Dzisiejszy dzień oczywiście, banalnie i jak co roku nastraja do rozmyślań o kwestii najoczywistszej
i najostateczniejszej. Uwielbiam długie słowa, jest w nich jakby dużo więcej znaczeń, niż w tych krótkich, jasne, że to nieprawda. Ale mogłoby być zasadą, są zresztą takie języki, niedaleko szukać, niemiecki. Anegdoty o najdłuższych słowach w tym języku znajdźcie sobie w Internecie. Przepraszam, że sam tu nie umieszczam, są granice żenady jednak. Jak taki wpis jak ten, jest balansowaniem na granicy nicniemówienia. Zagłuszaniem pustki, pytaniem samego siebie o granicę poza którą nie da się już nic powiedzieć, żeby miało sens. I nie będzie o przemijaniu, śmierci i tych, co ich nie ma. Na to jest czas w normalne dni.
Długo myślałem dziś o zapominaniu. Niepamiętaniu, przykrywaniu przeszłości mokrą szmatą, żeby nie płonęła, nie tliła się smrodliwie, bez sensu i konieczności. Trzeba się po prostu nauczyć, co pamiętać, co nie. Wszystkiego się można nauczyć, tego też. Najbardziej to chyba trzeba pilnować odrzucania skojarzeń,
nie bywania w okolicy, nie szukania związków z dawnym. Ja dużo ćwiczę. Obiecuję Wam tu wszystkim solennie - nie będzie już wspomnień, aluzji, przypominań i odwołań. Żadnych takich, może tylko Zdziś będzie, no ale to nie do uniknięcia. Coś w końcu jednak zostaje, czasem materialnego, czasem nie. Tak więc nie będzie już żadnej przeszłości, która tylko niepotrzebnie zamazuje teraźniejszość. Wyrzucam ją uroczyście, z lekkim żalem ale z pewnością przy okazji, że tak trzeba, musi być, tak najlepiej. Cieszę się jakimś swoim głębokim przekonaniem, że tak umiem, potrafię i chcę. Że nie potrzebuję podpórek, że już umiem sam, na własnych, po swojemu. "Chcę, żądam, rozkazuję...", ze zacytuję tu jedną ze swoich ulubionych książek.
Właśnie wywaliłem źle napisany akapit o czytaniu książki Karola Sienkiewicza. Jest świetna, za dobra, żeby zbyć ją jakimś banalnym tekstem. Może, jak skończę. Generalnie, to jest to też podręcznik do sztuki polskiej dla 1 roku na Akademii, każdej, nawet górniczohutniczej.
Trochę nic nie ma. Trochę wiem, że jest. Trochę to jedno z moich ulubionych słów.
Dziś tylko Zdziś, z późnego lata, w ogrodzie u Moniki Sz. pośród papierówek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz