Takie momenty przychodzą wieczorami, że pusto i trzeba wyduszać z głowy myśli, jak pastę z tubki, albo, przepraszam za porównanie, pryszcza. To podobne czynności, trochę mozolne, nieco bolesne wbrew pozorom (jak gdy tubka prawie pusta), a jednocześnie też przyjemne w nieprzyjemny sposób. Nie idzie czasem, boli, nie ma efektów. Myśli niełatwo wygenerować na siłę, za wszelką cenę i koniecznie, choć pewnie wielcy różni myśliciele potrafią to robić na pstryk. Pach - gotowa złota myśl, sentencja, a czasem i esej może. Nie, ja nie ironizuję, nie wyśmiewam się, nie deintelektualizuję świata, nie - to tylko trywialna zazdrość, wstyd, że nie potrafię, umiem słabo albo wcale.
Spałem dziś krótko z niechlujstwa i trudności w skupieniu. Tedy jestem śpiący i raczej bez szans na coś, co zainteresowałoby Was jakoś szczególnie. Sprawy, które się niebawem rozwiążą, sprawy które nie rozwiążą się już nigdy, sprawy które trwają w nierozwiązaniu, wszystko się splątało w węzeł ciekawy w swoim amorficznym kształcie. Przyglądam się im z dystansu, który mnie samego zadziwia i mam poczucie pełni jednak jakiejś przedziwnej i niedefiniowalnej. Ze światem, z przestrzenią, w którą jestem niewytłumaczalnie wrzucony, z tym konkretnym 60x60x180, w którym bym się zmieścił bez problemu. Skrzynka losu o tych wymiarach. Bardzo dawno nie słuchałem BH a teraz zwykłe Easy living przyprawia mnie o dreszcz kolejnego przeżycia tego samego i znów nie tego samego. I nie mówcie proszę, że sposób grania Preza się zestarzał. Tak, to nie jest JC, ale za to jest mnóstwo w nim wyluzowanej dezynwoltury, pokory ale i ironii wobec motywu i też niewysłowiona miłość, przepraszam za emfazę.I też myślę, ze tamto nagrywanie jednak nie oddaje niuansu.
No, racja, jestem nudny i wsobny. To trochę obrazków w takim razie.
Bardzo miła wizyta - Paweł i Sławek u Jakuba - nieco tańca po ciężkiej analizie.
A tu piasek z Odessy, znaleziony w starej torbie, gdzieś utkniętej. Z tej plaży, gdzie odkryłem materac jako źródło przyjemności morskich. Lepiej późno, niż wcale.
A tu trochę z porannej wyprawy ze Zdzisiem do Parku 1000. Ogrodzenie od ulicy Zyty. Większość z grotów prętów ogrodzenia jest złamanych. Korozja i żądza zniszczenia po równo.
Ale czasami inaczej. Lubię ten płot, jako dziecko oglądałem film, bodaj o rewolucji francuskiej, ze sceną w której lud zabiera takie (tamte były dłuższe) pręty z ogrodzenia i traktuje je jak piki. W ZG jest jeszcze sporo takich ogrodzeń.
Wieczorem w sobotę podsumowanie Muzeum Społecznego. Krzysztof Żwirblis jak zwykle uaktywnił otoczenie, był film przez Rafała Wilka sfilmowany i zmontowany, po raz kolejny się dowiedziałem, jakich mam współpracowników świetnych.
A kilka godzin wcześniej wizyta w Bojadłach u Anety i Arka - tu dron nad wsią.
A tu z naszego nowego balkonu Zdziś kontroluje koty z podwórka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz