poniedziałek, 17 listopada 2014

Mało i pusto

Dzień trochę leniwy, trochę w biegu, acz miłym. Spotkanie rodzinne, pogwarki przy stole, wieczorem przyjaciele i moje kłopoty z naleśnikami, coś jakby przywierały, co mi się nigdy nie zdarzało. Za to 2 rodzaje nadzienia. Byłem w kinie, na rosyjskim filmie "Geograf przepił globus" Aleksandra Wieledinskiego. Sprawdziłem, że reżyser jest starszy ode mnie, stąd chyba bardzo mi się ten film podobał. Przeczytałem kilka recenzji, dowodzących niezbicie, że istnieje coś takiego, jak wrażliwość pokoleniowa. OK, młodzi są może i bardziej rozgarnięci, niż ja, ale jakby mniej rozumieją. Albo mało. To głupie tak pisać, ja wiem. Doświadczenie nie ma tu generalnie za wiele do rzeczy. Chrzanię.
Film trochę mnie zasmucił, trochę rozbawił, jest świetnie zagrany (Konstantin Chabienski jest aktorem absolutnie wielkim, nawet w nie za fajnym "Admirale" był doskonały - choć jak już kiedyś mówiłem, na grze aktorskiej to ja się znam słabo albo nawet wcale). Nie lubię tu "recenzować" filmów. Dziś miałem zabawną rozmowę na ten temat z Markiem J. Jestem mu zresztą wdzięczny za tę kilkunastominutową zaledwie dyskusję o książkach i niemożności obiektywnej oceny filmów. Bardzo komicznie to opowiadał, po obejrzeniu dyskusji o "Obywatelu", na TV Kultura. Marek napisał poemat trzynastozgłoskowcem o swoim dzieciństwie w ZG. To jakoś jednak fascynujące, pisać tak dziś. Miejscami piękny. Tak, nie nasuwa mi się inne słowo.
Wracam na chwilę do filmu, bo smutny ale  nie przygnębiający. W jakimś sensie o sile młodości (!)
a może nawet najbardziej, jak hymn o jej cudownym pięknie, nawet jeśli czasem niszczącym, w konfrontacji
z wyczerpaną, co tu dużo mówić, brzydką i spitą dojrzałością.

Nadużywam przymiotników, co już samo w sobie jest niepokojące. Podobnie jak słuchanie Melanie.


Napis z wczorajszego spaceru ze Zdzisiem.



Brak komentarzy: