poniedziałek, 24 marca 2014

Leoncio Almeida to ja*

To właściwie nie jest żart. Jestem potworem. Jak z telenoweli. Bez odcieni i niuansów. Zastanawiam się cały czas, jak to napisać, żeby nie wyglądało na jakąś kokieterię, albo nadmierny ekshibicjonizm. Trochę to jest po coś konkretnego oczywiście a trochę dla ustalenia faktów. Trochę to jest dla konkretnych osób, które pewnie i tak tego nie przeczytają a usłyszą (?) z drugiej ręki. No to niech im druga ręka opowie, nie migowo, tylko jak najbardziej dosłownie. Niech nikogo nie dochodzą słuchy, tylko absolutnie szczere wyznanie.
 Nie mogę oczywiście napisać konkretnie, będę więc kluczył, ale sens pozostanie, mam nadzieję, jasny. I -  to wszystko jest naprawdę - nie ma tu żadnej ironii ani innego mrugania do czytelnika.
 Jestem potworem. We wszystkich, powtarzam wszystkich swych związkach byłem jednoznacznie zły. Byłem powodem ich rozpadu, to przeze mnie umarły, to ja wszystko zepsułem. Zawsze potem jęczałem może i narzekałem na zły los, ale tak naprawdę wszystko było z mojej winy. Nie dało się wytrzymać. Odrzucałem wszelkie próby naprawy, gardziłem prawdziwymi uczuciami. Byłem głupi i nie do wytrzymania. Na różne sposoby nie chciałem.
 Tak naprawdę to galeria była moją partnerką. Pracę kochałem i na inne zostawało już tylko odrobinę. Kawałek serca jedynie. Zawsze tak było.
 W każdym przypadku rozstanie bolało, ale w każdym rozumiałem, że nie mogło być inaczej, bo zawaliłem, schrzaniłem, zepsułem, rozbiłem i rozwaliłem. I nigdy nie miałem zamiaru niczego naprawiać, bo i tak by się nie dało. I nigdy też nie próbowałem. I nie jest też niczyją winą, przewiną, czymkolwiek innym, szukanie sobie nowego szczęścia w życiu. W głowie mi nie postało mieć o to pretensje, wchodzić w czyjeś związki, zaburzać relacje. Stalkować. Co za ohyda, stalkować. To przecież ja odchodziłem, ja niszczyłem, czemu miałbym czegokolwiek od kogokolwiek chcieć.
 Więc, drogie słuchy, dotrzyjcie i przekażcie - potwór wyznaje i prosi o wybaczenie. Na które nie liczy.
Jak to potwór, nie boję się niczego, co najwyżej popadnięcia w śmieszność.
 Leoncio w tytule też nie miał być ironiczny, stanowi tylko odniesienie do idei tego bloga jako telenoweli. Jeśli miałbym być w niej tym najgorszym, to tylko Leonciem. Może też dlatego, że już nikt prawie nie pamięta Niewolnicy Isaury Jaki tam zresztą ze mnie Leoncio - jeśli ktoś tak chciałby mnie widzieć, to jedynie ja sam. Nikt tak dobrze nie wie, jak bardzo nie chciałbym być potworem i jak bardzo nim jestem.

A tu dla tych, którzy nie czytali, nieskromnie dodam, fajnego wywiadu
Zdzisia dziś nie ma, jest w Szumie.

A tu jeszcze na miły wieczór Dindi mocno inne od Astrud G.
















* http://www.wywrota.pl/literatura/18296-pani-bovary-to-ja-czyli-historia-pewnego.html

1 komentarz:

Andrzej Biernacki pisze...

Ta partnerka - galeria, wskazywałaby raczej podobieństwo do Rocha Kowalskiego. Do Leoncia jest Pan za to uderzająco podobny fizycznie.