poniedziałek, 13 października 2014

Figle czterech doktorów albo jednak Zdziś

Chciałem dziś coś o dialogu między doktorem (+magister), doktorem, doktorem a doktorem, alem nie poniósł. Skomplikowane intencje, style nieco zawiłe, sprzeczności i niejasne przesłanki. Muszę sobie te wszystkie teksty wydrukować, zrobić do nich tabelki, zrozumieć. Bardziej one monologami są, ale w szale polemicznym, czy może raczej z zamiarem odporu napisane. Napiszę, co o nich myślę naprawdę, jak już przebrnę. Ciesze się, że mogę sobie na to pozwolić, boć przecież zdanie moje tak nic nie znaczące jest, tak na nic nie wpływa, że mnie to rozśmiesza aż, choć może nie powinno. Rola taka jednak, z boku obserwatora, uważnego-nieważnego świadka, bardzo jest luksusowa. Podobnie, jak z żartami z werdyktu na PP w Wenecji, choć tu już fakt, że w tym uczestniczyłem, niewinnym mnie nie czyni. Ale też sobie napiszę, użyję i niech mnie Tonton Macoute z Baronem Samedi okrakiem na Jontku ścigają - i tak się nie ulęknę. Za jakiś czas, jak już w końcu wszystkie propozycje do publicznej wiadomości zostaną podane. To przerzucanie czasownika na koniec zdania to oczywiście po oglądaniu "Pod Mocnym Aniołem", parodia Pilchowej frazy mi się zawsze po czytaniu Onego włącza nieodwołalnie i kaprawo.
 Złośliwość mnie jakaś trapi jak widać, ale to tylko, żeby nadwątlone sensy prostować w tekście życia, uwierzcie.
 Dowiedziałem się jakiś czas temu, że Zdziś ma już co najmniej 8 lat. Nie wiem, jaka głupota, brak logiki i nieumiejętność wnioskowania kazały mi myśleć, że 6 lat tylko ma. Z panicznym strachem myślę o jego odejściu, spod oka obserwuję oznaki starzenia, ale piesek ciągle żwawy, zabawny, szybki i skory do radości i zabawy. Tak się pocieszam. Nieuchronność przemijania dotyka nas bardzo, w wypadku zwierząt dochodzi jeszcze do tego ich bezbronność i ufność w nasza wszechmoc. A ja czuję się mały i bezradny wobec jego nieuchronnego starzenia się. To głupie, ale też tak jak głupie, równie przerażające,
 Kilka najnowszych zdjęć pana Z. ku Waszej radości mam nadzieję.

Nic lepszego, niż kupa liści penetrowana w poszukiwaniu świeżego kasztana.







Na starym posłaniu, z nory jeszcze i chyba z kawalerki, zawsze fajnie.







Z oczami.






 


Brak komentarzy: