środa, 17 grudnia 2014

Jeszcze trochę na poważnie

Choć właściwie nie wiem, czy chcę dziś tak bardzo na poważnie. Wyprztykałem się w dyskusji pod artykułem Piotra Foreckiego na "KP". Oczywiście znów się dałem ponieść, w ogóle sam fakt, że dyskutuję o roszczeniach "międzynarodowych organizacji żydowskich" i takich tam odwiecznych kocopołach już o moim stanie nie najlepiej świadczy. Ja tego nie generalizuję na swoich 3 adwersarzach, ale to po prostu jest poważny problem. Nie poważny w sensie jakichś konkretnych wydarzeń, które będą miały miejsce, nie.
Mówię tylko o letargicznym zapominaniu o przeszłości. Zwłaszcza jej niewygodnych fragmentach.
Ja się przy tym bardzo cieszę, że  mieszkam w mieście, w którym synagogę swoim niemieckim Żydom spalili sami Niemcy. Że nie było tu getta, zabijania na ulicy albo w podmiejskim lasku. Że tu mieszkamy po Niemcach, bo ich państwową i społeczną winą była wojna, entuzjazm dla niej, ochocze uczestnictwo. Dobra, uogólniać nieładnie, ale to jest jednak coś innego, niż sytuacja wszędzie tam, gdzie znika nagle połowa mieszkańców Twojego miasta, sąsiedzi, znajomi, ludzie których znałeś. W dodatku często ktoś ich zabija na Twoich oczach albo przynajmniej widzisz jak go wywożą, potem słyszysz strzały a jego dom stoi pusty i już nikt do niego nie przyjdzie. Albo znajdujesz kilkuletnie dziecko na poboczu drogi i wiesz czyje jest i boisz się, że jak cię z nim zobaczą to umrzesz ty i twoje dzieci i twój dom pójdzie z dymem. I potem wszyscy ten strach pamiętają, dzieci i ich dzieci nawet, jeśli nikt im o tym nie powiedział. Do teraz pamiętają i nikt im nie pomaga, żeby zrozumieć, dlaczego.  Bo jest w śladzie po cmentarzu, albo gdzieś w lesie za miastem blisko, albo po prostu w niedopowiedzeniu. Sam nie wiem, jakbym sobie z tym radził. Pamiętam swoje wizyty młodzieńcze w Parczewie, Wąwolnicy, Lubartowie, nie mówiąc już o Lublinie. Byłem wtedy młodocianym głupkiem a jednak było wiadomo, że ten brak, nieobecność, zniknięcie najsilniej odczuwalne są w niemówieniu, w jakimś ukradkowym niedopowiedzeniu, w języku, w którym słowo Żyd było tak straszne jak potrójna kurwa.
Niczego tu nie odkrywam. Po prostu dociera to do mnie czasem z jakąś nieopanowaną siłą, że to zapomnienie jest złe już nawet nie dla tych zabitych, ale dla nas. Dlatego z taką siłą przemówiło do mnie "Pokłosie". Bo śmieszny chłop ze wsi, co zaczyna mówić w jidisz może być tylko dla tych, którzy nie wiedzą, co się naprawdę wtedy stało.
No i już mi się dziś nie chce badać tych stron miejskich, bo pewnie znajdę tam to, co wszędzie. No dobra. losowo coś sobie wybiorę. Zambrów. 50 %. Na Wiki rzetelnie. na stronie miejskiej właściwie nic. W czasie wojny było getto. W dziale zabytki nie ma nawet cmentarza. No i tak to, losowo, wyszło.

Portretowe zdjęcie dziś.



2 komentarze:

Wojtek Wilczyk pisze...

Piotrek Forecki też nazbierał... To ciekawe, jak bardzo krytyka jego tekstu, prowadzona jest według topornych i przewidywalnych schematów. Zupełnie jakbym patrzył na pewne napisy, które fotografowałem do "Świętej Wojny"...

Zwykły dyrektor galerii pisze...

Wojtku, jak sam dobrze wiesz, te dyskusje są łudząco podobne. To jest zawsze ten ton - "ja oczywiście nie jestem antysemitą, mam nawet kolegę kolegi co jest chyba Żydem i fajny z niego chłop, ale jak przecież te ...(wpisać właściwe)milardów itd itp. MOŻ, jak Protokoły MS są nieodłączną częścią tej narracji. Więc ja się właściwie sam na siebie wkurzam, że się daję w to wpuszczać, bez sensu.