poniedziałek, 10 listopada 2014

Kompletnie nic

Przychodzi taki moment, że pustka. Nie jakaś totalna, ot taka sobie pusteczka, po prostu nic. Trochę pracy, niezbyt dużo wymyślania, jakiś prąd błądzący. Nic, co miałoby być  wiążące albo odkrywcze. Chciałbym Wam coś ciekawego powiedzieć, napisać, dać odpór...Nic jakoś jednak nie wydaje mi się istotne na tyle, by zawracać Wam teraz głowę. Tyle jest ważniejszych rzeczy, niż moje niezbyt lotne przemyślenia. Są, jakie są, moje, niezbyt zabawne ani też lepsze niż inne.Zaczynam mieć bardzo poważne wątpliwości co do sensu dalszego ciągu. Zaczynało się z poważnych powodów, teraz jest po prostu kontynuacją zaczętego przedsięwzięcia. Hu kers to wszystko, jak lubię pisać w takich przypadkach, siedząc przy monitorze późnym już wieczorem.
Przypomniałem sobie, że mam 15 płyt, na których są wszystkie oficjalne nagrania BH, mastersy, więc bez tych wszystkich nieudanych takes, które się zachowały. Poprzedniej nocy bez przerwy grała "Lady in Satin", najsmutniejsza płyta świata. Może cały jej smutek przez te 7 godzin wsączył się we mnie i teraz krąży mi pod czaszką, napełniając myśli melancholią bezgraniczną i jeszcze mgłą przez cały wieczór dziś. I na to wszystko puste miasto, może nie aż tak puste, jak mi się wyobrażało, ale jednak niełatwo dostrzec sylwetki we mgle. No nie, aż taka nie była, ale zmiękczała, zamglała, znikała.
 Przy okazji bardzo ciekawego tekstu Tomasza Kolankiewicza w Obiegu - dokładnie taka jest artystka w "33 scenach z życia" Szumowskiej. Może to jakaś taka konieczność jest, podpisują na umowie realizacji scenariusza, że jak artystka, to właśnie taka musi być. I jeszcze ta beznadziejna sztuka, te bezustanne rozmowy przez telefon przy mazaniu po zdjęciach. Nie wiem, przecież ci wszyscy reżyserzy znają jakichś artystów, chociaż parę razy upili się w pracowni jakiejś, no nie wierzę, że nie. Chociaż, nasze środowiska artystyczne jeszcze do niedawna bardzo hermetyczne były. Dopiero niedawno to się zaczęło zmieniać, choć sam nie wiem. Teatr się zbliżył a my do teatru, a przynajmniej Bogna :) 
 Prz okazji słuchania allegretta z 7 Beethovena, Spoti znalazł mi 7 Szostakowicza, co za muzyka, ja cie, jak to się kiedyś mawiało. No to ta wojenna, zapomniałem zupełnie.
 No i proszę, zasypałem Was nieszczęsnych swoimi zabawami kulturalnymi, nie łudźcie się, to tylko zabawy. Mało w tym pogłębionej refleksji. Jest tylko Zdziś na poważnie, który ozdrowiały, zabija balony, cieszy się światem, rzuca mi piłeczki a teraz popiskuje przez sen.


Niewiele pieskowi do szczęścia potrzeba więcej niż czarny balon.




Tu pozuje nader




A tu żółty j.l. wszystko mu opowiedział





na otwarciu wystawy Cz. Łuniewicza w Archiwum Państwowym tak mi się ładnie ustawili Panowie Fotografowie, którzy zawsze byli dla mnie wzorami jakości i rzetelności ale też kreatywności w wykonywaniu zawodu. Od lewej:
Zbigniew Rajche, Paweł Janczaruk, Bronisław Bugiel, Tomasz Gawałkiewicz. Wszyscy wszystko wiedzą o fotografii, każdy na swój sposób robi zdjęcia już od dawna, są prawdziwymi Mistrzami i w dodatku bardzo lubią swoje miasto.




W parku, nie mogłem się powstrzymać, przepraszam.






Z drogi na spacery - pejzaż codzienny, w tle zburzona nie wiadomo po co siedziba LOK.




To nie scenografia do Fallouta 4 tylko przejście podziemne na dworcu w Świebodzinie, co się tam czai, lepiej nie wiedzieć.



Brak komentarzy: