Cóż, jako że czytam ostatnio "Prześnioną rewolucję" Andrzeja Ledera, nasuwa mi się
jouissance jako powód czterokrotnego wzrostu czytelnictwa bloga w dniu wczorajszym. A może nie? Może to tylko zwykła ciekawość? W każdym razie to miłe jednak. Literówka za literówką, upał męczy palce, ale właściwie to lubię, przynajmniej przez kilka dni. Napisało mi się
kilak dni i to jest czasami bardzo adekwatna literówka. Nie tym razem, upał jest wznoszący, ekscytujący i napinający. Dni są bardzo przyjemne, wbrew porażkom. Potrafię przestąpić nad nimi spokojnie. O książce Ledera pisać za dużo nie będę, bo mi pisanie o książkach nie wychodzi zupełnie, ale też tę akurat każdy powinien przeczytać. Daje bowiem bardzo dobry wgląd w to, czym jesteśmy, czym się staliśmy i dlaczego, skąd się to wzięło. Niby są tu sprawy oczywiste, ale zebrane razem nagle okazują się być widzianymi na nowo i inaczej. Narzędzia lacanistyczne bardzo są tu ciekawie zastosowane.
Oglądałem też dziś "Wilgotne miejsca" i też nie będzie recenzji. Film jest znakomity, lekki, ale na poważnie. Łamanie tabu mimochodem. Młodzieżowo choć uniwersalnie. Kilka bardzo wzruszających scen a w happy endzie młodzi bohaterowie odjeżdżają
ogórkiem co jest tak pięknym i niskim ukłonem w stronę lat 60-tych, wbrew głupawym artykulasom o ich negatywnym wpływie na cywilizację, jakich ostatnio się namnożyło. Hymn do ciała, biologii, przeciw hipokryzji i egoizmowi. Pokazywałbym w gimnazjach jak kiedyś (co dziś wydaje się niemożliwe) Helgę w szkołach. A może nic takiego nie było i nie pokazywali? Film był z RFNu, reżyser nazywał się Bender, to jednak chyba mi się śniło...Dziś na pewno nie, jasne.
Jako, że zdjęć ostatnio mało, nadrabiam odrobinę:
Z balkonu - koty w upale
Zdziś i Thalia w Bojadłach. Początek przyjaźni?
Wielki i przedziwny szpital w Kaliszu. Edward się starał czasem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz