środa, 28 stycznia 2015

Od dawna

Sam nie lubię blogów, które nagle przestają być uaktualniane. Przestałem na trochę, bo za dużo rzeczy do zrobienia, niezrobionych, albo zrobionych tylko w części. I tak jeszcze dużo ich zostało, więc nie będę wylewny nadmiernie. Wyrzuty sumienia przez to niezrobienie mam. Tak naprawdę jednak, to przedłużający się kryzys sensów. Niemożność poprawnego sformowania myśli. Bezustanna gonitwa za bieżącym.
Trochę w teatrze, Dziady Radosława Rychcika, Wycinka Krystiana Lupy, Szczury Mai Kleczewskiej. Jednowyrazowe tytuły, ze zauważę nieśmiało. Zazdroszczę ludziom od teatru. Zbiorowej pracy, etosu sceny i tych wszystkich mitów, które są tradycją, nawet jak się ją wywraca na nice. Jestem nieuleczalnie zachwycony samym aktem przedstawienia. Śmieszy mnie to czasami, te wszystkie pozy, nadęcia, przekonanie o wielkości a jednocześnie czuję, że czasami to tak można jednak czuć. Się. W końcu dawno temu chciałem. Nie pamiętam, czy opowiadałem Wam tu o swoim długim dość epizodzie z konkursami recytacji. A właściwie to nudne i hu kers. Sam nie wiem, po co. Choć czasem za tym tęsknię, bom jednak ewidentnie niezrealizowanym aktorem. Spektakle fajne, choć jak miałbym podium ustawić, to jednak klasyk, potem uczeń a Szczury na 3, bo chociem się ubawił, to jakoś kolejny raz natrząsanie się z sławnocelebryckiej głupoty, które tu jednak ważną rolę odgrywa, coś mnie nie przekonało. Nie chcę tu recenzować, jakbym miał polecać, to wszystkie 3, w pewnym sensie nawet koniecznie.
Wszędzie też tłum, młodzi ludzie, atmosfera sensu, choć to pewnie też pozór i obowiązek uczestnictwa. Jakoś tam jednak pocieszające.

W nagrodę za cierpliwość Waszą do mnie Zdziś x 2 oraz Misia z Griszką.













czwartek, 8 stycznia 2015

Mistrze



Pomyślałem sobie jednak, że się nie będę odnosił do przywołanego wcześniej tekstu KP. Ani nie ze strachu, ani nie z niechęci do autolansu, bo ten lubię w nadmiarze. Jedyne, co mogę o tym powiedzieć, to to, że opisy łagodne i poczciwe. Zero prawdziwie krwistych szczegółów, wychodzimy w tym wszystkim na jakichś nudziarzy straszliwych, w końcu może tak jest naprawdę, więc o czym tu pisać? Te krwiste, znane Karolinie a nieopowiedziane szczegóły też w sumie banalne i niezbyt atrakcyjne. Gdzież im tam do Rastrowego młota w końcu z nie tak dawnych czasów...Dobrze, już 10 lat ponad, niemało. Pozazdrościła autorka mistrzom z przeszłości i stworzyła nowe pojęcie w alfabecie polskiej sztuki. Szpaki, to coś, z czego się cieszę, w końcu to nasz tu wzór, nieustanny cień przeszłości i punkt odniesienia. W tym akurat momencie ta literacka zabawa wydaje mi się nawet całkiem istotna, choć warto dodać, że Marian Szpakowski NIE BYŁ pierwszym dyrektorem BWA, zdążył być pod koniec życia przez zaledwie 9 miesięcy. Autorka sama przyznała się do nutki zazdrości i tego się trzymajmy. Sam zresztą nie wiem, miałem nadzieję (zgodnie z zapowiedziami KP sprzed roku ponad), że to będzie jakaś rzeź.
Nie mogę się otrząsnąć z wczorajszych wieści, zadziwia mnie tez po raz kolejny brak empatii wielu moich bliźnich, bez żenady prezentowany przez nich na FB. Powinienem się przyzwyczaić, acz poziom hucpy w niektórych wypowiedziach jest, jak mawia klasyk, niebywały. Przypomniała mi się książka Jean-Claude Izzo "Total Cheops", kryminał w realiach Marsylii z ważnym wątkiem imigranckim. Wszyscy tak się wymandrzający powinni od niej zacząć, żeby może choć trochę rozumieć, cokolwiek, na początku. Zawsze jednak mnie zadziwia, ilu ludzi w mojej ojczyźnie zna się na wszystkim. Od czego też nie jestem wolny.
Tadeusz Konwicki zmarł jakby nie w czas dla recepcji tego zniknięcia. A ja częstoi od dawna mam w pamięci "Ostatni dzień lata" jako jeden wielki obraz niemocy porozumienia i bez wątpienia "Zwierzoczłekoupiór" był moją licealną literaturą formacyjną.
Dobrze przynajmniej, że Karolina Plinta przyznała już po niewczasie, że Zdziś jednak brzydki nie jest.

W walce z helikopterem:



środa, 7 stycznia 2015

ChH

Nie wiem jeszcze, jaki tytuł tu dam, może to nawet nie ma większego znaczenia. Obiecałem sobie, że nie będę tu nawiązywał do zdarzeń publicznych , ale jakoś nie chce mi się przejść do porządku dziennego nad zamachem na redakcję Charlie Hebdo. Zawsze miałem słabość do gazet satyrycznych i takiż rysunków, "Szpilki", w latach 70. były właściwie moim uniwersytetem, dzięki któremu mogę ciągle słuchać skeczy "Salonu Niezależnych" i oglądać MP, ale polskie kabarety en masse śmieszą mnie jak wypadek samochodowy. To, co się zdarzyło w Paryżu to historia straszna i uderzająca w sam najgłębszy sens naszego świata - wolność śmiechu. Bardzo Was przepraszam - śmiechu, także z wszystkiego, może tylko trzeba się zastanowić, gdy to jest realne, ludzkie, straszne  cierpienie. Ale nawet wtedy bywa oczyszczający. Gdy to czytałem, czułem jak moje przyziemne problemy odlatują w konfrontacji z czymś tak bardzo głupim i niesprawiedliwym.
Ale żeby złagodzić  - też o dziennikarstwie,  dużo mniej ryzykownym, niż to w ChH  - znalazłem się otóż w felietonie Karoliny Plinty o "mistrzach stylu" w polskiej sztuce razem ze Zdzisławem i oczywiście licznymi kolegami po fachu. Ale może, żeby nie mieszać porządków, o tym jutro. Jakoś się nie mogę otrząsnąć. I zapamiętajmy te nazwiska.



sobota, 3 stycznia 2015

Trochę nie wiadomo

Początek roku upłynął mi pod znakiem totalnej nieakceptacji siebie, niestety, mocno opartej na konkretach. Potrafię samego siebie doprowadzić do szału swoją ignorancją i niechlujstwem. Odsłaniam się przed Wami moi Drodzy w poczuciu zaufania, jakie do Was mam...Bo w końcu komu mam ufać. Nie wchodzę w szczegóły, bo sprawy są z obszarów profesjonalnych i wstyd mi przed sobą, że ciągle to samo. Nieuważnie, niedokładnie, źle.
Tak się tu zwierzam niezwierzam, mówię niemówię, wszystko to z lekkiego braku poczucia sensu i motywacji, ale oczywiście będę dla Was pracować i zrobię wszystko, by było lepiej. Trudno czasem wykrzesać z siebie sens. Zazdroszczę wszystkim, którzy umieją i robią to na pstryk, to wielka umiejętność. Podejrzewam niekiedy, że niektórzy z nich trochę udają, chciałbym wierzyć jednak, że nie.
Kontynuuję krótki przegląd sposobu opowiadania o Żydach - dawnych mieszkańcach różnych miasta Polski na stronach miejskich i w Wiki. Nasielsk (na przełomie XIX/XX ponad 80 %) - na miejskiej trochę jest ("bunt starozakonnych", który pojawia się także w Wiki). "Straty osobowe w czasie wojny" - tak określono na miejskiej to, co się stało w '39 .Ja wiem, zwłaszcza, ze czytam straszliwą jednak w swojej wymowie książkę Marcina Zaremby, wiem że wszyscy bardzo cierpieli, ale jak mam rozumieć, ze znika w jeden grudniowy dzień 4000 mieszkańców miasta i na stronie www nie ma o tym słowa. Połowa mieszkańców miasta i gminy. Nie oburzam się, nie obruszam i nie cierpię. Tylko sobie myślę o dziwności oficjalnej pamięci. Przy okazji Mielca, który był w poprzednim odcinku, znalazłem niezwykły przykład zastosowania (no trochę amatorskiego, ale zawsze) idei malewiczowskiego architektonu w budownictwie sakralnym
Nowy Sącz ('39 ok. 30 %) - na miejskiej jest parę zdań o współtworzeniu, na Wiki właściwie poza hasłami o synagogach nic. Nowy Targ - tu tylko 20 % do wojny, może dlatego na stronie miejskiej nic prawie. W Wiki więcej, nawet oddzielne hasło, no, ale tam to musi być ciągle jeszcze trudno ("Ogień" itd.) Nowy Wiśnicz - w Wiki nic, na stronie miejskiej trochę jest, cieszy, że nawet jakieś jedno zdanie się pojawia, nie tylko przy okazji okupacji. Już dziś na O nie mam siły, wybaczcie.
Na nic za bardzo.
Może do kina na 22.30 pójdziemy ze Zbychem na Whiplash.

Zdziś lubi śnieg:







Jest też dobry jako podpórka pod książkę do czytania:


















Młodzi polscy malarze, ich żony i dzieci:

















Bonus - film pt. "Zdziś i piłeczka"