poniedziałek, 5 października 2015

Sam już nie wiem...

Są kryzysowe momenty, kiedy nie wiesz za bardzo, co robić i tylko na szczęście Twoje otoczenie, najczęściej w tym samym momencie podaje pomocną dłoń. O ile sobie zasłużyłeś. A jeszcze częściej  i bez tego. Po prostu. Niezwykle istotną właściwością dobrego życia społecznego jest  pomaganie bez względu na poziom osiąganych korzyści. Nawet bez nich. Nie wdając się w szczegóły cieszę się, że tak jest, choć ciągle wydaje mi się to tak niezwykłe.
Wydałem 99 groszy i przeczytałem wywiad ze Szczepanem Twardochem. Jakoś nawet rozumiem tę postawę - olać wszystko, co niefajne, bo można. No właśnie - nie uczestniczyć w życiu społecznym, bo się nie opłaca. To nie drwina, ja jakoś nawet (przyznam się ze wstydem) zazdroszczę, że sobie może. Ta moja aspołeczna część zazdrości, ale też ta prospołeczna bywa zmęczona sporem politycznym, który zrobił z nami wszystkimi coś jednak złego. Pokłóciłem się ostatnio z kimś, kogo zawsze bardzo lubiłem, ceniłem i poważałem, uważając za fachowca i przy tym ciekawą osobowość. No i nie dało się rozmawiać i okazało się, że powodem głównym było moje unikanie sporu na rzecz prostej kwestii, jaką jest współczucie i szacunek wobec inności. Nie, żebym był taki fajny, potrafię zaciskać zęby i wściekać się zupełnie nieempatycznie, no ale jaką można mieć empatię wobec nienawiści. Właśnie, nienawiść do nienawidzącego...Sam nie wiem, czy to jednak ma sens, czy nie trzeba się nauczyć spokoju. Nie uniku a spokoju. Długa droga jest przede mną.
Umarł Henning Mankell, mój pierwszy skandynawski pisarz kryminałów, z którego bohaterami się zżyłem, bo jego uniwersum jakoś polubiłem od razu. Chciałbym coś powiedziec, ale takie banały przychodzą mi do głowy, że na pewno przywaliłby mi za nie zza grobu, on, mistrz zwięzłości. I stary Wallander, autor jednego obrazu by się dołożył.
Potwornie mi smutno, nie tyle z powodu Mankella, choć trochę też, bo musi być smutno, ale w końcu świat się nie kończy na szczęście, tylko nieco inaczej zaczyna.
Czarek Zych w Piekarni Cichej Kobiety  jako Mistrz. Tak, jest mistrzem i trudno mi z tego nawet dworować. Potrafi opowiadać o muzyce w sposób tak ciekawy, że to są gotowe całości do drukowania, pokazywania, cytowania. No i miło o mnie mówił. Ale nie dlatego to napisałem.
Reminiscencja z Wenecji jeszcze - Garullo&Ottocento, w pawilonie Gwatemali, gdzie sami włoscy artyści, praca "Słońce Italii". Łatwo poznać, ktjo to.To był bardzo zabawny pawilon btw.

Jak się biega za piłeczką to takie efekty

















Czarek w trakcie rozmowy z Konradem.


Brak komentarzy: