niedziela, 28 grudnia 2014

Filozofia, sztuka i moja wina

Opuściłem się w pisaniu i nie tyle Was tu przepraszam, że nie było co czytać, to raczej siebie powinienem, za niećwiczenie, wychodzenie z wprawy, oczadziałość i półrozum. Może bym i nawet dziś nie pisał, gdyby nie tekst  pewnego filozofa, na łamach GW dzisiejszej. Nie będę tu wywodził głupich żartów typu: - nie filozuj, albo  - filozof chłopski, albo - te filozof! (jak pokrzykiwał do mnie pewien starszy i silniejszy chłopak, generalnie w związku z okularami, które już wtedy nosiłem). Marcin Fabjański stara się, jak może, choć tytułowanie artykułu "Sensu życia nie zalajkujesz na Fejsie" nie świadczy najlepiej ani o redaktorze prowadzącym numer ani o autorze, bo żałość tej próby docierania (do właściwie  jakiej grupy docelowej, bo nie wiem), jest przesmutna. Nie zwróciłbym pewnie uwagi na ten tekst, gdyby nie jedno w nim zdanie. Autor snuje dywagacje na temat autorytetów, problemów etycznych, pomieszania rzeczywistego z wirtualnym (tu stosowne przykłady zabijania matek w szale, klasyk demagogii), zniósłbym to, choć banał goni banał. I właściwie nie ma się co czepiać, gdy pada zdanie: "Estetyka: sztuka nowoczesna to głównie sztuka lansowania się.". Próbowałem to analizować w kontekście, czy to żart jakiś albo paradoks, albo jakaś filozoficzna figura. Ale nie - autor tak sądzi. W całym wielkim na rozkładówkę tekście to jest konkluzja o możliwościach znalezienia sensu poprzez sztukę. Tak myśli pan filozof, który upatruje ratunku przed strasznym światem w refleksji filozoficznej. Jego rady dla wymyślonego przez siebie korpoludka są oczywiście starą dobrą kolonialna narracją, tu wzmocnioną jeszcze o potwierdzenie tego, co wiadomo wszystkim - filozofom i pracownikom korpo wklepującym dane do bazy - sztuka jest niepotrzebna, niezrozumiała, nie niesie, nie ma sensu. Jest lansiarstwem.
OK, filozof może sobie być głupi i po prostu nie mieć pojęcia, ale tak sobie myślę - a może to my coś robimy źle? Czy ktokolwiek po tym tekście zaprotestuje z sensem? Pokaże, ze może jednak jest inaczej? Że są obszary w sztuce, w których jednak o coś chodzi? Nie sądzę, jak zawsze będziemy sobie cicho siedzieć, zadowoleni w swoich niszach, z poczuciem wyższości. Przekonaniem o własnej racji. Sam tak mam. Kiedy mnie i innych obrażają na FB, najpierw się ciskam, grożę sądem a potem odpuszczam w powodzi nowych zdarzeń, mimo, że ludzie ci obrażają innych wulgarnie, anonimowo i ciągle bezkarnie. Nikt się jak dotychczas nie zdecydował na zerwanie tej maski i trudno mi powiedzieć, czemu. Piszę my, ale zastanawiam się bardzo, kto to właściwie jest ci MY a kto to są ONI. No i to nie jest takie proste. Może jednak chodzi o dość prostą kwestię - jestem po stronie tych, którzy wierzą, że artysta szczerze i bez reszty angażuje się w relację ze światem, odnosząc się do niego, krytycznie lub afirmując, ale aktywnie. Pozostając wobec niego w bezustannej relacji. Z czystą intencją. Nie po drodze mi z tymi, którzy bez przerwy wietrzą spisek, uniemożliwiający im prawdziwe kariery, którzy nie wiedzą, albo nie chcą wiedzieć, co się w ciągu ostatnich 100 lat zdarzyło i dlaczego artystą trzeba być z pełną świadomością tych zdarzeń. Jeśli wiem, jak mocno rynek wpływa dziś na bieg zdarzeń to wiem też, że można dzięki tej świadomości poradzić sobie z tym ciśnieniem. To nie jest jakieś specjalne credo - to są oczywistości.
Czytałem sobie fantastyczny wywiad Ewy Toniak i Adama Mazura z Wiesławem Borowskim. Zjadłem to w dwa wieczory i polecam każdemu. Przy całym podziwie wobec sposobu funkcjonowania twórców Foksal mam jednak wrażenie, że postawa niemaskowanej wyższości wobec otoczenia, pełnego przekonania o niedyskutowalności własnej racji jest dziś ciągle obecna. Może to jest warunek sine qua non sukcesu a może ja to źle odczytuję. Nie wiem. Chciałbym jednak więcej prostej rozmowy, tłumaczenia nierozumiejącym, klarowności wypowiedzi. Rozmowy a nie pokrzykiwań. Uczciwości w zarzutach i takiejż samej w odpowiadaniu na nie.
Dopóki będziemy rozmawiać w gronie osób mówiących to samo, zawsze przyjdzie jakiś filozof i powie bzdurę, którą wszyscy inni świetnie pojmą i jej przyklasną. Może nie będzie to nawet filozof, tylko popularny dziennikarz, pisarz, ktokolwiek. Publiczna nieobecność porządnej rozmowy o sztuce doskwiera mi, bo nie licząc okresów wzmożonej aktywności jej wrogów, krótkich, przed wyborami najczęściej, trwa przez ponad 30 lat mojej pracy dla sztuki. To też moja wina, Wasza wina, niemoc i słabość.
Byliśmy z Misią na Hobbicie i tak - jesteśmy zachwyceni. Są dziś baśnie, pięknie opowiedziane, z jasnym przesłaniem. I cieszmy się, że są.

Ze spacerów - budynek KW w prześwicie, tak go zobaczyłem dziś
















W parku o poranku




 Wie, że mu nie wolno, ale robi to notorycznie


                                                                                 



Ciekawe, czy Yinka wie...






Lubię to miejsce, jest najbardziej pomiędzy, jak tylko można...





Brak komentarzy: