sobota, 24 maja 2014

Smutki predyktywne

Jakieś mnie naszły z wieczora smutki o przyszłości, nie przeszłości .Zawsze to jakoś z rozpamiętywania się brały, czego nie zrobiłem, co zapomniałem, czego nie doceniłem, na co zaspałem. A tu nic, raczej bóle przyszłości, że już niewiele, że nigdy nie będzie tak mocno, ze sprawy kiedyś w zasięgu ręki, dziś niedosiężne. Oglądam sobie The Strypes, mają chłopaki nawet nie jeszcze 20 lat najstarszy i zadziwiającą moc młodości. Ale OK, są tacy, co się nie poddadzą, też u Lettermana.
 Nie o muzyce miało być, jednak trochę tak jest, że już na scenę nie wejdę raczej na poważnie. Ot, jakiś benefisik może, ale żeby naprawdę, to już nie, na pewno.
 Generalnie, ten chwilowy smutek, że już niektóre chęci nie do zaspokojenia tak, żeby sobie móc spojrzeć w twarz. Bo nie wypada, bo nie ma sensu, bo tylko na chwilę, bo społeczeństwo, bo coś tam i coś tam...I wyliczanka bez końca. Z drugiej strony ciągle kusi, żeby nie zwracać na to wszystko uwagi, że niech się dzieje, co się ma dziać. Nic gorszego, niż zastała stałość. Poprzestanie. Zatrzymanie. Hibernacja (pozdrowienia dla MR :) Niewiara w zmianę. Diametralną czasem. Albo przynajmniej szaleństwo chwilowe, które daje przynajmniej słodką przyjemność z niczym nieporównywalną. I co z tego, że na krótko...
 Dałem się nabrać kiedyś na stałość niezmienną i to nie było mądre. Może inaczej - nieefektywne. Nie przyniosło nic. Impuls i szybka decyzja to czasem moc większa od wszelkich kalkulacji. Dzień dobry i do widzenia, krótka paolokoelizacja dobiegła końca.
W galerii dwie świetne wystawy, kompletnie inne, obie z zupełnie inną narracją, obie z wiarą w możność stworzenia własnego świata. Demiurgiczne.
 Dużo bym chciał Wam powiedzieć a tu tylko jakieś bezładne nieco wynurzenia, nieumiejętnie ubrane w chrome słowa. Też chyba dlatego, że balansujące pomiędzy oficjalnością a intymnością, że nie mogę wszystkiego bo wiem, że nie powinienem.
Widziałem dziś na deptaku kolesia z jakiejś faszystowskiej bojówki i dotarło do mnie z całą mocą, choć był jeden (i w okularach, może ichni Gebels, no marny żart, okej), ze nasz spokój wisi na włosku tak naprawdę. Że jego manifestacyjne buty do kolan prawie z białymi sznurówkami, razem z bosymi stopami Cejrowskiego (jak trudno mi to nazwisko pisać przychodzi) i twittami Ziemkiewicza mogą nam tu stworzyć całkiem udały kacet. Czasem też myślę, ze to tylko głupie czarnowidztwo i te wszystkie bęcwały nie przeskoczą porządnego, polskiego zamiłowania do nieradykalizowania postaw. Nie wiem. Boję się i nie boję się.
 Przeczytałem w końcu Maxa Cegielskiego o Rechowiczach Nie wiem, czy lubię tę książkę, ale wielka robota, duża odwaga w odsłanianiu także własnego kabotyństwa (sam się przyznał) i chyba to powinna być lektura obowiązkowa na Akademiach SP. Bo jest o budowaniu własnego świata, ale też że zapłata może być wysoka. Za to.

Jako bonus Zdziś Siewca Terroru


Brak komentarzy: