Wiadomo, że czasem nie ma o czym. Albo, że chciałoby się opowiedzieć, z teorii i obserwacji, jak bardzo wiele można zrobić z miłości, że jednak to bywa czasem do zabicia, zniszczenia, zapaści i zatraty. Albo, że się słucha Rammsteina teraz. Wierzcie, lub nie, ale na tym zdjęciu Zdziś słucha Rammsteina:
To zresztą nic dziwnego, bo jest to zespół bezpośrednio kontynuujący dzieło J.S.Bacha. I na nic tu różne żarty, tak jest a uzasadnienia poszukajcie sobie sami.
Rzeczy się zdarzają. Sprawy idą naprzód. Czasem niepotrzebnie wdaję się w dyskusje na FB. Czasem niepotrzebnie się nie wdaję. Tak źle, ale inaczej też słabo. Ale może jednak odwyk sobie trzeba zrobić.
Pisanie jest wymagające. Powinno się. Trzeba. Cały czas. Z sensem. Albo po prostu. Nie jestem pisarzem i nigdy nie będę. Ale mam ochotę zacząć pisać książkę, która zaczynała by się od słów - "Rzucili się na niego we czterech." Skąd tu siły znaleźć, nie mówiąc już o znalezieniu wydawcy?! Umiejętność paru celnych bon-motów raz na kilka dni nie wystarczy jednak. Ale też pisanie o pisaniu jest obciachem obciachów, jak już tu się mówiło, więc koniec.
Rammstein powinien być głośniej, ale trochę nie wypada. Nie wypada mnóstwo rzeczy. A dziś za to otrzymałem propozycję uczestnictwa w zespole muzycznym w roli wokalisty. W nurcie "koniec marzeń". Nie wiem, czy mi wypada. Na wszelki jednak wypadek rozruszam gardło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz