środa, 31 grudnia 2014

Rozsadzająca konieczność pisania czegokolowiek

Pod koniec roku wszystkich ogarnia nieodparta konieczność pisania. Mnie też zresztą, choć za cholerę nie rozumiem, czemu akurat teraz. Jasne, każdy średnio nauczony socjolog mi objaśni, że zbiorowość, poczucie wspólnoty, zachowania społeczne itd. Słuchałem sobie ostatnio rozmowy z Eustachym Rylskim, w której kwestia pisania, przymusu albo niemożności, odgrywała istotną rolę. Nie da się pisać ze Zdzisiem w parterze, rzucającym piłeczkę do zabawy, Rigolettem z głośnika i Zbychem, który przyjechał, choć on akurat przeszkadza najmniej. Pisanie więc jest w moim wypadku raczej tylko niezbyt dramatyczną kompulsją, teraz już nie mająca nawet właściwości terapeutycznych. Piszę, żeby nie wyjść z wprawy, żeby w ten sposób pogadać trochę z tymi, którzy mnie czytają, żeby czasem odnieść się do spraw zawodowych. Może nawet częściej, niż czasem. W przyszłym roku wchodzimy bowiem w obchody pięćdziesięciolecia istnienia galerii. Spędziłem tu ponad połowę tego czasu, co jakoś zabawne, jakoś wstydliwe, jakoś jest asumptem do strachu przed rutyną i odpuszczeniem. Jak napisał Karol Sienkiewicz, Monika Szewczyk i ja jesteśmy "zrośnięci ze swymi galeriami jak drzewo ze swoim podłożem...", co trochę zabawne a trochę jednak każe pytać o nawóz, ogrodnika i las, żeby trzymać się arborealnej metafory.
Nie chcę tu jednak pisać podsumowań, to zadanie dla innych, ja sobie tylko publicznoprywatnie piszę o swoich, niezbyt istotnych en masse sprawach. Czytam (dopiero teraz, wiem) "Wielką trwogę" Marcina Zaremby. Co zabawne, jak ja urodził się 25 sierpnia, wprawdzie 5 lat później, dopiero przed chwila w Wiki znalazłem. Co oczywiście jest zupełnie nieważne. Książka jest, jak "Prześniona rewolucja" Andrzeja Ledera, absolutnie niezbędna do zrozumienia, kim jesteśmy, skąd się wzięliśmy i czemu tak wyglądamy, jak wyglądamy. Zaremba posługuje się danymi oczywiście znanymi, przywołuje fakty odkryte, ale w całości, w kontekście idei wszechobecnego strachu, czy właśnie trwogi, pokazuje, co dziedziczymy, skąd się wzięliśmy jako społeczeństwo, skąd tyle ksenofobii, a jednocześnie ciekawości świata, stacjonarności przy wielkiej dynamice, morza głupoty i wspaniałych olśniewających myśli. To jeszcze długo będzie, nawet nie będziemy wiedzieć, że to ciągle jest w kolejnych pokoleniach. Czytam to przerażony i zafascynowany jednak.
 Podróże mi już wywietrzały. Właśnie dostałem z BWA Awangarda z Wrocławia nowy numer ich "Biura",
o podróżach. Obiecuję sobie przeczytać w całości. Jeszcze książkę o Luxusie też muszę. Dużo jest do przeczytania. W jakimś sensie pocieszające, że jest co robić. No może bym pojechał gdzieś, gdzie nie byłem. A może nie. Jeszcze dużo miałem przed końcem roku, ale właściwie nie mam chyba nic, ani ciekawego, ani nieciekawego do powiedzenia. Nie wyjaśnię Wam świata, nie wprowadzę weń nowej wartości, jest jak jest.

Wczoraj  w nocy na śniegu












No i jeszcze bezbrody bonus z dawnych czasów:







Brak komentarzy: