Nie lubię się tu skarżyć i jeśli nawet mi się zdarzało, to wiem, że nie powinienem. Wszechogarniający smutek i niemoc są tu gośćmi nierzadko, acz staram się te wizyty ograniczać. Siłą więc woli napiszę o czymś innym. Ogródkami i aluzjami. Czy mogę być wkurzony i zagryzać wargi ze złości?: Czy smucić się i wściekać, bo pamięć nie da się spacyfikować? Czy starać się zapominać, czy raczej nie próbować, bo Zdziś jest i tak? Sam tu nic nie wiem, próbuję, ale się nie da, być ponad, obok a nawet przed. Samooszustwo nic tu nie poprawia, jest tylko protetycznym placebo, nędzą podróbą opanowania, kikutem skrzydła. Właściwie to jednak i tak nic wielkiego, odchodzi, przychodzi, jak przypływ i odpływ. A dziś pełnia przecież. Może dlatego wilkołaczę, wyję z cicha na szczęście i porastam włosem wspomnień. Nie ma sensu zresztą, ja wiem. Jest głupie, nie przystoi i świadomie odrzucam.
Oglądałem "Wojnę Światów" Spielberga, jeden z najbardziej przygnębiających filmów sf, jakie widziałem. Ale H.G.Wells byłby zachwycony, to pewne. U Sp. zero hurrapatriotyzmu, jak to było w "Dniu Niepodległości" czy tym podobnych. Nie recenzuję, opowiadam trochę. No i nowy Jarmusch, sama ścieżka dźwiękowa już by wystarczyła, bo wielka, co tu mówić. To jest film o sztuce, ale w przeciwieństwie do wielu o tym traktujących, nie ruszył mnie wcale. Może dlatego, że był o figurze artysty, a nie o konkrecie. Bardzo mi się podobał, ale oczy suche.
Nie mam nic do powiedzenia. Nie umiem się wymądrzać. Kompletnie nie wiem czemu się przypomniało St.Louis Mo - dziecięce bardzo wspomnienia.
Tu Zdziś w kwiatach:
A tu nieudolna próba sfotografowania pełni, ja jednak lubię nieudolne próby:
Śpijcie dobrze, świat we śnie jest może jednak prawdziwszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz