środa, 11 marca 2015

Krytyka Polityczna jako źródło cierpień oraz Ciało

Miała tu być przeprowadzona ku Waszej uciesze egzegeza ostatniego nr Krytyki Politycznej, ale pozostawię to innym. Nie zmienia to faktu, że zasługuje on na bardzo wnikliwe przeczytanie, gdyż jest dla branży kryminałem, dla aspirujących podręcznikiem, dla innych jeszcze tabloidalną sensacją. Bardzo to jest ciekawe, Artur Żmijewski z pomocą przyjaciół przeprowadził wywiady z najbardziej znanymi dyrektorami polskiej sztuki i muzealnictwa. Czasem bezustannie prowokując (Agnieszka Morawińska), czasem zadziwiająco bezkonfliktowo (Milada Slizińska). Byłaby to może i lektura obowiązkowa, gdyby nie dojmujące wrażenie, wynikające oczywiście z kompleksów i niedowartościowania, że skupianie się na centrach, które faktycznie są w naszych warunkach osią zdarzeń, jest jednak trochę mało objaśniające. Większość z przepytywanych udzieliła już mnóstwa wywiadów i tak naprawdę to największą zaletą jest zebranie ich głosów w całość. Fakt, że z niektórych możemy się bardzo dużo dowiedzieć o kulisach zdarzeń, czasem bardzo istotnych kwestiach. Np. o sprawie instalacji p.poż w POLIN. To jest coś.
Bardzo mi jednak brakuje w tym zestawie ludzi niekoniecznie z centrów, którzy własną katorżniczą pracą potrafili stworzyć instytucje liczące się pod każdym względem. W otoczeniu nie zawsze mocno sprzyjającym ich zamiarom. Nie mówię tu o sobie, nie w tym rzecz. To jest mała galeria i z konieczności oddziałuje lokalnie, na tutejszą skalę. Myślę o Monice Szewczyk, która w Białymstoku stworzyła miejsce wielofunkcyjne, nie tracące cały czas waloru  dobrze pojętej lokalności, wynikającej także z położenia, a jednocześnie nowoczesne w sposobie funkcjonowania pod każdym właściwie względem. Jest też Leszek Karwowski, który zawiaduje wielkim kompleksem Muzeum Narodowego w Szczecinie, budując jednocześnie nowy jego oddział. Choćby te dwie postaci dałyby obraz pracy w miastach peryferyjnych, w których kwestia relacji władzy i instytucji kultury wygląda niż w Warszawie. I jeszcze jest Ewa Łączyńska-Widz, która w relatywnie krótkim czasie przekształciła nie liczącą się galerię miejską w Tarnowie, w jedno z najciekawszych miejsc sztuki polskiej dziś. To trzy spektakularne przykłady, ale może przydałoby się popytać też Agatę Smalcerz z Bielska-Białej albo Ninę Hobgarską z Jeleniej Góry jak się robi galerię wbrew właściwie wszelkim okolicznościom. Wiem, że wyszłoby bardzo grubo (w sensie objętości oczywiście) ale może następny numer? Żarty żartami, przy całym szacunku dla rozmówców AŻ i jego przyjaciół, jeśli za muzeum stoją lata historii albo zapotrzebowanie polityczne, to jest to przy wszystkich oczywiście potwornych trudnościach, mało związane z tak ulubioną przez naszego dociekliwego wywiadowcę kwestią relacji instytucja-społeczność. Dużo trudniejsze jest pokazywanie jego wytworów np. w mieście niespełna stutysięcznym bez szkoły artystycznej. Tu jest pytanie o dalszy ciąg, sens i role polityki kulturalnej samorządów.
No, ale o ile się nie zgadzam ze wszystkimi tezami odkurzonego niedawno tekstu Jana Sowy z "Kresów", to spostrzeżenie o "KP" zawsze ze zwycięzcami jest celne. Może niesprawiedliwe, ale w tym wypadku na pewno oczywiste.
Szedłem sobie dziś ze Zdzisiem wieczornym miastem, było trochę zimno, ale bez przesady, nawet nie tak ciemno, pusto i idyllicznie. Jakaś równowaga mnie ogarnęła emocjonalna i fizyczna, to był ten moment kiedy wszystko się zgadza, ma ukryty sens, a w światłach latarń jest łagodne i mądre przesłanie - nie szarp się, bądź, ciesz się, ze jest teraz. Zaraz mi przeszło, piesek spojrzał na mnie pytającym wzrokiem i znów byłem trochę zły na wszystko, ale przynajmniej z nadzieją na przejaśnienia.
Wczoraj Body/Ciało, film który afirmatywnie zaakceptowałem, bezbłędnie zrealizowany, prosty w przesłaniu, nie można w dodatku powiedzieć o nim, że jest piękny. Jest trochę naprawdę o ile sztuka może być naprawdę. No i są w nim obrazy J.J.Ziółkowskiego, pokazane tak, jak się sztuki w polskim kinie nie pokazuje. Każdemu polecam, jest tak smutny, jak optymistyczny, jest historyjką i uniwersalną opowieścią. Bardzo i koniecznie.

Zdziś na wiosnę.





9 komentarzy:

Andrzej Biernacki pisze...

Ogólnie się zgadzam z przedmówcą, co się tyczy zdecentralizowania zainteresowań wywiadowcy. Nie wdaję się w szczegóły, ale skoro mowa o naciąganym i jednak zażegnanym potopie w POLIN, to może warto też zauważyć, jak dyr. Stola (dwukrotnie) kasuje kreującego się na wyjadacza AŻ. Na Pana miejscu nie tykałbym Sowy, bo ten punktuje bez pudła i na wskroś. Fachowiec socjolog obnażył socjologów amatorów, którzy sądzili, że jak wtrynią tę socjoamatorszczyznę do sztuk wizualnych, to się nikt nie połapie. Pozdr. AB

Zwykły dyrektor galerii pisze...

Panie Andrzeju, jak doskonale wiemy, nie jest Pan obiektywny chwaląc dyr. Stolę. To ładnie z Pana strony, że dba Pan o dziecko, bo jak się to popularnie mówi, dzieci są najważniejsze, ale powstrzymałbym się z serwilizmem. Jestem oczywiście złośliwy, ale jest w tych wywiadach mnóstwo innych rzeczy, do których się można przyczepić.

Zwykły dyrektor galerii pisze...

Co do Sowy, to on to pisze z lewicowych pozycji zdecydowania. Pan, prywatny przedsiębiorca, lewicowcem?! Niebywałe!

Andrzej Biernacki pisze...

A jednak. Już Piotr Bernatowicz próbował mi wybić z głowy apologetykę lewicowca Sowy, gdy zlinkowałem jego tekst na fb. Ale ja, tak jakoś mam, że zanim zobaczę lewicowca czy prawicowca, widzę najpierw, czy ktoś jest do sensu, czy jest idiotą.

Co do Stoli. Wypada mi cieszyć się, że Pan jest lepiej zorientowany w strukturze zatrudnienia MHŻP, niż sam dyrektor tej placówki. Ale akurat w tym przypadku, o którym Pan wspomina, moja dbałość o dziecko powinna skłaniać mnie do wprost przeciwnego działania. To trochę trudne do ogarnięcia, ale liczę na Pana.

Zwykły dyrektor galerii pisze...

Ja nie ogarniam za bardzo.

Andrzej Biernacki pisze...

Podejrzewałem...

Zwykły dyrektor galerii pisze...

Tylko Pana nie ogarniam, reszta ok...

Andrzej Biernacki pisze...

A jak tylko mnie, to spoko. Wracając jednak do wywiadów Ż., bo sączę to cacko walcząc z opadającymi powiekami, to bardzo ładny jest fragment wspomnień niejakiej Maszy P. o kol. Sierakowskim. Jak przylazł do rzeczonej, żeby skamleć o posadę dla Ż. w zamian za poparcie jej na fo(r)tel w MOCAK-u. No tak, sorry, na śmierć zapomniałem, że toż to tylko spiskowa teoria

Wojtek Wilczyk pisze...

I zwowu zpizeg, aczkolwiek Sierak znajomością lokalnych realiów raczej się nie popisał... ;))