sobota, 22 lutego 2014

MSN, Mozart i inne

 Ten post miał się zaczynać inaczej zupełnie. Nie będzie w nim jednak o nieobejrzanej jeszcze wystawie w MSN. Na zdjęciach wygląda imponująco.
 Nie będzie tu nic ważnego. Ważne sprawy się dzieją, obserwuję je z uwagą, trochę nie rozumiejąc, ale bardzo współodczuwając.Są rzeczy ważniejsze, zdarzenia istotniejsze, piszę to dla  Was, nie gwoli niczego innego, jak tylko powiedzenia paru słów, z daleka. Mało ważnych, ale dla Was. Wybaczcie śmieszność, nieadekwatność, półgębek. Trochę nie umiem, jak nie umiałem, tak i mnie trzyma.
 Jest czasem taki moment, że zapominam się zupełnie i właściwie wiem dokładnie, co jest i co będzie. A co było, jest nieważne, nie było tego nigdy. Zróbcie taki eksperyment może - potrzeba niewiele. W miarę sprawny samochód, nie musi być duży, ale nie za głośny w środku. W miarę sprawne radio. Równa droga tak mniej więcej na pół godziny. Koncert fortepianowy Mozarta nr 21 C-dur. Może nie na full, ale bardzo mocno. Nie przyśpieszać, w miarę równe tempo, dlatego dobra jest autostrada. To nie rokendrol, jasne, ale jest w tej muzyce coś zupełnie skończonego, nawet jeśli skrzypce głupio piszczą, dęte skrzeczą a fortepian plumka. Razem to jednak daje jakiś zupełnie nieopisywalny kształt, który powoduje, że jedziesz (no nawet nie musi być autostrada, ale równo jednak tak) jak w jakimś zupełnie odrębnym świecie. Myślałem sobie wtedy, że wszystko właściwie już się zdarzyło. Mi się zdarzyło. Nie mam jakichś niezrealizowanych pragnień, inne kraje są generalnie podobne, zrobiłem wszystko, co mogłem. Lepiej nie potrafiłem. Pewnie, gdybym się postarał, może nie żałowałbym czasami różnych źle zrobionych albo nie zrobionych rzeczy. Ten brak pragnień mnie nie przeraża. Jest może mocniejszy w trakcie takiego eksperymentu, ale przecież na co dzień też już nie wierzę w dalszy ciąg. To, co się zdarzyło, było wystarczająco intensywne i ważne. Dzieje się i zdarzy pewnie jeszcze dużo dobrego, ale gdyby nagle coś, to nie bałbym się straty. Poczucie spełnienia, może i z konieczności, albo i z pragmatycznego przetłumaczenia sobie, że tak lepiej. Drażliwość i płaczliwość tłumaczę sobie nadmiarem piękna i jakości, które do mnie dociera różnym drogami. Zresztą, nie ma co tłumaczyć, to tylko wiosna.
 Podczas wczorajszego otwarcia wystawy Anny Klimczak (zdjęcia z wernisażu już niedługo na FB) Zdziś testuje nowy blat recepcyjny w towarzystwie Elżbiety Kalinowskiej i Jagny Lewandowskiej.



Brak komentarzy: