piątek, 27 czerwca 2014

HW Lied

Nie wyjdziemy na ulice. Nikt nie wyjdzie na ulice. Będziemy stopniowo, powolutku ustępować tłuszczy. I nikogo to nie obejdzie, bo większości jest obojętne, reszta wyjedzie, albo zajmie się biznesem. Wystarczyło niespełna 70 lat względnego spokoju i wszystko zapomniane i już nawet jeśli pamiętane, to jakieś małe, nieznaczące. Stosy trupów nie śmierdzą, są przecież na zdjęciu, tylko. A przyzwyczailiśmy się, że na zdjęciu to jednak trochę na niby. Jakoś zawsze bardzo byłem optymistycznie nastawiony do przebiegu świata. Wydawało mi się, ze to jednak będzie wiecznie pamiętane, że zaczyna się od uderzenia w sztukę, bo zdegenerowana. A jednak zapomnieli. Politycy, księża, i milcząca większość. Ciekawe, kiedy w końcu będą mieli swojego Horsta W. Bo, że chcą go mieć, to pewne. Już się stało. Już myślę o nich oni. Stopniowe zarażanie nienawiścią jakoś musi jednak się zatrzymać. Tak to piszę, tak trochę nie wierzę, że to jednak zmierza w tę stronę, tak bardzo bym nie chciał i tak bardzo się boję. Bo to nie chodzi o tych ogłupiałych od resentymentu biedaków - najgorsze jest to, że politycy albo zagrzewają ich do walki, ci którzy chcą wykorzystać ich "święty" gniew - albo mają to gdzieś - ci którym się wydaje, ze utrzymają ten gniew w ryzach. Nikt z nich nie powiedział jasno - łamanie wolności słowa jest gwałtem na demokracji. Jasno, prosto i głośno. Nie, będą cały czas mieli nadzieję, że głos z ambony po raz kolejny nie przeszkodzi im w następnej kadencji.
 Nie lubię jednomyślności pełnej, ale też wkurza mnie, ze pewien znany artysta i aktywista wykorzystuje całą sprawę do przywalania Merczyńskiemu, jakby to on był temu wszystkiemu najbardziej winien. Takie postawy to powód, dla którego mamy do czynienia z przepotworną i bezustanną niemożnością przewalczenia własnych racji. Nieumiejętność wzniesienia się ponad partykularne interesy. Ciągła, historyczna i rujnująca.
 Kanciastość mojego pisania wkurza mnie okropnie. Tak bardzo zazdroszczę Cezaremu Michalskiemu tej erudycji, potoczystości, hiperbolizacji, umiejętności dystansowego, przenikliwego spojrzenia. i nie zazdroszczę mu tylko, że musiał dochodzić do swoich obecnych poglądów poprzez jakieś jakieś kompletne mielizny i frondystyczną zajadłą nienawiść chociażby wobec sztuki krytycznej. Trochę o przemianie CM pisze tu WO
 A ja przy okazji sobie myślę, jak bardzo na intelektualistów wpływa partner. Jak zmienił się CM po zmianie MG na ABR. To ktoś jednak chyba powinien wnikliwie opisać, jakiś znawca polskiego życia elit intelektualnych. To często tak jest, partner wywiera niekiedy przemożną moc, zmieniamy przyzwyczajenia, sposób ubierania, nawet niekiedy mówienia, poglądy. Ujawnia się coś, czego nie wiedzieliśmy o sobie, albo po prostu tłumiliśmy. Czasem to nawet nie musi być dobry związek, wystarczy, żeby trafić na kogoś zupełnie odmiennego, dużo młodszego albo dużo starszego, z innymi doświadczeniami. Otwierającego nam nieznany albo spychany w podświadomość świat. A jeśli jeszcze mamy przy okazji wspólne zainteresowania, albo po prostu chcemy je mieć, to pojawia się szansa na utwierdzenie relacji poprzez wspólną pracę chociażby. A jak nie wyjdzie, to komuś przynajmniej blog albo piesek zostanie.
 Zbyszek Walichnowski napisał do mnie maila, w którym zawarł gotową recenzję znanych mu niestety tylko z Internetu prac Magdy Kościańskiej. Zamieszczę go tu wbrew woli autora, bo bardzo się i Magdzie, i mi podoba, jest intrygująco przenikliwy.
Magda  K. Podoba mi się to co robi. Znowu wracanie  do dzieciństwa.Np. papier flokowany ( tak to się chyba nazywa,w każdym razie  mechaty) którego użyła w wizytówkach ( w dodatku  pomysł na rewers -strzał w punkt-trafiony, zatopiony) Lubię bo.Mama mnie do siódmego roku życia domowo hodowała. Stąd "Kalendarze Przyjaciółki"i różne takie. A pudełka od "lepszych"perfum były z takiego flokowanego i należały do cennych moich zabawek .Pamiętam je,choć  pamieć jest twórcza. Jakieś takie  okrągłe , z kilku złożone ,o kształcie kota.Jej akwarelowe,też znane mi skądś, ilustracje w jej klimacie ,z książek dzieciństwa ,które  zaraz w pamięci  wymyślę. Niekiedy jak ilustracje z instrukcji "Lego" z 55 (zaklętą kraina dzieciństwa i czas "Nie dla nas sznur samochodów, parurarura.") I oszczędność,nie przepieprzenie,nie prze angielskozielenie. Na reklamie  się znam ( jeśli  znawstwem jest  znanie paru dobrych  reklamiarzy,wiedza  co jest lołs, jak to konstruować,i bycie kompulsywnym konsumentem). Tedy jej logo dla Rojo Verde , grand prix du disque, a te właśnie  wizytówki ,ulotki dla Lazenne , to nie trzeba tłumaczyć,że Francja ,że lekkość. To widać bo jest. Właśnie lekkość,niewymuszenie,żadnej  zbędnej kreski.Choć pewnie,być może, stoi za tym jakaś straszliwa orka trafiania w punkt,stwarza wrażenie że te kreski spływają jej na papier czy po czym tam akurat maże, przepraszam  za banał, jak ptaki śpiewają .Pogodne to  i radosne.W zakresie "vibrations","positive". Oglądajcie  prace Magdy K..To wam szczęście przyniesie. I pokażcie innym . Jan Z. nie pokazał i zaraz  talipes equinovarus  dostał, przez co sfrustrowany do dziś , bo nijak do przodu iść nie może.

W ramach konieczności co czas jakiś bardzo stare zdjęcie:



Brak komentarzy: