czwartek, 2 stycznia 2014

O architekturze mojego miasta?

Trochę mnie zmotywował/zainspirował fragment artykułu Artura Łukasiewicza w naszej "Wyborczej". Tekst dotyczy architektury w naszym mieście, na kanwie nowego budynku na ważnej miejskiej ulicy. Pojawia się tam passus, że prowadzę bloga o architekturze miasta. http://zielonagora.gazeta.pl/zielonagora/1,35161,15211271,Czy_przy_Reja_wyrosnie_budowlany_knot__OPINIA_.html#TRLokZielTxt
 Fajnie, ale mało tu u mnie jest o architekturze. Żeby to nadrobić, spróbuję się odnieść i do podjętej kwestii, no i trochę do architektury ogólnie, tutaj.
 Trochę nie czuję architektury. Kiedy przygotowywałem się dawno temu do różnych konkursów czy egzaminów, ten akurat fragment wiedzy o wizualności był dla mnie największym wyzwaniem. Czytanie planów to już w ogóle wielki mój kłopot.
 Przez długi czas bylem zakamieniałym modernistą i do secesji miałem stosunek jak nie przymierzając Adolf Loos do ornamentu. Wzięło się to chyba z faktu, że przez pierwsze 1,5 roku swojego życia mieszkałem w secesyjnej kamienicy na Jedności (wtedy Robotniczej), tej, w której kiedyś mieścił się kultowy w pewnych kręgach "Karmazyn" (kto wie, ten wie). Nic z tego nie pamiętam, ale mama twierdzi, że to było 9 metrów kw. Może te ciężkie warunki lokalowe wpłynęły na moją niechęć do dziewiętnastowiecznego budownictwa, co raczej żartem jest, bo przecież w budynku z tego samego czasu się też urodziłem. Ale potem mieszkałem w Zielonej Górze już tylko (z ośmiomiesięczną przerwą) w budynkach powojennych. Trochę chyba zazdrościłem kolegom z kamienic w centrum, ale też widziałem, że często toalety były tam na piętrze wspólne, albo zgoła na podwórku a łazienkę stanowiła kuchnia z miską do mycia. Leczyło mnie to z romantyzmu, choć potem w podobnych, większych kamienicach widziałem piękne mieszkania, takie, w jakich każdy, nawet modernista, zamieszkałby z ochotą. W Berlinie i to w komunalnych, na przykład, choć w każdym dużym i średnim europejskim mieście takie mieszkania i takie kamienice są.
 Mimo, żem z bloku, mam coraz większą estymę dla starej substancji miejskiej. Zresztą, jestem tu trochę radykalny i myślę na przykład, że w mieście powinny być obszary nieruszane, niezagospodarowywane, niczyje albo po prostu wspólnie nieużytkowane. Takie, jak ten na przykład.














 Co oczywiście nie dotyczy tego miejsca na Reja, gdzie ma się budować apartamentowiec. W stylu nowonijakim, nie jest na wizualu, ani brzydki, ani żaden, po prostu jest użytkowy. Nie wiem, czy to jest dobre miejsce dla niego. Być może jednak przynajmniej zasłoni tyły tych nieledwie ruin, które stoją na Jedności i Wandy. Chociaż tyle.















To jest ciągle otwarty i poważny problem - co robić z tymi niezagospodarowanymi zapleczami, komórkami, zapomnianymi oficynkami i szopami. Przez lata nie wiedzieliśmy, jakie były zamysły poprzednich właścicieli, przez lata całe nie było zresztą ani możliwości, ani woli, żeby strukturalnie myśleć o przestrzeni miasta, szczególnie ścisłego centrum. Teraz już można, nadal jednak chciałoby się zobaczyć coś na kształt wielkiego, rozumnego a do pojęcia nawet dla laików planu na lata. Żeby zebrać doświadczenia z całej Europy i zaprosić fachowców z prawdziwą, realną a atrakcyjną wizją. Przypomina mi się oczywiście wizyta studentów Krzysztofa Nawratka. I brak jakiejkolwiek i czyjejkolwiek woli do skorzystania z ich pomysłów.  No, ale może jeszcze musimy poczekać, może wszystkie doraźne kwestie, które są jeszcze niezałatwione, muszą się zamknąć i wtedy już przyjdzie czas.
 Na razie, w galerii odbywały się spotkania z architektami, które w ramach projektu Biuro Architektury prowadził Romuald Demidenko. Bardzo to było ciekawe i w dodatku przy pełnej sali, studentów naszego budownictwa lądowego, ich wykładowców a także tutejszych architektów. Nie łudzę się, że akurat to coś zmieni, ale kropla drąży skałę.
 A Zdziś ma to wszystko w poważaniu i na czas karnawału postanowił się przebrać za meduzę. Wygląda tak. Pierwszy z prawej.


Brak komentarzy: