niedziela, 14 lutego 2016

Trochę po rosyjsku

No może to nie jest najlepszy czas na pisanie o rosyjskich filmach, z drugiej strony kiedy właściwie był dobry...Kiedyś szkolna wycieczka na radziecki film kończyła się zdecydowanymi w swojej wymowie  komentarzami i wesołą zadymą na sali, nawet jeśli to był dobry film. Cykl telewizyjny "Prawda czasu prawda ekranu" nie prezentował tego, co w tym kinie było najlepsze i stał się raczej karykaturą tego skądinąd szczytnego hasła. Zawsze  lubiłem te filmy , choć pożegnałem się z nimi właściwie w latach 90. jak wielu z nas. Słaby przepływ informacji, oczywiste zaszłości historyczne, obawa przed podprogową propagandą itp. Nie zmienia to faktu, że "Mistrz i Małgorzata" a dla niektórych książki Ilfa i Pietrowa, braci Strugackich czy Kira Bułyczowa stanowiły istotny element kulturowego bagażu, który zdobywało się w młodości. No a z filmami to jakoś niekoniecznie. No był Paradżanow, który należał do wykształcenia, bo nie mówię o przedwojennych klasykach. No jasne Łarisa Szepitko, trochę może Szukszyn no i potem "Pokuta" Tengiza Abuładze,tak. Ostatnio Sokurow i Zwiagincew, pewnie.
Postanowiłem odrobić zaległości, zwłaszcza gdy odkryłem, ile rosyjskich filmów jest na YT. No niestety najczęściej w oryginale, co mi za bardzo nie przeszkadza, bo rozumiem coraz więcej. Nie będzie recenzji, raczej trochę refleksji nad świeżymi odkryciami. Tu np. link do filmu białoruskiego (pamiętajmy, że prawie każda republika radziecka miała swoją kinematografię) "Przez cmentarz" Wiktora Turowa, choć po rosyjsku. Absolutnie niezwykły pod względem wizualnym, kamera tam pracuje ciężko cały czas, elektroniczna muzyka, nowa fala generalnie w postaciach, które choć są mieszkańcami wsi za bagnami, mówią tak współcześnie, jak się tylko da, o okrucieństwie, miłości
i nadziei. Duża część filmu to produkcja materiału wybuchowego w ad hoc zrobionej kuźni
w zrujnowanej cerkwi. Niemcy to tylko i aż bestie widziane z daleka i nie ma zbyt wielu lepszych scen w kinie en masse, niż pogrzeb żołnierzy w brudnym, mokrym miasteczku na oczach spędzonych mieszkańców. Prawie w każdym filmie, który oglądałem, jest cerkiew, zburzona albo nadmierna. Nigdy nie normalnie.
Odkryłem też kolejne filmy Aleksieja Bałabanowa (przepraszam, ale będę stosował dawną transkrypcję). "Żmurki" to oczywiście przerobiony Tarantino, ale idealnie pasujący do opowieści o trudnych latach 90. a "Brat" to Leon Zawodowiec w realiach St.Petersburga. To nie to, że Bałabanow kopiuje, raczej się bawi. "Ładunek 200" to już absolutnie jego własna poetyka.  Oglądałem też "Kochanka" z genialnymi rolami (choć na aktorstwie znam się słabo) Olega Jankowskiego i Siergieja Garmasza. I jeszcze film "Nasi" o wojnie na wsi, z kolaboracją, trudnymi wyborami, okrucieństwem, jak w wielu. I jeszcze "Złodziej" Pawłą Czuchraja, który ożywił socrealistyczne malarstwo Fiodora Reszetnikowa - te same kolory, podobne ustawienia postaci, abolutnie piękny i straszny film, no i z perspektywy dziecka. Podobnie jak jeszcze straszniejszy "Bączek"Wasilija Sigariewa, który był zresztą jego debiutem. Przy okazji tego ostatniego dokonałem kolejnego odkrycia - program "Seans zamknięty", którego formuła jest prosta i nośna mógłby być (niestety) wzorem dla naszych programów o kinie. Oprócz widzów przed ekranem siedzą realizatorzy oraz po jednej stronie zwolennicy a po drugiej stronie krytycy filmu. Prowadzący daje głos raz jednym raz drugim. Po seansie także realizatorom i publiczności. Cudownie proste acz u nas nie występuje. Chyba, że przez telewizyjną abstynencję czegoś nie wiem? Dyskusja jest b. poważna i trochę rozczulająca - gdy np. dla jednego, z młodych co dziwne, krytyków, skrajnymi postawami w percepcji kultury jest słuchanie Elli Fitzgerald (kultura popularna) i Modesta Musorgskiego (kultura wysoka). Generalnie jest tam ten tradycyjnie inteligencki rosyjski ton, choć oczywiście nie sądzę, żeby to latało w porze jakiejś wysokiej oglądalności. No i jak już wiemy na ideę "krymnasza" nie ma to raczej żadnego wpływu. No i jeszcze podobno popularny swego czasu także u nas "Karny batalion". Po raz kolejny wojna, od strony oddziału więźniów kryminalnych i politycznych, którzy nie mogli się cofać, bo za plecami mieli znienawidzone oddziały NKWD strzelające do nich z ckm-ów. Generalnie to jest zgroza, ale trochę opowieść o historii Rosji, trochę o miłości, trochę o poszukiwaniu wiary (charyzmatyczny pop żołnierz, strzelający ale też  śpiewający romanse). Dzięki Zbychowi i jego kasecie z piosenkami błatnymi w wykonaniu Diny Vierny, znałem prawie wszystko, co tam śpiewali, myślę, że co zabawne lepiej, niż niejeden współczesny Rosjanin. To jest serial z 2005 roku, wiec propaganda wielkorosyjska nie jest w nim zbyt nachalna. Jest jej zapowiedź. I jak ktoś chce zrozumieć, czym jest II WŚ dla Rosjan, to ten film jest dobrym źródłem. Wor w zakonie (czyli zawodowy bandyta), były czekista, były członek KC, były kułak, pop, byli zawodowi żołnierze jednoczą się w obronie Matki Rosji. Nienawidzą tajnej policji, której funkcjonariusze są tu potworami naprawdę, niektórzy nienawidzą władzy i żadnych z nią nie chcą układów a trockiści cały czas polemizują z lewymi eserami i bolszewikami, ale to zjednoczenie jest oczywiste. I rozpaczliwe poszukiwanie duchowości, co zapowiada pełne dziś wzajemne poparcie władzy i Cerkwi.Trochę się jednak boję. Albo może nie trochę. Ale też jak to jest grane, oni wszyscy są jak ucieleśnienie marzeń Stanisławskiego na pełnym maksie, że tak to zmiękczę.
No i taki to czas cyrylicą trochę.
Dziękuję Jagnie za inspirację do napisania tego postu.


Halo. Stary szablon na zburzonym domu.





Brak komentarzy: