Znów będę pretensjonalny, bo znów o lekturach i w dodatku tak przewidywalnych. Kończę "Ostatnie rozdanie" Myśliwskiego, z bezustannym poczuciem że to nie jest książka nawet jeszcze dla mnie, że to naprawdę trzeba być u kresu, żeby to na spokojnie czytać. Przerażająca jest trochę w swojej doskonałości,
w absolutnie niezwykłym wirze dygresji, retrospekcji, przypomnień, nawrotów, które zamykają się w jakąś
całość, która wcale nie jest cała, jest przeżywanym na zimno bólem upływu.
Ja nawet nie wiem, czy on nie kpi, czy to nie jest wszystko ściema, zabawa, prztyczki, na niby. Musze ją odkładać co chwila, żeby znieść kolejny opis nicowanego płaszcza, który brzmi jak Szir Haszirim co najmniej, jak nie lepiej.To nie jest kpina, tylko ścisk gardła.
Tak sobie dziś prałem, wywalałem tony rzeczy w końcu, uprawiałem jakiś rodzaj życia rodzinnego niby. Zdziś nieco zdziwiony tym wszystkim, zmęczony wkładaniem go do pudła, piłkami, zwracaniem na niego uwagi za bardzo, jakby był dzieckiem lekko potwornym a przez to bardziej wymagającym. Nie wiem. Demony nie wracają, raczej przewalają się łagodnie z boku na bok, niegroźne, dalekie i dawne, mało ważne, zabawne chyba też. Czas działa cuda.
W pudle
Sławny żołądź, dawno temu pożarty przez Zdzisia, zdiagnozowany przez Mariusza a cudem wydobyty przez dr Hanusz.. Obecnie jako relikwia nieco.
na postumencie
Historyjka z dawnych czasów, znamienna. Uganiałem się za tą skórka kilka miesięcy, pytałem wszędzie. Kiedy już w końcu znalazłem, zaległa w szafce, dziś odnaleziona, zaraz do śmietnika, jak wszystko co było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz