czwartek, 24 kwietnia 2014

Niconas Beznas

Tytuł jest przypadkowy i jest nazwiskiem sponsora nieodżałowanej pamięci programu radiowego "Radio Magłośnik", który w latach 90-tych z Arturem i Markiem (z gościnnym udziałem Ziggiego) realizowaliśmy w Radio Zachód. Był śmieszny, to pewne. Przynajmniej nas bawił. Może kiedyś w końcu ktoś go przepisze na cyfrę.
 Wziął się tu stąd, że walczę z ograniczeniami umysłu, próbując zabrać się za liczne, oczekujące, poważne sprawy. Nie, nie będę się tu skarżył z prostracji i niemocy, jest jak jest. Zjem kawałek doskonałej wedlowskiej (dawniej 22 lipca - czy pamiętacie może, jak straszna jest to data i nie mówię o Manifeście Lipcowym) Creme Brulee (przepraszam za brak francuskich znaków dia), wypije jeszcze kawę i pójdę spać. Niemożność jest od przeszłości i strachu o przyszłość, jest paskudna i wynika ze złej organizacji czasu. Wynika też z trudności w wysławianiu, braku wiary w sens ogólny i paru innych drobiazgów.
 Nie przejmuję się nią już, przyzwyczajenie. Trochę odbierające smak, ale da się wytrzymać. Tak naprawdę, to chciałbym Wam coś ważnego, mądrego, stylowego, pouczającego może nawet, a tu tylko jakieś nic. Jak mawiał poeta - Tyle wam chciałem, tyle być miało.
 Ale, jeśli już tu zaglądacie, tak bardzo chciałbym Wam to wynagrodzić. A tu nic, żadnego pomysłu na bonus. Nawet te zdjęcia jak zwykle.

Zdziś niszczyciel
















a także zachód z samochodu w drodze z Wrocławia
















Bardzo to wszystko jakoś wstydliwe, kłopotliwe i zapewniam Was, , jednak nieśmieszne. Jeśli Was jednak śmieszy, to może i jest jakiś tam pożytek z tegotu.

sobota, 19 kwietnia 2014

Appendix do rzeczy śmiesznych

 Żeby było jeszcze śmieszniej i do zrzygania banalnie, to przez całą drogę z Gdańska słuchałem "Wariacji Goldbergowskich" Glenna Goulda, tych z 55 a jakże. Całą drogę. Może dlatego dziś mam takich rzut niechęci do bliźnich, bo się może udziela zdanie GG “Isolation is the one sure way to human happiness.”
 Był młodszy ode mnie obecnego, jak umarł. A ja nie lubiłem ćwiczyć i dlatego teraz nie zagrałbym nic, nie tylko z pamięci, ale nawet z nut. Nic już.

W galerii stolarnia w dużej sali i tak do połowy maja. Będzie bardzo poważnie.                                                                                  
                                                                                 
                                                                                                     



A od 25 kwietnia w małej sali wystawa Wojciecha Tubaji tu link do YT. Przyjdźcie!

Zamierzenie śmieszny

Na (jak mawia Wojciech Wilczyk) Szczujni naczytałem się o sobie za wszystkie czasy. Właściwie to jest nawet interesujące uczucie, być obiektem zainteresowania, jeśli nawet to jest zainteresowanie frustratów i smutnych samojebców, marzących tylko o tym, by komuś spadły gatki, albo się potknął, rozchorował lub nawet spektakularnie umarł. Tak naprawdę trudno zrozumieć losy świata, gdy się samemu na sobie nie poczuło oślizgłego zainteresowania zawistnika. Nawet też trudno zrozumieć, o co ta zawiść? Że w ogóle chodzę po tym świecie? No chyba, że jest to pretensja o niepokazywanie ich paskudnych obraziczków, które uważają za wcielenie geniuszu na miarę Leonarda a może nawet Francisa. Mam przy tym niemiłe wrażenie, że pod tymi wszystkimi nickami i anonimami kryją się osoby mi znane, czasem nawet nieźle. Być może niekiedy osobiście. Nie będzie tu dywagacji o kwestii anonimowości w Sieci. Już wszystko o tym wiemy. Sam zarzuciłem to już dawno, ale rozumiem, że czasem jest niezbędne. Gdy faktycznie w grę wchodzą duże pieniądze, przestępstwa albo niemożność walki w inny sposób, ze złem.  Zabawne tylko, kiedy wydaje się być niezbędne w sprawach tak nieważnych, jak ja. Czego wy się boicie właściwie? A przyłóżcie mi z otwartą przyłbicą, może to nawet bardziej zaboli? Myślicie, że może mścił się będę albo odgrywał jakoś, nie wiem jak, bo trudno mi wejść w umysłowości Waszego typu...Co ja mogę komuś zrobić? Naprawdę wydaje się komukolwiek, że ja mam jakąś władzę, że stosuję przemoc, nawet symboliczną? No tak, jakoś tam nieco stosuję, gdy widzę coś słabego, głupiego, wtórnego, nieszczerego. OK, zaraz zapytacie anonimowi goście z rożnych dni tygodnia - "A kto ci dał takie prawo, żeby mówić co złe, a co dobre?" No tak, macie rację, Wasza racja to nie moja racja, Wasze obraziczki o niczym są dla Was jak objawienia o poranku i ucieleśnienia prawdy Jedynej. Ja wiem. Godzę się. Trochę nie ma wyjścia. Trochę nawet się nie dziwię. Ktoś uczy się pięć lat, potem następne lata szlifuje te umiejętności, może namalować konia, krowę, człowieka, będzie jak żywe i wszystko super. Nawet o czymś. A potem jakiś buc z pieskiem mu mówi, że niekoniecznie, albo program nie obejmuje, albo jakąś inną wymówkę. I mówię to naprawdę szczerze, jeśli taka złość wynika z uzasadnionego przekonania o własnej wartości, to ok, złość się. Tylko nie mów, że czynisz to anonimowo, żeby nie było argumentów ad personam. To takie śmieszne, ty możesz ad personam a ja nie? Nie widzisz problemu?
 Szczerze mówiąc, coraz rzadziej przejmuję się szczuciem i anonimowym obrażaniem. Rusza na chwilę a potem przechodzi, nie dlatego, żem taki cyniczny, tylko, uwierzcie lub nie, jakoś rozumiem to wkurzenie. Nie da się bowiem zapewnić wszystkim dobrego samopoczucia, o ile sami się go nie nauczą. Dopóki będą nosić w sobie zarodźca frustracji i nienawiści, dopóki będzie im i trochę otoczeniu, dokuczał.
 Na początku bardzo się zezłościłem określeniem "niezamierzenie smieszny". Ale natychmiast sam się zdziwiłem swoją złością. Chodzi tylko o przysłówek "niezamierzenie". Otóż, drogi hejterku, ten blog jest w założeniu śmieszny. Ma taki być. Jeśli wygląda, że niezamierzenie, to tylko moja ułomność pisarska, pisarze to bowiem Doris Lessing, Julio Cortazar, Jerzy Pilch albo Joanna Bator, ja tylko mozolnie składam literki, jak Ty czy wielu innych. Wolno mi. Nikt tego nie musi czytać, nikt za to nie płaci. Niech sobie będzie śmieszny.
 Zastanawiam się od kilku dni, o co mi właściwie chodziło w tym Ouarzazat? Czemu byłem tak potwornie wkurzony nie mogąc znaleźć miejsca do parkowania, czemu wrzeszczałem? Czy to był upał, czy przeczucie, ze właśnie zabijam coś najcenniejszego, co miałem w życiu? Nie wierzę w przeczucia, ale jak to wytłumaczyć?
 A teraz, aby podtrzymać wrażeni, że to blog śmieszny i mało ważny, parę zdjęć z wyjazdu do Gdańska, gdzie miałem wykład na ASP, wszystkich moich słuchaczy pozdrawiam i mam nadzieję, że nie uważacie tych dwóch godzin za bezpowrotnie stracone.


Droga na północ:
















Widok z najwyższej kamienicy na Starym Mieście w Gdańsku

















Na plaży - Ginger
















Na Stogach jest pięknie przed sezonem
















a to ze Świebodzina, napis w przejściu podz.
















Bawcie się dobrze, wszyscy.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Zdziś w mniszkach i całkowita niemoc

 Nie lubię się tu skarżyć i jeśli nawet mi się zdarzało, to wiem, że nie powinienem. Wszechogarniający smutek i niemoc są tu gośćmi nierzadko, acz staram się te wizyty ograniczać. Siłą więc woli napiszę o czymś innym. Ogródkami i aluzjami. Czy mogę być wkurzony i zagryzać wargi ze złości?: Czy smucić się i wściekać, bo pamięć nie da się spacyfikować? Czy starać się zapominać, czy raczej nie próbować, bo Zdziś jest i tak? Sam tu nic nie wiem, próbuję, ale się nie da, być ponad, obok a nawet przed. Samooszustwo nic tu nie poprawia, jest tylko protetycznym placebo, nędzą podróbą opanowania, kikutem skrzydła. Właściwie to jednak i tak nic wielkiego, odchodzi, przychodzi, jak przypływ i odpływ. A dziś pełnia przecież. Może dlatego wilkołaczę, wyję z cicha na szczęście i porastam włosem wspomnień. Nie ma sensu zresztą, ja wiem. Jest głupie, nie przystoi i świadomie odrzucam.
 Oglądałem "Wojnę Światów" Spielberga, jeden z najbardziej przygnębiających filmów sf, jakie widziałem. Ale H.G.Wells byłby zachwycony, to pewne. U Sp. zero hurrapatriotyzmu, jak to było w "Dniu Niepodległości" czy tym podobnych. Nie recenzuję, opowiadam trochę. No i nowy Jarmusch, sama ścieżka dźwiękowa już by wystarczyła, bo wielka, co tu mówić. To jest film o sztuce, ale w przeciwieństwie do wielu o tym traktujących, nie ruszył mnie wcale. Może dlatego, że był o figurze artysty, a nie o konkrecie. Bardzo mi się podobał, ale oczy suche.
 Nie mam nic do powiedzenia. Nie umiem się wymądrzać. Kompletnie nie wiem czemu się przypomniało St.Louis Mo - dziecięce bardzo wspomnienia.
Tu Zdziś w kwiatach:

















A tu nieudolna próba sfotografowania pełni, ja jednak lubię nieudolne próby:



















Śpijcie dobrze, świat we śnie jest może jednak prawdziwszy.

sobota, 12 kwietnia 2014

Bez dalszego ciągu

Pojawienie się Niewytłumaczalnego Smutku (NS) jest zawsze nagłe i pozbawione jakichkolwiek symptomów uprzednich. NS atakuje znienacka i bez ostrzeżenia. Owszem, wynika czasami z uważnej obserwacji rzeczywistości, ale często nie ma z nią nic wspólnego. Wszak ilość głupków, głupich zachowań, bezinteresownej zawiści, karygodnych czynów i wypowiedzi jest raczej statystycznie zawsze podobna. Zmienia się może ich rodzaj, więcej jest dziś kanałów dla ich emisji, są bardziej widoczne, ale pewnie zawsze było w podobnej ilości. Nie ma znaczenia. NS pojawił mi się dziś i rozglądam się tylko w lekkim osłupieniu. Jest szaro i popiół opadł na świat. Rozmawiam, coś robię, rzucam patyk Zdzisiowi, wszystkie te czynności mają podobną wagę. Żadną.
 Nie łączy się to z czytaniem bloga z ulicy Browarnej. Btw. myślałem kiedyś w swojej naiwności, że mogę z Panem AB jakoś sensownie rozmawiać. Trudno jest jednak bardzo rozmawiać z kimś, kto uczynił nienawiść swoim motorem życiowy, Klinicznie ciekawe, jak jakiś rodzaj choroby skórnej w podręczniku dla lekarzy. Przyglądamy się z mieszanką fascynacji i obrzydzenia, gdy jednak zobaczymy w realu, abjectalne uczucie ustępuje (przynajmniej u mnie) żalowi i współczuciu. Żal mi go  i współczuję mu zwłaszcza, ze już inaczej nie może. Wplątał się w sidła wizerunku a jego wyznawcy nigdy nie wybaczą mu zmiany.
Pust' budiet, jak się mówi w pewnym niemodnym języku - ale ja już nigdy (never say never, pamiętam) nie będę wchodził w jakąkolwiek rozmowę z tym panem, nie rozmawia się bowiem z kimś tak bardzo przepełnionym niechęcią do dialogu. Dosyć o tym już, nie wolno się udręczać czytaniem o sobie kłamstw, głupot, wychlustów przywodzących na myśl bardzo brzydki zapach z trzewi. Sam się czuję źle, próbując żałośnie się tłumaczyć- jak to, przecież 30 lat, pracuję, dla sztuki, artyści, galeria, etos, posłannictwo, misja... Dla niego i bandy sykofantów, która tam grasuje, jestem tylko złodziejem ich pieniędzy. Nawet mi nie smutno z tego powodu, tak to jest niesprawiedliwe, głupio mi, że w ogóle próbuję coś tłumaczyć komuś, kto nie słucha. OK. Dość żalu. NS wystarczająco mnie udręczył swoim bezformiem, które we mnie wytwarza. Trzeba iść i pracować. Myśleć o sprawach ważnych. Szanować czas, bo dany jedynie na czas.

czwartek, 10 kwietnia 2014

Grządki, filmy i Zdziś

 Dzień podporządkowany pracy fizycznej. Załoga przy moim skromnym współudziale przeniosła dziś 17 ton ziemi z pryzmy do grządkowych skrzyń, w ramach Nieużytków sztuki Elżbiety Jabłońskiej. Grządki już przydzielone po spotkaniu z chętnymi. Kości i mięśnie bolące, ale jest to miły ból dobrze wykonanej pracy. Powinienem częściej jednak. Przestrzeń przed galerią jest coraz bardziej nasza i dla wszystkich gości. Bardzo ją lubię.
 W "Obiegu" bardzo ciekawy wywiad Zofii Krawiec z Adamem Szymczykiem. O filmach. To rozmowa dwojga ludzi, dla których film to nie jest tylko medium, ale coś więcej. Z czułością mówią i warto przeczytać, co i dlaczego lubi oglądać kurator Documenta 2017. Rzadko polecam prasę fachową, ale to jest interesujące także dla ludzi spoza "branży".
 Zadziwiające, jaki odzew ma mój post o artykule AB w Arteonie, z drugiej strony myślę sobie, jakie to jednak wszystko jest niszowe. Gdybyśmy chcieli naprawdę nakręcić telenowelę dziejącą się w polskim świecie sztuki, miała by oglądalność 0, na granicy błędu statystycznego, jestem tego pewien. Hu kers, jak to mówią niektórzy. Ale z drugiej strony - rozmowa - książka Doroty Jareckiej z Andą Rottenberg, to lektura z gatunku zapierających dech, wcale nie niszowych, opowiadających historię Polski i polskiej sztuki z bardzo osobistej perspektywy. A jednocześnie jest to jakoś ujmująco uniwersalne, choć czasem odczuwałem nieodpartą zazdrość, o miejsca, ludzi, wszystko. Generalnie, jakbym tu się zajmował lekturami własnymi, to bym polecił bardzo.
 A teraz trochę obrazków - plon z wizyty w laboratorium - wyniki świetne, pobieranie nie bolało a i zabawy trochę przy tym.





















Na wizycie u Pawła Dunala - wiadomo kto:

















A to kwiatki, których nie znam, z Frankfurtu nad Odrą





















A tu poranna pryzma, która już w grządkach



wtorek, 8 kwietnia 2014

Arteon, Krasnalsi, Biernacki - dalszy ciąg telenoweli

Uruchamiałem dziś komputer popołudniowo, jakbym nieledwie haubicę ładował, albo co najmniej magazynek do kałasznikowa wkładał. Z zacięciem i żądzą jeśli nie mordu, to przynajmniej bitki. Ale tak sobie teraz myślę - o co tu kruszyć kopie? No, ale od początku.
 Po raz kolejny kupiłem zafoliowany Arteon, co jest sukcesem marketingowym tego pisma, bo zafoliowanych rzeczy nie kupuję z zasady, chyba, że coś do jedzenia a i to niechętnie. Ale byłem ciekaw, jak to Andrzej Biernacki peani na temat Adama Mazura i jego wywiadu-rzeki z Andrzejem Osęką. Tak było w zapowiedzi Arteonu newsleterowej, skusiłem się więc po raz kolejny. I jaka radość, jaka zabawa i ile śmiechu! O książce tu raczej mało, dużo za to autorefleksji felietonisty. Co interesujące, najpierw zaduma nad własną odruchową nienawiścią do "tamtych" środowisk, że chyba zła. A potem jednak zabawna w swoim zacietrzewieniu nienawistna jazda po grzbietach Izy Kowalczyk i moim. Ubawiłem się i poczułem jakoś tam dowartościowany - oto guru środowisk antysystemowych, Rycerz Prawdy, Pan Na Łowiczu, Polski Bacon, Tropiciel Tyłka Gingeras, Mistrz Wolnej Myśli, Geniusz Jajec z Nazwiska,Ten Który Brał Udział w Jednej Wystawie z Tuymansem i Pogromca Szymczyka (in spe) raczył był poświęcić mi prawie jedną trzecią swego cennego krynicznego wylewu myśli. Czego tu nie ma, jak to się mówi? Ano - nie ma prawdy. Ani słowa. Jest tylko insynuacja i żarty z inicjałów. Jakbym był głupi, zatytułowałbym ten wpis ABject. Ale nie jestem, choć kusi, bo głupota (emocjonalna) łatwą jest i przyjemną w swym odreagowaniu. AB zarzuca mi, że przeszkadza mi kandydowanie PB (no z tym inicjałem faktycznie trudno coś zrobić, ale pewnie AB by sobie poradził) na dyrektora Arsenału. Otóż, albo nie umie czytać, albo świadomie kłamie. W swoim poście pisałem jedynie o niekonsekwencjach konkursu na dyrektora Arsenału, najpierw o przewidywanym mianowaniu, potem o braku konkursu i wreszcie o niejasnościach w jego przeprowadzeniu. Proszę, niech mi AB pokaże, gdzie napisałem, że kandydowanie PB mi przeszkadza? Pisałem też o głupocie pomysłu na likwidację instytucji. Jak mnie trzeba nie lubić i ile mieć złej woli, żeby tak się rozmijać z faktami, łgać i stawiać nieprawdziwe tezy. Ale prawo Wielkiego Tropiciela Spisku i dodam zwyczajowo, Giganta Myśli i Ojca Rosyjskiej Demokracji, Osoby Stojącej Blisko Cara (ciekawe, kto zgadnie, skąd te ostatnie tytuły, rodzina i przyjaciele wykluczeni -  Dobra, konkurs nieważny, pierwszy rekord z gugla daje prawidłowy wynik). Zdziś zabawnie łapie tę najgorszą, kauczukową i wraca mi wiarę w sens życia.
 Ciekawe, jak sobie AB poradzi z nową historią krasnalistyczną i co się stanie, gdy jednak prokurator da się nabrać na doniesienie Nowaka. Już mówię - będę bronił wolności ICH wypowiedzi, jak ktoś mnie zapyta.
Słucham teraz wypowiedzi Karoliny Staszak - obiecałem, że nie będę się znęcać. Wulgaryzacja piękna. Boże. http://www.radiomerkury.pl/informacje/kultura/wystawa-the-krasnals-w-poznaniu.html
A może to tylko montaż zawinił.
 Andrzej Biernacki może sobie pisać, co chce. nawet jeśli głupio kłamie, przykrawając rzeczywistość do tezy. Niech mu będzie, jeśli jakoś łagodzi to jego ból egzystencji. W tym samym numerze A. Zofia Biernacka (zbieżność nazwisk jak sądzę, nieprzypadkowa), pisze o Zachęcie, ZUJu, Łaźni, Arsenale (no w Białymstoku oczywiście, bo w Poznaniu już jest dobrze)  i przeze mnie prowadzonej BWA, jako o złogach PRL-u. Zasłania się przy tym kontestatorami i profesorem Hausnerem. A to wszystko w apologetycznym tekście o Krasnalsach. Nawet mi się nie chce o tym pisać, bo to jest tak, jak polemizować z tezą o zamachu w Smoleńsku. Nie ma sensu. Tu się nie mówi o sztuce. Tu się mówi o spiskach.
 A co do Arteonu, to literka Z w internetowym wydaniu znów zniknęła. A brak korekty spowodował, że w tekście Krzysztofa Jureckiego pojawił się Aby Wartburg, prawdopodobnie wynalazca samochodu o tej znanej nam dobrze nazwie. Jak to powiadają, Mnemosyne jeździ wartburgiem.