sobota, 6 grudnia 2014

Dawno i nieprawda

Dziś parę niezbyt długich spacerów. Zawadziłem o od dawna nieodwiedzany antykwariat przy Chrobrego, którego właścicieli znam od dawna i kiedyś dość często tam bywałem. Kupili czyjś cały księgozbiór gromadzony tak na oko przez 60 lat, klasyczny zestaw powojennego inteligenta, Czechow, seria "ceramowska", seria "Nike", 13totomówka, Literatura na Świecie i co tam jeszcze chcecie a wiecie. Jakbym się znalazł w domu, zapach te książki mają podobny wszędzie. Trochę kurzu, trochę starzenie się papieru, trochę czegoś nieuchwytnego. Najchętniej bym tam został, ale Zdziś oczywiście chciał iść dalej a że i tak wytrzymał długo, to już go nie dręczyłem. Poszliśmy sobie trochę dookoła, zobaczyć co się zmienia w mieście, było niezimno, lekko sennie i bez słów. Trochę remontów, trochę śmieci, wszystko utopione w melancholii wczesnego grudniowego popołudnia.
 Po południu z jakiegoś tajemniczego powodu chciałem iść do centrum handlowego, ale w porę się opamiętałem i użaliłem nad światem i miastem, w którym owo się nazywa "Nowe Centrum Miasta". i nad sobą, że tak łatwo mi poszła ta myśl w sobotę. Skręciłem więc jednak już z drogi, przytrzymałem na wodzy żądzę konsumpcji, zawstydziłem się sam sobą i moim Innym, tak głupim (to oczywiście reminiscencja lektury porannego wywiadu Andrzeja Ledera).
Dalsza lektura książki Olgi Tokarczuk. i glut w gardle i tłumione łzy w scenie, kiedy Szor przywozi książki, by je schronić przed spaleniem, do ks. Benedykta Chmielowskiego. Cóż za piękny pomysł, uczynić go jedną z głównych postaci "Ksiąg Jakubowych"...Pamiętam, jak w szkole "Nowe Ateny" były wzorcowym przykładem "obskurantyzmu" czasów saskich. Jasne, mniej więcej w tym samym czasie wyszła "Wielka Encyklopedia Francuska". Ale to było w Paryżu, Diderot, Wolter, Monteskiusz, Rousseau  i z 9 innych jeszcze. A tu ksiądz w Firlejowie. Wbrew wszystkiemu, czasom, sensowi. Czymkolwiek nie była ta księga, była książka, kompilacją różnych elementów ówczesnej wiedzy/niewiedzy, a jednak jak się to dziś czyta (choć niełatwo) jasne jest, że to pisał człowiek w języku wyćwiczony a i dowcipny, choć to może tylko po prostu dziś tak brzmi:
"ARCHOPITECUS, zwierz Amerykański, nazwany leniwym, albo pigritia; a to dla bardzo leniwego chodu swego. Jest miętkim pokryty włosem, na dwie stopy długi. Za dni piętnaście ledwo na rzucenie kamienia zajdzie. Na drzewo wysokie aby wyczołgał się, dwóch albo trzech dni potrzebuje; do czego mu długie pomagają pazury, właśnie jak trzy palce. Nóg ma 4; gdy się po ziemi czołga, głowę podnosi do góry. Gdy co w swoje porwie łapy, pazury póty trzyma, aż zdechnie owa rzecz. Jedni powiadają, iż żyje liściem z drzewa; drudzy, iż mrówkami, albo muchami; inni, iż samym posila się powietrzem, jako doświadczono podczas chowania go w domu, iż nic nie jedząc, głowę tylko w tę obraca i podnosi stronę, skąd wiatr wieje. Xiądz Torus, Jezuita, gdy temu kijem pogroził zwierzęciu, tak się kija uchwycił pazurami, iż od owej laski na dwóch balkach położonej wisiał dni 40, z podziwieniem Spektatorów. W nocy tylko zwykł śpiewać: ha ha ha &c. owym koncentcm i harmonią, jak idą noty muzyczne la sol fa mi re; P. Kircher libr. 1 Musurg. cap. 14; P. Schottus in Physic. Curios. lib. 7. cap. 2; P. Masenius in speculo Imaginum Ventatis, lib. 7. cap. 49."



 Olga Tokarczuk jest moją nagrodą wieczorem za cały dzień.
Przypominam sobie też "Błony umysłu" Jolanty Brach-Czaina, prawdziwą  książkę filozoficzną, o której nie będę tu mówił, bo jak ktoś nie zna, to zaraz biegiem do czytania.
"Opieranie się, to czynność powszechna i nie budząca uwagi a sądzę, że warta jest zainteresowania. Chodzimy, leżymy, kładziemy rękę na czyichś plecach, popychamy drzwi - wszystko to wymaga oparcia się a nawet polega na nim. Niby prosta czynność, ale osadza nas w sieci związków i zależności wymagających zarazem zaufania i stawiania oporu. te srzreczne elementy odnajdujemy w wielu naszych działaniach. Wydaje się, że ufność i sprzeciw trudno pogodzić, a tymczasem są nierozerwalną parę. I być może głęboko w nas zapisaną postawą."
Chciałem dziś znów o sprawach poważnych, ale coś mi sił nie wystarcza, może jutro...A dziś trochę zdjęć ze spacerów:

Zdziś na balkonie raz jeszcze, bardzo pilnie patrzy, gdzie idę



Na spacerze w parku, opadłe igły z pięknych cypryśników



Deska z ławki,  tak wisi już któryś tydzień




Bardzo stary szablon pewnej znanej zielonogórskiej artystki
















Jeden z licznych w okolicy czarnych




Dom blisko parku, na sprzedaż, może ktoś ma ochotę, piękny...



Środek miasta, zaraz przy pewnym urzędzie, syf nieziemski rzekłbym



Zdziś w Studio BWA Wrocław, po spotkaniu na temat Parku 1000, z Martą Genderą, dzięki Joannie Stembalskiej i Sławkowi Czajkowskiemu i miejsce wspaniałe. Jak to często bywa, w skrzynce, 
fot. Karolina Spiak


 









Brak komentarzy: