piątek, 18 lipca 2014

Za zielonymi drzwiami

W Szumie bardzo ciekawy tekst Zofii Krawiec. Przypomniał mi  moją pierwszą refleksję nad internetowym katalogiem "Co widać". Jak widać, zaczyna się on od fragmentu filmu Pusia, o którym pisze autorka, akurat tego fragmentu, który natychmiast przywołuje skojarzenie jednoznaczne. Autorce kojarzy się z Murakamim, myślę jednak, że nie da się tu uciec od klasyka z 1972 roku, filmu "Behind The Green Door". Nie wiem, czy jest to pierwsza tego typu scena w mainstreamowej popkulturze, pewnie nie, ale chyba jednak najbardziej znana ze znanych. Mówię tu o tym, co widzimy od 54 minuty mniej więcej. Nie podam linku, bo wiadomo, że nie, ale jeśli ktoś bardzo chce, to jest online, na pewnej rosyjskojęzycznej stronie. Podobieństwo uderzające, i jeszcze ładunek dramatyzmu, podkreślony muzyką. Oczywiście, że pornograficzny, choć właściwie, co to słowo jeszcze znaczy, niech będzie - ale zabawny w swoim zwolnionym tempie właśnie, nakładaniu kolorów, "uartystycznianiu", tej nieudanej ucieczce od meritum. Ciekawe, czy Wojciech Puś znał, myślę, że na pewno, boć pozycja obowiązkowa.
I bardzo to jest intrygujące, że przywołał akurat ten cytat, choć może to tylko przeczucie było, powidok, albo i przypadek, albo po prostu nie. Choć koincydencja oczywista.
 No i O'Hara. Mam nadzieję, że już wcześniej sami to sobie znaleźliście. Poeci mówiący swoje wiersze zawsze wzruszający jakoś są. Niby to ich, niby nad tym panują, a jednak już nie, już te słowa same zawisają w powietrzu, odlatują, wypowiedziane są trochę inne, trochę już nasze, nie ich. A oni to wiedzą i w tej samej chwili zaczynają się bać.

Z dawnych czasów Zdziś


Brak komentarzy: