wtorek, 4 lutego 2014

Czemu właściwie widać plastyka - wbrew wszystkiemu, bez pardonu

Pisać, wbrew wszystkiemu, zniechęceniu, zmęczeniu. Na przekór smutkom, niemożności, lenistwu, bólowi pleców. Bo to jest ten rodzaj działania, który zależy tylko do znalezienia momentu, tak naprawdę, czasu fragmentu. Zazdroszczę trochę tym, którzy potrafią systematycznie, codziennie kilka godzin, wiem, tak, z literatury, że to podobno warunek sqn.
 Nie będzie skarg. Inni mają gorzej. czytam sobie na przykład o wystawie zdjęć "światowej sławy fotografa". W pobliskim mieście. W domu kultury. No i dobrze, może to właśnie jest kolejny kandydat do wystąpienia w nowej wiekopomnej wystawie w MSN. Myślę sobie o tej wystawie, na którą pewnie pojadę, już po otwarciu. No jasne, wiadomo, nie jestem obiektywny. To może nie powinienem. OK, powiem, jak zobaczę, na razie zapowiedzi o powrocie "do plastyki" rozśmieszają mnie swoim neofickim układaniem się z odbiorcą za wszelką cenę. Jakąś niepamięcią dziwną. Ale to tylko z wypowiedzi, może pochopnych, może nie do końca przemyślanych w ferworze walki o prawdę. Nie wiem, nie jestem obiektywny ani przez sekundę, ani w jednej chwili, jestem zakamieniale subiektywny i niechętny. Nie da się ukryć. Tak to jest właśnie. W środku i mocno. Trochę bez pardonu. Co oczywiście złe i nie powinno mieć miejsca. Jestem zawodowcem. A może wcale nie jestem, może to tylko pozory i naprawdę wcale nie?
 Nie będę pisał o nasilającej się wojnie kulturowej, bo właściwie nie potrafię. Zacznę umieć, jak sam się znajdę w jej ogniu, co pewnie prędzej czy później nastąpi. Albo i nie znajdę, ucieknę sobie od deklaracji. Jeśli to się w ogóle da.
 Dzień był śnięty, przepełniony kulawą autorefleksją i próbą sklecenia różnych urzędowych pism. No i też oficjalnym początkiem ustanowienia w mieście miejsca poświęconego Marianowi Szpakowskiemu. Jak sobie teraz odświeżam teksty o nim, to tak bardzo go rozumiem. Nie, żebym się utożsamiał, w końcu on był artystą a to jednak coś innego. Ale doskonale rozumiem tę ambiwalentną mieszankę miłości i niechęci do miejsca, w którym się jest. On w dodatku nie miał Internetu. Co nie jest tu wcale ponurym żartem a jedynie konstatacją, bez wniosków. Szukałem kiedyś miejsca, w którym mógł mieszkać na początku, na ulicy Ludowej, ale numeracje się pozmieniały, nie chciałem pytać tych, którzy jeszcze mogliby pamiętać. To w końcu może nie ma żadnego znaczenia.
 Tak naprawdę, to powinien mieć jedna wielką ulicę przez środek miasta. Znienawidziliby go wszyscy mieszkańcy, bez względu na poprzednią nazwę. To pewne. Znajdziemy mu skwer, albo zaułek albo placyk. Coś skromnego i bez adresów. Chociaż tyle. Tak sobie myślę, ile przez te 30 lat mieszkania tu zrobił i jak niewiele to znaczy dla dzisiejszej nowej klasy średniej. Biegającej po centrach handlowych, pluszczącej się w nowym basenie i pocącej się na fitnesowych salach. Mają to gdzieś. Nic o tym nie wiedzą. Pewnie nawet nie chcą wiedzieć. Bo to nie jest potrzebna wiedza. Nie ich wina. Nikt nie powiedział. Nie uświadomił, nie nauczył. Moja też. Wiec to taka ekspiacja, spóźniona o 10 lat co najmniej. Sam jestem ciekaw, jak to pójdzie.

5 komentarzy:

Wojtek Wilczyk pisze...

Co to za "światowej sławy fotograf"?

Zwykły dyrektor galerii pisze...

To Ci na priva wyślę, żeby nie było :)

Wojtek Wilczyk pisze...

To ja sobie oglądnąłem...
Ale dlaczego tutaj nie wkleiłeś linka? Taki np. Krzysztof Jurecki chętnie by to zamieścił na swojej stronie, bo to ewidentnie w jego guście ;)))

wojtek niedzielko pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
wojtek niedzielko pisze...

Od wielu lat słyszę co jakiś czas o jakimś Jureckim, który psuje kariery jakimś fotografom. To musi być niezła kanalia