piątek, 22 sierpnia 2014

Być nudziarzem

Czuję się nudziarzem. To nie chodzi nawet o obraz własny na zewnątrz, raczej uczucie wewnętrznego nudziarstwa, o którym lepiej może nie wspominać nikomu. Znacie mnie, więc i tak pewnie to wiecie, albo przynajmniej przeczuwacie. Nudziarz, tak. To zresztą nawet się rzuca w oczy, nieużywanie alkoholu powoduje brak interakcji w sytuacjach wieczorowych, niechęć do szaleństwa, śpiewu i tańca. Ale też jakaś nadmiarowa odpowiedzialność i ściszenie głosu. Nielotne żarty. Nieudolne próby rozmowy. Nudziarstwo jest bolesne, ale daje też przyjemny dystans, no bo zostają już w okolicy tylko ci, którzy to wytrzymują. Co zresztą może oznaczać, że tylko Zdziś. Nadmierne poświęcanie uwagi pieskowi też jest objawem nudziarstwa, cóż, tak już pewnie musi być. Es muss sein, chciałem dodać przemądrzale, ale to już by było prawdziwe nudziarskie przegięcie. Zamiast Beethovena i tak cały czas wieczór leci 2LiveCrew...
 Czytam ostatniego Midrasza Od pierwszego zresztą numeru go czytam, miałem z nim przez lata kilka przygód, niespektakularnych, ale na moją miarę, jednak. O jednej nie napiszę, bo dotyczy osób trzecich. Właściwie to niesprawiedliwie ocenionego eseju o "Pchle Szachrajce" Jana Brzechwy. Druga jest raczej moją wewnętrzną przygodą. Piotr Paziński napisał arcyniesprawiedliwy esej o Szoa w polskich sztukach wizualnych. Wynikało z niego, że trochę rozumie, ale raczej mało. Napisałem do niego długi, odręczny list, którego jednak nigdy nie wysłałem. Mam go do dziś, choć ze strachu nie zaglądam. To pismo zresztą niestety oprócz wielu absolutnie nie do przecenienia zalet, jakoś do sztuki nie ma szczęścia, czy raczej ona do niego. No były piękne momenty, np. okładki Pawła Susida, tu ta najbardziej znana, absolutne mistrzostwo. W piśmie tym, co niewielu pamięta,zamieścił parę rysunków pod koniec życia Jacek Kryszkowski. Ale generalnie nieufność i problemy. Choć może jestem niesprawiedliwy, nr o Themersonach i małżeństwie Rosenstein/Sandauer był całkiem niedawno, choć bardziej o konteksty społeczno-literackie chodziło. No dobra, lubię się czepiać.
 Najnowszy Midrasz jest o Odessie. Mieście dla mnie z różnych względów ważnym. Byłem tam całkiem niedawno i bardzo doceniłem moc dmuchanego materaca w ciepłym morzu. A poza tym przedmieścia i bloki, bardziej chyba niż stare centrum. Trochę mnie zezłościło, ze Ilf i Pietrow, jedni z kluczowych obok Izaaka Babla pisarzy odeskich, zostali w tekście Belli Szwarcman-Czarnoty określeni jako pisarze humoresek. Artykuł akurat jest o Katajewie, generalnie ciekawy, ale ten passus kompletnie bez sensu, Panowie Przysięgli. Bardzo to było smutne, co się stało tam ostatnio, jakoś mi do ducha tego miasta nie pasowało, choć z drugiej strony...Zamiłowanie do ostrej gry jest jak najbardziej odeskie. Ale też bez skrajności ostatecznych. Nie wiem, co myśleć. Po raz kolejny też czytając, dowiadywałem się, jak wiele nie wiem. Ale też wiem to, czego wy na pewno nie wiecie - Wszystkie towary z przemytu wyrabiane są w Odessie, na ulicy Małej Arnautskiej.

Dziś w Parku wielkie czyszczenie Beuchelta.






A tu papugi z drugiej strony grobowca, zdjęcie Karola Trębuły, dziękuję bardzo.






Brak komentarzy: