niedziela, 7 czerwca 2015

Z wodą

W Petersburgu czuję się zniknięty. Zawsze tak jest gdy jesteśmy poza naszą przestrzenią, nikomu nie znani, zajmując się ważnymi sprawami trochę a trochę smakując obcość pejzażu, ludzi, rzeczy. Nie wiem, jak to opisać, od opisywania są inni co to umieją, ja tylko sobie tu piszę androny, jest trochę późno ale jasno, jak to tutaj o tej porze. Za oknem saksofonista gra naprawdę dobrze, przed chwilą chyba All of me a teraz nie mogę rozpoznać, choć wstyd, bo coś bardzo łatwego. Wczoraj na koncercie Piatnicy, ale też w Ermitażu. Teraz Tenderly o, a wcześniej to było Round Midnight. Koncert był niezwykły zupełnie, parę tysięcy ludzi, entuzjazm i śpiewane po ukraińsku zbiorowo Ja ne toj kto tobi potriben. Dwóch facetów, jedna gitara, nic więcej. Potem z Anką uczyliśmy się wieczorem śpiewać ich piosenki, co było zabawnym epilogiem gęstego wieczoru. A dzisiaj chwila w buddyjskiej świątyni, pierwszy raz w życiu, tanki, młynki, dużo kolorów, foliowe worki na nogach i transowy śpiew mnichów. Zatoka i straszny wiatr. Park z łódkami, leżenie na trawie i próba rekapitulacji. Na razie nic nie wiem. Przeczytałem Nieważkość Julii Fiedorczuk, zachwycającoprzerażająca książka, dawno nie miałem tak ściśniętego gardła w czasie lektury. Było też o zwierzętach i o miłości i umieraniu, i pustce, i braku wiary. Nie opiszę tylko gardło miałem ściśnięte.
Nie nadziękuję się Ance za ten pobyt, za tych wszystkich ludzi, z którymi mnie poznała i za pokazanie tego, czego inaczej bym nie zobaczył.
Tęsknię za Zdzisiem. Głupie, egoistyczne uczucie ale jakoś nie mogę się powstrzymać od wyobrażania go sobie jak tu pływa kanałami a ja mu recytuję Brodskiego trzymając mocno smycz, żeby nie odpłynął zupełnie.

fot. Anna Łazar

Brak komentarzy: