sobota, 4 kwietnia 2015

Spisek jest wykryty - post branżowy - nie czytać!

To jest oczywiście zupełnie nieodpowiedzialne, że dywaguję tu sobie bardziej żartem, niż serio, choć w sprawach, o których mowa, trzeba by może jednak więcej powagi. Trochę jednak wesołości (to jest zupełnie zapomniany cytat z zapomnianego a genialnego programu Olgi Lipińskiej "Gallux Show") chciałem nam. Może powinienem na poważnie, ale jednak nie mogę wytrzymać, coś mnie gna do beztroskiej zabawy, choć nie wszystkim do tego.
 Odkryłem jakiś czas temu  blog Sławomira Marca, niezmiernie ciekawe źródło tekstów offowych, jakich nie uświadczysz w mainstreamowych, pokornych wobec spisku mediach. Krytycy niepokorni miażdżą tu tzw. "sztukę krytyczną", jakąkolwiek zresztą odstającą od ich norm też miażdżą, z podziwu godną determinacją. Trochę jest jakby smutne, że pewna zasłużona i wybitna krytyczka,  używa w swym wywodzie argumentów zieglerowych żywcem, ale ja już się naprawdę przyzwyczaiłem do wolt, skoków, przemian i olśnień oraz nawróceń. Sam siebie niepokoję stałością mych, co tu dużo mówić, nie do przyjęcia w tej perspektywie poglądów, ale może w końcu mi przejdzie. Muczę sobie na razie z cicha, jak to krowa, która nie zmieniła (pokąd ją do rzeźni nie zawiedli, jak podpowiada instynkt samozachowawczy).
 Bywam w tym miejscu bo to przestrzeń wolności od pokory i poprawności, obszar nieskrępowanego niczym resentymentu. Jak ważna to inicjatywa zrozumiałem dopiero, gdy ujrzałem zdjęcia ze spotkania w galerii XXI, 13 marca. Sławomir Marzec, Jan S. Wojciechowski i Przemysław Kwiek rewidowali sztukę krytyczną - i była to sądząc z przytoczonych tekstów, rewizja jak najbardziej osobista. Do kipiszu przyłączył się też Kazimierz Piotrowski - przeczytajcie ten bezkompromisowy tekst, bo niezwykły. Sztuka krytyczna piszcząc generalnie i obrzydle, skryła się w kącie, a zatryumfowała sztuka Sławomira Marca, dumnie prężąc się za panelistami.
Ale nie o tym być miało - otóż zdjęcia ujawniły fakty niebywałe - kogóż tam widzimy, w skupieniu analizującego wiekopomne mowy? Ręka w rękę, krzesło w krzesło Łukasz Gorczyca i Andrzej Biernacki, zasłuchani i porwani. W obliczu PRAWDY kończą się niepotrzebne waśnie - wielcy antagoniści polskiego wystawiennictwa komercyjnego w olśnieniu słuchają i widać, że nigdy już nie wejdą w spór, że już niedługo Sienicki w "Rastrze" a Dawicki w "Browarnej" zagoszczą i Karolina Plinta, takoż obecna i zasłuchana jeszcze bardziej opisze te piękne wystawy  i zaśnie z głową na kolanach Bożeny Kowalskiej.
Jakże cudowna będzie ta zgoda, jakże wspaniała perspektywa, wszędzie miło, wszędzie nareszcie bezkrytycznie. Sztuka bezkrytyczna (copyright MK) nareszcie zwycięży.
Ale czemu jeszcze w "Szumie" i "Obiegu" relacji nie było (toż przecież sam Grzegorz Borkowski z pierwszego rzędu kontemplował) to pojąć nie mogę. Spisek - bo byli a nie napisali czy spisek, bo nie napisali. Gdyby to nie miało być krotochwilne, to bym napisał, że się pogubiłem. Ale to żart przecież jedynie, trywialny i niesmaczny. Niby krytyczny, ale przecież na kolanach.



żródło: http://forumnowejautonomiisztuki.blog.pl/files/2015/01/A-2.jpg

















Dla równowagi Zdziś pod makietą Marcina Zawickiego





2 komentarze:

Andrzej Biernacki pisze...

Uczciwie zapytałem jak przysiadał się obok, czy nie boi się, skoro w radio (u Prodeus), podobno się bał. Ale pragnę też uspokoić gospodarza, wcześnie wyszedł, jak zorientował się, że tam raczej nie jego będą chwalić. Uczciwie więc dokończę, że będąc na jego miejscu, też wyszedłbym. Co zaś do wymiany artystów, jestem otwarty na "roścież" (jak mówią w łowickiem). Boję się tylko, że artyści nie. Tzn. się nie boję. I, oczywiście, pozdrawiam. AB

Andrzej Biernacki pisze...

Ależ człowiek jest jednak tępy. Toż to ten cały wywód, pomimo zmyłki cytowanych nazwisk, głównie o tym był, że w głębokim tle zielonogórzanin z wyboru się pojawił, gdzie w najwyższym stopniu nie powinien. Niestety, zanim się człowiek połapie, to prędzej góra zielona... dojrzeje w kolorze.