środa, 14 października 2015

FB nie jest prawdziwym zyciem

Zbyt szybko przyzwyczaiłem się, że FB jest naprawdę. Tak, w jakimś sensie jest, ma swoje konsekwencje, ale też poza nim jest życie, całkiem nawet żywe i przecież podobne. Miotam się pomiędzy chęcią olania tej pojawiającej się na ekranie ohydy cuchnącej żółcią nienawiści, czasem nawet w zupełnie niespodziewanych ustach a świadomością, że w realu też tak jest, równie obrzydliwie i groźnie. Po raz pierwszy od bardzo wielu lat czuję totalną bezradność wobec przyzwolenia na jawną nienawiść. To przyzwolenie jest już normą i utyskiwanie - cośmy ze sobą zrobili jest już lamentem nad "stało się!"
Niby wiemy, czym się to skończyło, a jakby nie wiemy.
Może jednak ograniczyć sobie FB. To w realności jak najbardziej umarł Konrad i to jest jedna z tych zupełnie niezrozumiałych spraw. Pamiętam, jak sprał mnie w ping ponga w Salonach i że zrobił to tak radośnie i bez problemu, że przyjąłem to jak coś absolutnie oczywistego. I że był tak fajnym człowiekiem i akurat on odchodzi w wieku, kiedy wszystko jeszcze może się zdarzyć. Znów mi banały wylatują jak jaskółki i znów język nie nadąża.
To w realności Zdziś leży koło mnie i wtedy czuję się jakoś bardziej kompatybilny ze światem.
To w realności bardzo się martwię o M. i moja bezsilność całkiem realnie mnie łamie w pół i w poprzek.
To całkiem realnie coś mnie czasem boli a potem przestaje i realność tej ulgi jest nieporównywalna.
Te kilka tysięcy znajomych na FB nie zmieniają mojej samotności w realności na bliskość wirtualną. Jest tak samo. Tam jak tu.

Przyszła paczka.



Brak komentarzy: