czwartek, 27 listopada 2014

Zdjęcia bo podróże

Jak podróże, to zdjęcia, dużo zdjęć najczęściej i tym razem tak będzie. W Warszawie na promocji książki, o której już opowiadałem. Bardzo miłe towarzystwo, niedużo nas było, ale nie w ilości jakość. Prof. Baraniewski wprowadził do rozmowy kategorię "wolność" i było już z górki. Stateczny afterek w Studio dopełnił poczucia dobrze spełnionego obowiązku.
W Poznaniu jak to w Poznaniu - to jest najdziwniejsze miasto świata, bezustanne paradoksy i sprzeczności. Trzeba o tym napisać.
C.d. obrazków z dzieciństwa.
Budynek stacji, na której wysiadaliśmy, był typowy, jedyna różnica w stosunku do innych, bliźniaczo podobnych, jaką pamiętam, to ogrodowy krasnal, stojący przed nią na klombie. Nigdy takiego nie widziałem, a był to przetypowy, z tych najmniejszych, w czerwonej szpiczastej chyba czapce, więcej nie pamiętam. Został po dawnych gospodarzach. Był  pierwszym znakiem sygnalizującym, że to tu. Kiedy w wiele lat później chodziłem z mamą po nieczynnej już, zrujnowanej stacji, miałem nadzieję, ze może choć kawałek znajdę, ale nic nie było, cegły, dół, resztki, kurz. Smród upadku. Wtedy jednak stała pewna jak nic innego. Z pachnącego w lecie rozgrzanymi podkładami przytorza szliśmy powoli do domu. Rzadko kto nas witał, choć może czegoś nie pamiętam, może Marysia po nas wychodziła albo Jurek. Wujek raczej nie, bo albo w pracy, albo jakieś roboty koło domu były zawsze, więc się takimi drobiazgami, jak przyjazd siostry, nie chciał i nie mógł przejmować do tego stopnia. Droga była dość długa, pociąg stawał nieco na uboczu, jak to przeważnie bywało, więc szliśmy powoli, jakoś nie przypominam sobie panicznego pośpiechu. Piszę tylko o tym, co pamiętam, może więc jak byliśmy mali, to wujek wyjeżdżał jednak ciągnikiem, ale że nie pamiętam, to idziemy najpierw niedługą ścieżką wzdłuż pola a potem już wieś, pierwsze budynki, pierwsze dzień dobry spotykanych ludzi. Czasem, dawno, ktoś poznawał mamę i zaczynały się krótkie rozmowy a jak tam, a na długo, a chłopcy wyrośli, na wsi to nabiorą, opalą się, bo bladzi...I szliśmy dalej, po bruku, bo droga była wtedy kociołebna, pierwsza kapliczka, domy ludzi, których nazwisk nawet wtedy nie znałem i już za niedługo plac, sklep i remiza a tuż po lewej szkoła i kościół, i dom stryjny. Ale idziemy dalej, już zaraz coraz bardziej sąsiedzkie domy, zapach z rowu-rynsztoku, bo jeszcze wtedy dużo nieczystości tam płynęło. I ogrodzenia przy potoku z taśmami stalowej grubej blachy, często się takie spotykało na ziemiach po Niemcach, na pękatych betonowych słupkach. Zapachy wsi. Spaliny z rzadko przejeżdżających samochodów, dostawczych najczęściej albo traktorów. Obornik. Gnój. Zwierzęta. Kurz. Na początku. Znów pozdrowienia, czasem zza płotu, albo z drogi i za chwilę wchodzimy.

Warszawskie reminiscencje. Stół w sali audytoryjnej MSN grozi jego użytkownikom. Z punktu widzenia BHP jest skandalem. A to w końcu wiodąca polska instytucja wystawiennicza.




Toaleta Studia przypomniała mi pierwszą wizytę w Pałacu Kultury, byłem bardzo mały. Przycisk spłukiwania zadziwił mnie swoją użytkową tajemniczością. Niestety, za chwilę zobaczyłem, przez otwarte drzwi roboczego pomieszczenia rząd rezerwuarów typu "Niagara". Czar prysnął, czy raczej, został spłukany.





To już Poznań i jeden  z najstraszniejszych wykwitów polskiej manii pomnikowej. Poświęcony Polskiemu Państwu Podziemnemu. Żeby było jasne - nie neguję idei upamiętniania. Pamięć jest warunkiem niepopełniania ponownie tych samych błędów chociażby. W gruncie rzeczy, ci młodzi przeważnie ludzie, którzy wtedy walczyli z wyjątkowo okrutnym wrogiem, nie liczyli pewnie na pomniki. Może właśnie na pamięć. Nigdy właściwie nie stawałem przed kwestią utraty życia albo zdrowia dla zachowania integralności swojej i własnego otoczenia i nie wiem, co bym zrobił, gdybym musiał. Pewnie bardzo bym się bał. Nie podejmuję się nawet mówić, ze byłoby tak a tak. Nie wiem. Szkoda, że to jest takie brzydkie i bez sensu. Szkoda, że taniutką symboliką chce załatwić sprawy ostateczne. Ciężarem udowodnić, że to ważna sprawa. 
poniżej informatorium pomnika z ekranem o takiej, jak widzicie treści. No ja wiem, że urządzenia elektroniczne się psują. Brąz za to, niestety, trwa, prawie że wiecznie.














A tu coś lżejszego kalibru, chyba nic nie muszę dodawać.



Tu zaś dokument z ciekawej wystawy Enesta Stewnera w poznańskim Zamku, cóż za aktualność tej dyskusji ciągła. Żart.









Tu zaś, po pracy, w pieleszach tymczasowych.




Brak komentarzy: