środa, 29 października 2014

Pożarcie i inne kwestie

Zdziś pożarł żołędzia, co się okazało dość szybko na szczęście, rzecz w tym, że ostatni tego typu wyczyn pieska zakończył się rozcinaniem brzucha i mnóstwem innych przyjemności, łącznie z kołnierzem, szwami, dietą i lekarstwami w dużych ilościach. Wszystko się dobrze skończyło, ale teraz oczywiście natychmiast spanikowałem, dwa prześwietlenia, nie wiadomo, czy był tylko jeden, ten oddany z pawiem, czy jeszcze gdzieś jakiś jest w środku. Słabo widać. Sądząc po wesołości i generalnie dobrym nastroju chyba jest OK. No ale jak zawsze przysłoniło to wszystkie inne kwestie, łącznie za ważnymi. Rekapitulując czas ostatni - jeden dzień w Kaliningradzie to bardzo niewiele, ale ciekawie. Byliśmy z Agnieszką Wołodźko dyskutować, czy da się jeszcze w jakikolwiek sposób współpracować, po ostatnich wydarzeniach. Ciekawe miejsce dyskusji, http://artvorota.ru/ przestrzeń zagospodarowana przez młodych artystów w dawnej bramie miejskiej. Rozmowa pokazała nędzę mojego z rzadka używanego rosyjskiego, ale też obszar nieporozumień, niemożności i chęci. Wszystko odbywało się w ramach projektu "Bliski nieznajomy", zaczętego jeszcze przed zajęciem Krymu i wojną w Ukrainie. No i generalnie wyszło nam na to, że można i trzeba, ale poza strukturami. Nam, tzn. Agnieszce i gościom z Litwy. Druga strona miała rozbieżne zdania i raczej nie ustaliliśmy żadnego konsensusu, poza tym, że generalnie gospodarze byli b.mili, gościnni i się starali.
Zabawnie było na granicy, policjant z FSB, czarna kurtka a jakże i wzrok jak zima na Kamczatce przeszukał starannie mój zielony, wierny plecak, a ja myślałem sobie, że na wyrębie nad rzeką Goniuchą długo nie wytrzymam, może ze trzy dni. I Warłam Szałamow mi się przypomniał i Osip Mandelsztam, bo w oczach młodego FSBowca było całe okrucieństwo przeszłości. Podobno pies coś wywąchał, jak podejrzewam, "Morfinę" Twardocha, którą chciałem przeczytać w drodze. Bardzo uczony pies. No, ale wszystko się dobrze skończyło.
 A potem Warszawa i sesja Karoliny Wiktor w Zachęcie i oprowadzanie Bogny Burskiej po wystawie przygotowanej przez Stacha Rukszęi jeszcze promocja książki Karola Sienkiewicza. Właśnie ją czytam. Byłem też w niedzielny poranek w pracowni Marii Anto na zaproszenie Zuzanny Janin i MSNu. Bardzo zawsze ciekawiła mnie ta artystka, więc możliwość niezwykła. Prawdziwa warszawska pracownia, ogród i po prostu Żolibórz. Uwielbiam pracownie, tylko tam artysta jest naprawdę, nawet jeśli już go nie ma.
Myślę też sobie, jak zapominać, jak zostawiać z przeszłości tylko to, co warto. Raczej to jest mało możliwe a jeśli, to wielce trudne. Dobrze by było zapominać na żądanie, podobno tak się już leczy traumy pola walki. Czyż jednak życie nie jest trochę polem walki, choć na szczęście, przynajmniej w ostatnich czasach, raczej bezkrwawej? Tak panie Paolo, pan jak coś powie, to naprawdę w punkt oraz pyteczkę. Wybaczcie mi
te sentencje zabawne. Co nie zmienia faktu, że łaknął bym takiej elektrody, w mózg na chwilę i już nie pamiętam twarzy, spraw i wszystkiego, czego nie chcę. Byłoby naprawdę lepiej i nie mówcie mi, że nie.
Trochę rozmów warszawskich, dziwne czasem informacje, ale jak zawsze miło. Bez złudzeń, że należę do tego świata, ze świadomością, że jestem choć tolerowany, dobre i to.
 A teraz trochę zdjęć, bez porządku i specjalnego wyboru.


Wbrew pozorom, to nie Czarny kwadrat wita gości na granicy polsko - rosyjskiej, ale byłoby zabawnie.





Galeria Brama (Vorota) przed dyskusją.





A lobby hotelu Moskwa kielich z jabłkami - jakby co, to proszę, mamy...




Ulica po prostu.




Pianino "Smoleńsk", można było przypuszczać, że coś takiego się zdarzy.




Na witrynie Braci Jabłkowskich ciekawe zestawienie, Adam, gratuluję!






Griszka na Niegolewskiego 10.




Reminiscencja z wystawy "Twoje miasto to pole walki", Jerzy zawsze wprawia mnie w dobry nastrój.







Sowa u Marii Anto w pracowni.




Skrawek zasłony Alicji, cienie Karola i Joanny Krakowskiej.




Brak komentarzy: