Poranny spacer w Parku Tysiąclecia. Po raz kolejny odkrywa się po deszczach cmentarna przeszłość, coraz częściej woda wymywa skrzętnie przykryte warstwą ziemi kawałki historii.
Znalazłem na blogu AB kawałek swojego ostatniego postu. Jak miło! Drogi anonimie, który szerujesz moje pisanie, z całego serca dziękuję, jeśli nawet robisz to w złej wierze. To niezwykle przyjemne, że inni czytają to, co napiszę. No pewnie, nie jestem recenzentem filmowym, piszę z serca, emocji i radości oglądania. Takiej nie miałem przy okazji "Bardzo poszukiwanego człowieka", bo to nie jest film do zabawy. Hamburg wygląda na nim, jak trochę lepsza wersja świata z "Fallouta". Philip S. Hoffman gra jak zawsze prześwietnie, jak teraz wiemy trochę, co go trapiło, to trudno nie mieć wrażenia, że gra siebie. Bez złudzeń, że świat i ludzie mogą być lepsi. Czwórka młodych ludzi, bardzo wesoło z kolą i popkornem rozpoczynających seans, wyszła po godzinie. Nie ponieśli. Chyba nie zrozumieli, o co w ogóle chodziło. A chodziło jak często o indywidualne szczęście, niemożliwe w starciu z fanatyzmem, forsą i polityką, która w tym ujęciu jest balansowaniem w relacji pomiędzy tymi dwoma na f. No i scenariusz wg Johna le Carre, który akurat w takich rzeczach jest mistrzem. A na końcu dopiero sobie przypomniałem, że Anton Corbijn nakręcił przecież film o Ianie Curtisie. To jak się tu spodziewać wesołości...
Grób Georga Beuchelta chyba jednak nie zasługuje na takie traktowanie...
Zdziś na grzybach przed galerią. Goryczak żółciowy niestety.
Podmurówka grobu
A tu fragment nagrobka
Dziwna rura, której nigdy nie widziałem, a musi tam być wiele lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz