tajemnicą od dawna i trzeba się pogodzić z tym, że się albo pije albo w końcu trzeba przestać. Choroba jak choroba, jedni ją znoszą dobrze, inni gorzej. I nie ma tu żadnego odszczepieństwa, jest brak samodyscypliny a potem neofityzm. Bywa.
Może to jest nasz największy problem - nieumiejętność przyznawania się do rzeczywistych powodów zdarzeń? Może powody, dla których mamy takie a nie inne poglądy wynikają z naszych przeżyć a nie z pozornie głębokich przemyśleń?
Punkt 7 to pytanie o polską sztukę krytyczną. Gdzie się podziała...Należałoby zapytać artystów, wszyscy żyją. Tu pojawia się też postulat tworzenia platformy sporu i dialogu pomiędzy różnymi stronami sceny ideowej. Cóż, tego akurat z autopsji Iwo nie wie, choć wie z historii, jak bardzo polska sztuka współczesna od samego początku czasów "potransformacyjnych" była postponowana
i nienawidzona, nie tylko zresztą przez polityków i publicystów prawicowych. Sam autor omawianego postu o tym pisał 4 lata temu i zastanawiam się, co się takiego musiało stać, że od jakiegoś czasu postuluje dialog, do którego nigdy nikt nie miał po tej "drugiej stronie" najmniejszej ochoty. Poza Cezarym Michalskim, który kiedyś przerażony katalogiem wystawy "Perseweracja mistyczna i róża" zaczął krucjatę, tu ciekawa próbka. Zdaje się, że potem, jako jedyny chyba z tego swojego byłego towarzystwa, przepraszał za swoje słowa. NIGDY nie zrobili tego Łukasz Warzecha, Maciej Mazurek, Jan Wróbel, Filip Memches, Paweł Paliwoda, Andrzej Osęka, Łukasz Radwan, Andrzej Biernacki ale też Krzysztof Varga czy Jacek Podsiadło - że wymienię najaktywniejszych w niesprawiedliwości, niewiedzy i nienawiści wobec współczesnej sztuki. Nigdy też nie rozpoczęli dialogu wszyscy ci, którzy anonimowo i pod nazwiskiem postulowali więzienie lub zakład psychiatryczny dla Katarzyny Kozyry i ogolenie głowy Dorocie Nieznalskiej. Jasne, ja też bym chciał dialogu i zrozumienia, Iwo nie podaje jednak sposobu na jego ucieleśnienie. Ja też chcę przejrzystości, jak przeważająca większość moich koleżanek i kolegów, jednak nie kosztem bycia ofiarą i tłumaczenia się z tego, czemu sztuka jest dziś, jaka jest (nie tłumaczenia, tylko tłumaczenia SIĘ). Tego się powinno uczyć w szkole i choć niedoszły minister obrony narodowej, z konieczności minister kultury w swoim tekście o Kulturze Niepodległej gani autorów manifestu za niedostrzeganie powrotu plastyki i muzyki do szkół, to tylko smutno bredzi, nie wiedząc o czym, acz potoczyście. Mimo mojej wiary w dialog i agonizm jak ktoś bredzi no to bredzi, niestety nie umiem tego inaczej określić.
Pojawiające się kolejne pytanie autora o brak dyskusji na temat kryteriów w sztuce jest pytaniem pryncypialnym acz bardziej jednak w stronę teoretyków. Instytucje zajmują się praktyką artystyczną. Jeśli autor pyta o decyzje zakupowe i wpływ rynku na publiczne kolekcje to wpływamy na ciekawe i szerokie wody. To dziś problem całego, nie tylko naszego świata sztuki, kwestia tak istotna, jak sprawa jego zaangażowania w mechanizmy współczesnego kapitalizmu. Czy jednak platforma Kultury Niezależnej jest tu najwłaściwszą przestrzenią dyskusji? Co do pytania o podstawy podejmowania przez kuratorów decyzji o programie wystaw, to mogę autorowi odpowiedzieć, może nie tyle jemu, co tym, którzy myślą, że to faktycznie jest tak nieprzejrzyste. W większości znanych mi galerii dyrektor zwołuje kolegia kuratorskie, na których wspólnie ustalają program. Posługując się swoimi kompetencjami, wiedzą i wierząc, że oferują odbiorcom istotne propozycje. Nie ma w tym żadnej tajemnicy, jest praca, odpowiedzialność wobec podatnika i wiara w sens własnego działania. Tak - to są decyzje subiektywne, nie bardzo jednak wiem, czym jest obiektywizm w działalności wystawienniczej. Być może chodzi o tzw. "zeszyt" do którego kiedyś w galeriach BWA mogli zapisywać się artyści. Decydowała kolejność zgłoszeń, kryterium ze wszech miar obiektywne. Dowcipkuję sobie tutaj i nie twierdzę, że wszystko jest świetnie, niemniej jednak nie poczuwam się do bycia cynicznym ratownikiem stołka. Nie zdarzyło mi się nie brać pod uwagę artysty, który ma inne, niż moje poglądy, na sztukę czy rzeczywistość. Nie przyszło mi nigdy do głowy, że mógłbym coś takiego zrobić (no może w wypadku artysty z ONR, ale zdaje się, że mało jest takich) i nie chce mi się wierzyć, żeby takie rzeczy zdarzały się koleżankom i kolegom dyrektorom. Jeśli Iwo je zna, powinien podać przykłady.
Dalsze punkty tekstu Iwa to chciejstwa, takie jak choćby obsesja IZ - "eliminacja języka pogardy" czy agonizm jako zasada sporu. Tak, to oczywiste, jednak ktoś, kto pisze o cynicznym ratowaniu stołków, urzędnikach na kuratorskim etacie czy plemieniu, które potrzebuje "takich jak on" i Monika Małkowska, traktuje tu innych jak wrogów czy partnerów? No i postulat otwarcia instytucji sztuki i tłumaczenia, o co chodzi w sztuce...Ręce mi opadają, że Iwo nie widzi - bo ja widzę, jak od lat działy edukacji i całe instytucje, w których te działy dzielnie pracują, organizują konferencje, oprowadzania kuratorskie, warsztaty dla nauczycieli, młodzieży, dzieci, dorosłych. Tłumaczą, spotykają się z dyrektorami i czasem się dogadują a czasem słyszą, ze klasa na jednej lekcji nie może wyjść ze szkoły. Robią to wszystko, jak chce autor, "życzliwie i bez zadęcia", zapewniam.
Iwo po prostu nie wie, jak wygląda praca instytucji, nie tylko tych centralnych, choć to mógłby wiedzieć. Nie rozumie, że ludzie, którzy w nich pracują, robią to często za pieniądze delikatnie mówiąc, śmieszne.
No i nie byłbym sobą, gdybym go nie zapytał, czy Zygmunt Białoszewski to jakiś krewny Mirona? Nb. obecny w studio Pegaza Zygmunt Miłoszewski stracił w pewnym momencie cierpliwość wobec wywodów IZ, może z tak małostkowego powodu, jak przekręcenie nazwiska?
Na końcu tekstu pada rytualne stwierdzenie o wierze w dobrą wolę wszystkich sygnatariuszy manifestu KN. Jak to rozumieć w kontekście poprzednich zarzutów, pojąć nie mogę.
Z wrażliwego, uważnego krytyka współczesności, Iwo Zmyślony przeradza się w rewolucjonistę, co niestety nie świadczy najlepiej o jego wiedzy historycznej. Większość artystów i teoretyków awangardy, którzy zaangażowali się w XX wieku w rewolucyjne totalitaryzmy, skończyła źle. Albo wypierając się swoich poprzednich poglądów, albo ginąc w ich obronie. Pamiętać należy, że nawet Adolf Ziegler wylądował na parę miesięcy w obozie koncentracyjnym, choć chyba nie w związku ze zmianą swych poglądów na sztukę.
W linkowanym tu artykule polemicznym wobec tez Moniki Małkowskiej Iwo pisał: "Przy wszystkich swoich zasługach dla polskiej sztuki najnowszej, Monika Małkowska w tej chwili bardzo jej zaszkodziła." Mam nieodparte wrażenie, że to samo robi teraz Iwo Zmyślony, w chwalebnej być może chęci przymuszenia świata sztuki do dialogu wszystkich ze wszystkimi. Nie wiem tylko, jak chce dialogować z przedstawicielami złej, instytucjonalnej władzy. Jednoznacznie z opisywanego tekstu wynika, że trzeba ich usunąć z tych kurczowo trzymanych stołków. Jakoś dziwnie dobrze znam tę retorykę.
P.S. Już po publikacji tego tu, Jakub Banasiak uświadomił mi, o jakiego Piotrowskiego chodziło - oczywiście Kazimierza. Jakże mogłem zapomnieć. Co trochę znaczy, że nie przyszło mi do głowy jego odszczepieństwo, jednak chyba miejsca nie mające, albo podobnie jak w wypadku innych Piotrowskich, z założenia będące integralną decyzją własną.
10 komentarzy:
Witaj Wojtku, dawno nie rozmawialiśmy. Szkoda, że swój komentarz do mojego fejsbukowego posta opublikowałeś na swoim blogu, a nie pod tym moim postem. Ale cię rozumiem. Obaj wiemy przecież, że tam bym ci musiał rzeczowo replikować, wytykając na szybko manipulacje, których się dopuściłeś. I musiałbyś wówczas niechybnie wejść w polemikę, a potem się plątać w zeznaniach i kasować swe wpisy, tak jak ostatnim razem, gdy się okazało, że przyciśnięty retorycznie do muru nie masz argumentów.
Szkoda, że nie raczyłeś mnie poinformować o tym, co napisałeś. Dziwna to polemika, która ukrywa się przed osobą, z którą się próbuje polemizować. Skutek jest taki -- nie wiem czy zamierzony -- że ja nic nie wiedziałem, że mnie tu oczerniłeś. Dowiedziałem się o tym 3 miesiące po fakcie od mamy, która przyjechała do mnie z Zielonej Góry na święta. Trochę wstyd, że nie dałeś mi szansy na ripostę i szybkie sprostowanie zawartych w niej insynuacji. Dziwny to standard etyczny, choć biorąc pod uwagę moje doświadczenia z "polemistami" w rodzaju Karoliny Plinty, Jakuba Banasiaka, Mikołaja Iwańskiego czy Karola Sienkiewicza, raczej nie powinienem się dziwić. Właściwie to powinienem ci / wam chyba podziękować -- trudno o lepsze potwierdzenie stawianych przeze mnie zarzutów; o bardziej dobitne przykłady zachowań, które w swoich tekstach krytykuję od dawna.
Ale po kolei (od końca):
(1) Nigdy nie postulowałem usuwania kogokolwiek ze stanowisk. Podaj choć jeden fragment, z którego to "wynika". Pisałem o „cynicznej polityce ratowania stołków”, bo tylko w ten sposób potrafię wytłumaczyć fakt wymownego milczenia instytucji sztuki w kwestii bieżących napięć społeczno-politycznych. To jest fakt ewidentny, na który nie ja jeden zwracałem uwagę. Niezależnie ode mnie robił to również m.in. Tomasz Gutkowski (https://magazynszum.pl/list-do-redakcji/) oraz Anda Rottenberg (https://kultura.onet.pl/wywiady-i-artykuly/anda-rottenberg-wraca-autocenzura-wywiad/72jeprt).
(2) Jeżeli chcesz dyskutować z takim moim zarzutem pokaż mi po prostu kto zaryzykował – która z ważnych polskich publicznych instytucji sztuki zrobiła w ostatnim czasie niepokorną wystawę, która by oburzyła prawicowych radykałów, wstrząsnęła opinią publiczną i otwarła ważną debatę. Jedyny ruch w tę stronę wykonała na wiosnę ubiegłego roku BWA Tarnów z pracami Kle Mens. Czymś takim była też dla mnie wystawa Moniki Drożyńskiej w Biurze Wystaw w ramach WGW. Ale to prywatna instytucja. Wybitnie zmarnowaną okazją była „Późna polskość”. Poza tym mieliśmy wystawy o syrenkach, o techno, o roku awangardy – wszystko jak najdalej od spraw naprawdę ważnych.
(3) Jeżeli chodzi o moje postulaty, to stawiam je od dość dawna (dokładnie od maja 2013 https://magazynszum.pl/krytyka-jako-filozofia/), domagając się w różnych miejscach kilku prostych rzeczy: (a) zmiany paradygmatu krytyczno-ironicznego, czyli rezygnacji z języka drwin i pogardy; (b) dehermetyzacji centralnych instytucji sztuki i stworzenia w ich obrębie agonistycznych platform sporu bez przemocy dla skrajnie różnych opcji ideowych. Tylko i aż tyle. Bo nie chodzi o zapraszanie prawicowych gości na zasadzie freak show, tylko o realne oddanie im pola władzy.
(4) Dwa lata temu jako jedyny polemizowałem z Małkowską. Reszta pokpiwała na fejsie, przekonana o mocy dyskursu ironicznego. W mojej polemice wyraźnie jednak wspomniałem o istnieniu patologii w polskim świecie sztuki, które niezależnie od dawna krytykuję (https://kulturaliberalna.pl/2015/03/05/monika-malkowska-mafia-kulturalna-polemika-iwo-zmyslony/). Na łamach "Kultury Liberalnej" Małkowskiej broniła wtedy dr Katarzyna Kasia (https://kulturaliberalna.pl/2015/03/11/polemika-mala-sklocona-gromadka-polskim-swiecie-sztuki/)
(5) Insynuacja jakobym miał coś wspólnego z Adolfem Zieglerem czy innymi agitatorami totalitarnych reżimów jest ohydna. Uważam, że coś takiego kompromituje ciebie jako dyrektora instytucji kultury. Ufam, że w świecie sztuki funkcjonują ludzie, którzy to rozumieją. Nigdy nie popierałem w żaden sposób faszyzmu ani komunizmu, tak jak bojówkarskich ruchów na lewicy / prawicy. Odrzucam też socjalizm w wersji narodowej, który proponuje PiS. Stanowczo potępiam wszelkie formy przemocy i staram się je piętnować -- także tej przemocy, której niestety pełno w środowiskach twórców kultury, której skrajną, zwyrodniałą postać pokazały ujawnione niedawno historie z Rudnickim, Wybieralskim czy Dymkiem. Jedyne, co konsekwentnie staram się realizować, to postulat podejmowania dialogu ze wszystkimi, którzy są gotowi prowadzić spór bez przemocy, bez względów na ich afiliację polityczną. Uważam, że dokładnie na tym polega rola twórców kultury. Tym chcę się różnić od demagogów i politykierów.
(6) Mimo śmiałych deklaracji, że się punktowo odniesiesz do wszystkich moich uwag, kapitulujesz w połowie. Punkty 7-14 kwitujesz zbiorczo, nazywając je drwiąco "chciejstwami". Nie precyzujesz dokładnie z czym się w nich nie zgadzasz i na jakiej podstawie. Widzę, że odrzucasz postulat agonizmu (p. 12), preferując poniżanie ideowych oponentów z pozycji władzy. Udam, że nie rozumiem dlaczego. Zapytam tylko: nie widzisz do czego ta postawa prowadzi? Że służy eskalacji społecznych podziałów, co jest na rękę PiS-owi? Jak ma się to do deklarowanej przez ciebie wielokrotnie lewicowej wrażliwości?
(7) Co ci dokładnie przeszkadza w mojej propozycji uwzględnienia perspektywy twórców kultury z ośrodków powiatowych i gminnych (p. 8)? W dalszym ciągu uważam, że skupienie ruchu Kultury Niepodległej na opowieściach wielkomiejskich celebrytów zaszkodziło jego celom, podważając deklarowany egalitaryzm i pluralizm. To samo się tyczy mojego postulatu zaproszenia do współpracy twórców kultury związanych ze środowiskami wyznaniowymi, konserwatywnymi i liberalnymi (p. 9). Jeżeli się z tym nie zgadzasz, to podaj argumenty.
(8) Skupiasz się na wykpiwaniu dwóch moich zasadniczych postulatów: eliminacji języka pogardy (p. 10) oraz otwarcia instytucji kultury na różne środowiska polityczno-ideowe (p. 11). Zamiast rzeczowo się odnieść, pouczasz mnie jak działają instytucje kultury, imputując ignorancję w tym zakresie. Owszem, pytałem nie raz o kryteria kuratorskich wyborów i nie raz się domagałem pełnej transparencji (chociażby tutaj: http://archiwum-obieg.u-jazdowski.pl/prezentacje/32468).
(9) Uszanuj moją pozycję niezależnego krytyka. Pamiętaj, że występując z tej pozycji nie reprezentuję interesów tej czy innej koterii w obrębie świata sztuki, ale interes opinii publicznej (tak jak najlepiej, najuczciwiej ten interes pojmuję, przy wszystkich moich ograniczeniach). Występując z tej pozycji nie muszę znać od środka mechanizmów działań instytucji, by oceniać obiektywne, wymierne skutki ich działań. Od dawna też powtarzam, że to w interesie samych instytucji jest całkowita transparencja wszystkich procedur, zwłaszcza tych związanych z ewaluacją sztuki i wyborem prac / artystów na wystawy / do kolekcji (patrz wyżej). Pytanie o przyczyny braku otwartej dyskusji na ten temat kpiąco zbywasz, przerzucając odpowiedź na bliżej nieokreślonych „teoretyków sztuki”. Kogo masz na myśli? Gdzie taki ktoś urzęduje? I kto go z tej pracy rozlicza?
(10) Tak czy inaczej musisz chyba przyznać, że jakieś kryteria wyboru faktycznie występują. Dlaczego ich analiza nie ma być zadaniem instytucji sztuki? Czy to dla nich za trudne? Co znaczy, że one zajmują się "praktyką"? Czym w takim razie robią w praktyce artyści?
(11) Jeżeli chodzi zarzut braku komunikacji z szeroką publicznością -- ja tylko zdaję sprawę z tego, co od tej publiczności słyszę. Uważam, że rolą krytyki jest to podpowiadać instytucjom i z tego punktu widzenia ich działalność oceniać. I to właśnie publiczność – czytelnicy / słuchacze -- najlepiej może ocenić na ile to, co piszę, odpowiada ich subiektywnym, osobistym doświadczeniom z instytucjami sztuki. Może zamiast ich pouczać podaj jakiś konkret: jak często ty osobiście konsultujesz program edukacyjny BWA ZG z dyrektorami zielonogórskich szkół wyższych / gimnazjów / liceów / szkół podstawowych? Jak często organizujesz szkolenia / lekcje dla uczniów / studentów / nauczycieli / przedsiębiorców w zakresie sztuki współczesnej? Nie pytam tu o spotkania otwarte typu wernisaż czy rozmowa z artystą, tylko metodyczne szkolenia / wykłady / seminaria. Kto ma to robić w ZG jak nie ty?
(12) Nieprawda, że nie podaję sposobu na dialog. Podawałem go wielokrotnie – po raz pierwszy we wspomnianym tekście z maja 2013 roku (gdzie też podałem przykład – program towarzyszący „Nowej sztuce narodowej” w MSN). Każda moja propozycja była wykpiwana z coraz to większą siłą. W marcu 2016 zorganizowałem nawet pro bono panel dyskusyjny na ten temat z udziałem m.in. Igora Stokfiszewskiego i ks. Andrzeja Draguły (skrócony zapis tu: https://www.academia.edu/32454373/Psucie_j%C4%99zykiem_sztuki_03_2016_). Nieprawdą jest również, że „po drugiej stronie” nie ma osób otwartych na dialog. Prócz ks. Draguły wspomnę tu Pawła Rojka, Jakuba Moroza, Mateusza Matyszkowicza, Redbada Klijnstrę, Ewę Kiedio, Martę de Zunigę i wielu, wielu innych. Podobny panel usiłowałem zrealizować w ramach niedawnego Kongresu Przyszłości w Teatrze Powszechnym. Niestety, mimo moich wielotygodniowych starań, jego organizatorzy odrzucili moją propozycję.
(13) Sztuka krytyczna – gdzie się podziała? No właśnie. Wciąż aktualne pytanie. Dwa lata „dobrej zmiany” i ciągle jej nie widać. Ja w odróżnieniu od ciebie nie winię jednak artystów. Wciąż z nimi rozmawiam i wiem o radykalnych projektach, których instytucje nie chcą realizować. Śmiem twierdzić, że ze strachu przed utratą dotacji etc. Myślę, że to miała na myśli Anda Rottenberg mówiąc o powrocie cenzury wewnętrznej (patrz wyżej).
(14) Nie wiem czemu piszesz, że Zygmunt Miłoszewski stracił do mnie cierpliwość. Każdy może zobaczyć materiał na własne oczy i samemu ocenić jak to przebiegało (https://vod.tvp.pl/video/pegaz,13092017,33710371). Długo rozmawialiśmy jeszcze po programie i wiem, że rozumie mój punkt widzenia. Myślę, że usiłując mnie zdyskredytować, powinieneś się wspierać wyłącznie na własnym autorytecie.
(15) Nieprawda, że pogardliwa wypowiedź Piotra Bernatowicza została przeze mnie zignorowana podczas panelu w CSW. Bardzo to łatwo sprawdzić: https://youtu.be/vZgwVDzIrXc?t=1h50m29s
(16) Nie chodzi o brak papierowych zaproszeń z Zachęty. Co za żenujący poziom insynuacji. Chodzi o systematyczną dyskryminację mojej osoby i cenzurowanie moich tekstów, przy braku jakiejkolwiek próby podjęcia merytorycznego sporu. I nie mam tu tylko na myśli hejtów na fejsbuku, gdzie byłem po wielokroć wyszydzany i wyzywany przez uznanych artystów czy etatowe kuratorki publicznych instytucji. Mam tu na myśli bardzo konkretne przypadki, które znasz doskonale, mniej więcej na tym poziomie, co twój wpis na mój temat. Przykład pierwszy z brzegu: https://sienkiewiczkarol.org/2016/03/15/w-obronie-smichow-chichow/; przykład drugi: http://archiwum-obieg.u-jazdowski.pl/rozmowy/33816; trzeci: https://magazynszum.pl/iwo-zmyslony-o-krytyce-karoliny-plinty-odpowiedz-redakcji/.
Ostatnio, gdy o tym mówiłem, pisałeś mi, bym nie jęczał i żebym nie donosił. Tak to określiłeś. Otóż ja nie jęczę, tylko informuję. To wszystko są dla mnie przykłady języka pogardy, dyskryminacji, tłumienia wolności słowa, z czym, jako chroniczny liberał, przez całe życie walczę.
(17) Zbigniew Warpechowski miał wystawę w Zachęcie. Owszem. Podobnie Teresa Murak. I wcale to nie przeczy stawianym przeze mnie tezom. Wręcz je potwierdza, ponieważ obie wystawy stanowiły przykład symbolicznej przemocy – spłycenia ideowego idiomu obu tych artystów o chrześcijańskim światopoglądzie (niekoniecznie „konserwatywnym”) i wtłoczenia ich sztuki w dyletancką kuratorską narrację o jednoznacznie lewicowej (bynajmniej nie liberalnej) proweniencji. Było to wyraźnie w przypadku Warpechowskiego. Chciałem o tym nawet napisać tekst w Dwutygodniku, niestety redakcja nie była zainteresowana. Niedawno analogicznie postąpił Karol Sienkiewicz z „Krzyżem” Daniela Rycharskiego.
(18) Dowodem ostracyzmu było chociażby zerwanie ze mną współpracy przez redakcję Dwutygodnika w odpowiedzi na mój tekst o Rycharskim, w którym próbowałem sprostować nadużycia Sienkiewicza: http://liberte.pl/tesknota-za-agonizmem/. Jak wiesz dobrze, wcześniej analogiczna sytuacja spotkała mnie ze strony redakcji Szumu (niestety, link na fb skasowali). A jeszcze wcześniej, w roku 2013, ze strony Fabio Cavallucciego, który mnie wyrzucił ze wszystkich projektów w CSW w reakcji na moje teksty demaskujące jego nadużycia. Jakoś nikt wtedy w mojej obronie nie stanął. Pomijam tu fakt, że od dłuższego czasu przestałem być zapraszany do współpracy przez instytucje, które krytykuję. Wiedziałem na co się piszę.
(19) Piszesz o 60 galeriach niekomercyjnych… daj spokój. Obaj dobrze wiemy o jakie instytucje chodzi. Które dziś posiadają realną siłę sprawczą, czyli dostęp do mediów, do dużej publicznej kasy ze środków ministerialnych / rządowych / samorządowych oraz do realnych kontaktów z zagranicą. To kilkanaście instytucji na krzyż, które sam wymieniasz. A w nich sto kilkadziesiąt konkretnych osób prywatnych. W tym także takie osoby, które zdążyły już zyskać status instytucji.
(20) Homogeniczny i konserwatywny – wspomniane instytucje tworzą dziś system zamknięty i względnie izolowany (samowystarczalny w ramach dostępu do mediów i publicznego finansowania), JEDNORODNY pod względem narracyjnym (paradygmat krytyczno-ironiczny) oraz instytucjonalnym (symboliczne pole w rozumieniu Bourdieu).
Wedle mojej oceny system ten został ukształtowany w Polsce na przestrzeni minionych dwóch dekad, na fali ustrojowych przemian po roku ’89, zaś jego rozwój przyspieszył po 2004 (odpalenie programu „Znaki Czasu” i dotacji unijnych). Datą graniczną jest dla mnie rok 2011. Mniej więcej od wtedy z różnych powodów system ten przestał się rozwijać i zaczął generować rozmaite mechanizmy KONSERWOWANIA status quo korzystnego dla osób zajmujących w nim pozycje uprzywilejowane, m.in. poprzez eliminację wszystkich czynników mogących te pozycje w jakiś sposób podważyć (np. takich, co zadają niewygodne pytania).
Z tymi twierdzeniami łatwo się pożegnam, jeżeli tylko wskażesz które z tych instytucji podjęły w ostatnim czasie jakieś znaczące działania w imię deklarowanych wartości pluralizmu czy agonizmu; które publicznie znane osoby lub instytucje polskiego świata sztuki zaryzykowały własne status quo by udzielić pola władzy dyskursom innym, niż lewicowy lub zakwestionować przynajmniej obowiązujący paradygmat krytyczno-ironiczny.
UWAGA: pisząc „dyskurs”, nie mam tu na myśli światopoglądu. Nie uważam wcale, by światopogląd lewicowy był czynnikiem homogenizującym. Co więcej – wiem, że tak nie jest. Znam paru artystów, galerzystów / kuratorów, którzy prywatnie mają poglądy skrajnie liberalne, a nawet prawicowe, choć tego publicznie nigdzie nie deklarują. Doskonale wiedzą, że im się to nie opłaca. Lewicowe narracje (choć wielu szczerze w nie wierzy), są dziś przede wszystkim użyteczną fikcją – narzędziem do robienia kariery w świecie sztuki, a w szerszej perspektywie – do zarabiania na sztuce. Dzieje się tak z bardzo prostego powodu: w ten sposób działa międzynarodowy świat sztuki, w którym każdy próbuje „zaistnieć”. W globalnym ekosystemie sztuki lewicowy dyskurs dostarcza rewelacyjnego alibi do zarabiania gigantycznych pieniędzy na sztuce („zaangażowanej”) prezentowanej w ramach pozornie niezależnych od rynku instytucji sztuki.
(21) Nie masz pojęcia co mną kieruje… no właśnie. Jestem bardzo ciekaw co ci chodzi po głowie. Czy są to wyjaśnienia z gatunku „osobistych”? Ostatnio mi zarzucałeś wybujałe ego. To chyba bym musiał być głupi, bo wszystkie moje działania są kontrproduktywne. Masochistą nie jestem.
Porównując mnie dalej z Adolfem Zieglerem chyba sugerujesz, że staram się podlizać elitom nowej władzy. Rozumiem, że to wyjaśnienie wydaje się racjonalne z punktu widzenia etyki „profesjonalizmu”. Wystarczy jednak prześledzić moje wypowiedzi / aktywność na fb, by łatwo się zorientować jak często krytykuję aktualne władze. Na pewno nie rzadziej niż władze świata sztuki. Po co bym miał to robić? Znowu bym musiał być głupi.
Czy mną motywuje rzeczywista chęć zmiany? Ostrożnie przyznam ci rację, choć sam nie jestem pewien. Kiedy zupełnie serio stawiam to pytanie, to widzę, że straciłem dawną motywację, aby coś stwarzać i zmieniać. To znaczy w polu sztuki. Na szczęście są inne pola, w których sobie radzę. To tam spotykam ludzi, którzy mnie inspirują.
Najszczerzej jak potrafię mogę powiedzieć jedno: od samego początku wypowiadałem prawdę. Pisałem na głos prawdę, którą rozpoznałem i której nie mogłem zaprzeczyć. Starałem się tak pisać we wszystkich moich tekstach – czy to w recenzjach, czy to na fejsbuku. Pisałem tak zwłaszcza wówczas, kiedy miałem świadomość, że to, co rozpoznałem, dla kogoś jest niewygodne; że napisanie tego może mi zaszkodzić. Z całą świadomością, że mogę się pomylić i że są inni ludzie, którzy to przeczytają i wytkną mi pomyłkę bez szyderstw, bez insynuacji, bez przypisywania złej woli; że poprzez taki dialog spotkam się z drugim człowiekiem i czegoś od niego nauczę.
Dlaczego? Naprawdę, sam nie wiem. Mam tak chyba od zawsze, w każdym razie od dawna, że bardzo lubię doświadczać poczucia autentyzmu. I zgody z samym sobą. To mnie pchnęło kiedyś najpierw ku filozofii, potem ku sztuce. Może więc jednak masochizm. Albo głupota. Nie wiem. Tłumaczę to sobie wizją, która cię chyba rozśmieszy – odpowiedzialnością za jakiś tam mały skrawek pola kultury współczesnej. Tak właśnie definiuję rolę krytyka sztuki.
Prześlij komentarz