poniedziałek, 23 listopada 2015

Nie ma to jak walka...

Zwłaszcza wirtualna. To żart oczywiście, kpina i drwina. Hucpa i blaga, jak mawia Zbigniew W. Nie będę pisał o sytuacji, to sobie potem poczytacie w rocznikach i archiwach. A i też pewnie ze strachu. Zawsze byłem strachliwy i czy to FB czy życie, raczej przyśpieszałem kroku nerwowo, niż odwracałem się i waliłem w mordę. Przyznaję się i róbcie z tym co chcecie. Ciekawe, jak długo będę potrafił tak się odwracać i nie widzieć. Nie tylko z oportunizmu, to skaza jakaś chyba, wdrukowane długotrwałą indoktrynacją.
To nie jest o tym, ale przypominam sobie tylko i paru osobom znaną historię anabasistyczną, kiedy to ze Zbychem własnie i mrożonkami na kolację w reklamówce przemierzaliśmy coraz bardziej nieprzytomni popołudniowy a potem nocny Poznań. Robiąc rzeczy złe i nieśmieszne, choć bardzo nas wtedy bawiły. Co skończyło się całkiem zasłużonym ciosem w twarz (Zbycha, nie moją, jako że to on stanął przed rzędem wkurzonych ochroniarzy dyskoteki i zakreślił przed nimi niewidzialną linię, grobowym głosem pytając - no i który przekroczy - no i jeden to zrobił) i wizytą na pogotowiu z okrzykiem "Pobicie!". Skojarzyło mi się to, gdy w akcie autodestrukcji oglądnąłem wczoraj, jednej nocy filmy "To nie tak, jak myślisz kotku", "Sztos 2" oraz "Testosteron". Ze wstydem przyznam, że mimo iż były komentowane, reklamowane i kasowe, oglądałem je pierwszy raz. Pewnie z uwagi na nadmiar wydają mi się teraz jednym filmem, napisanym przez paru kumpli przy stole po przypomnieniu sobie kilku numerów ze studiów. Po sporej dawce alkoholu oczywiście, choć po alkoholu pisać (malować, grać itp.) nie wolno a przynajmniej pamiętać trzeba, że nic fajnego się nie osiągnie. Jak to się dzieje, że  filmy Koterskiego albo Smarzowskiego doskonale odróżniam od siebie; co sprawiło, że na Nowych Horyzontach oglądałem różne produkcje po 5-6 dziennie i ciągle je pamiętam? A tu identyczne dialogi, chłopackie picie, suka na suce nie pomagają w oddzieleniu jednego skeczu od drugiego. Jeszcze Testosteron jakoś tam idzie, dzięki swej poetyce brazylijskiej telenoweli, no bo nie dzięki tekstom o Arabie palącym się do kursu lotniczego czy jakoś tak. Ciągle miałem wrażenie, że autorzy tych filmów przedstawiają swoich bohaterów jako kretynów, seksistów, homofobów i niemrawych bęcwałów bez względu na poziom wykształcenia( no bo kobiety są tu tylko sukami i dupami do ruchania, przepraszam, ale tak tam jest. Przepraszam, jeszcze są matki, nietykalne i żony, chyba, że bezdzietne, wtedy złe), ale sami właściwie chcieli by tacy być. Że uwiera ich ten poprawnościowy gorset i chcieliby tak samo. Takimi być, chłopami bez ograniczeń.  Jak to jest, pytam raz jeszcze, że Smarzowski pokazuje świat i wiemy, gdzie jest dystans a gdzie utożsamienie z bohaterem a autorzy powyższych filmów nie umieją się zdystansować. Wiem, wiem, rozrywka, komedia, zabawa, box office, OK. Zazdroszczę im i tak, tego co robią choć nie tego, jak.
Może dlatego wdałem się dziś w idiotyczną pyskówkę na FB z Andrzejem Saramonowiczem, kompletnie nie wiadomo po co, choć teraz już widać, dlaczego.
A może też zmęczenie konferencją, która pokazała, że nasza mała galeria jest w stanie zrobić spotkanie na 100 osób i jeszcze tylko żeby sprzęt trochę lepiej działał... Zadziwiające to i niezwykłe, że poradziliśmy sobie za co dziękuję załodze i wolentarzom naszym wspaniałym.
Zdziś coś tam piszczy przez sen, znalazłem dziś dużo jego starych zdjęć, niepotrzebnie je ogladałem, ale już wszystko we mnie śpi, wszystko ucichło, jest bezpiecznie, jak w tej frazie z filmu starego a tak wspaniałego (pamiętacie ostatnią scenę i jej jednoznaczny hołd dla "Trzeciego człowieka").
Dobranoc Ojczyzno.
A to Marek napisał ze zlości https://www.youtube.com/watch?v=p_4WImWTSs0

W szafce

Dręczenie pieska kołnierzem

Desant gdański - Mikołąj i Krzysztof

Cóż też podadzą?

Pani Dyrektor w kącie

Ks. Andrzej Draguła i Dawid Radziszewski - dyskusje były
na poważnie.

Brak komentarzy: