wtorek, 31 grudnia 2013

30 lat w służbie ludzkości :)

Ten patetyczny nieco tytuł (nieco!) przypomina 30-tą rocznicę rozpoczęcia mojej pracy zawodowej w galerii sztuki. Z roczną przerwą, na różnych stanowiskach jestem tu właśnie tyle. Przez ten nieco ponad rok przerwy pracowałem na uczelni i pomagałem przy wystawach na Mieczykowej 7, u Pauliny Komorowskiej-Birger, która oddała budowany właśnie z Mariuszem dom na cele sztuki. W ciągu 30 lat zorganizowałem,współorganizowałem  bardzo biernie, bardzo czynnie lub po prostu zawodowo  ponad 900 wydarzeń (przede wszystkim były to wystawy, oraz wykłady, koncerty, performansy, pokazy filmów itd.) w galerii, ale też w kilkunastu wypadkach poza nią.
Ok. 30 rocznie wychodzi, oczywiście są tu pojedyncze koncerty i duże wystawy, które przecież nie sam robiłem.Nie to, że się chwalę, po prostu próbuję jakiegoś dokonać podsumowania. Myślałem nawet o imprezie z tej okazji, na którą chciałem zaprosić wszystkich przyjaciół, ale może to jeszcze nie czas.
 Jak nudno, sztywno i nijako to wszystko brzmi. Ani w części nie oddaje radości, z jaką to robiłem. Czasem nieudolności, czasem rutyny, ale przede wszystkim poczucia sensu w drobnej zmianie rzeczywistości.
W niedzielę w Berlinie, trochę w ZOO a trochę w Hamburger Bahnhof. I tu, i tu tłumy, w HBh nawet kolejka do kasy. Nie, żeby jakaś specjalna wystawa, po prostu Berlin i ludzie chcą do sztuki.

To meduzy z ZOO.















A tu Dieter Roth, bardzo lubię tę pracę, tu tylko fragment oczywiście
















Pamiętam, że miałem jeszcze coś napisać. Może coś o czytanych własnie książkach, a może o drodze z Berlina. A może jeszcze jakieś rodczenkizmy zamiast pisania:















Nie mogę z jakiegoś powodu pisać nic wiążącego. No i kolejny raz refleksja, że naczelne nie powinny być pokazywane ludziom. Nie one. Wyglądają jak więźniowie, ludzie. Smutek i nieruchomy wzrok. Koty też nie bardzo.
 Berlin żywy i trochę biedny, zwłaszcza w metrze. Nie miało być konstatacji.
Pojutrze będzie dokładnie 30 lat, jak się tu zjawiłem po raz pierwszy. Właśnie kończył się pierwszy po stanie wojennym Salon Jesienny.





























8 komentarzy:

everybodyknowsthat pisze...

30 lat to brzmi całkiem nieźle. Powodzenia na kolejnych tyle :)

Zwykły dyrektor galerii pisze...

Dzięki Lauro, bardzo miło z Twojej strony, będę się starał dla dobra ludzkości nie robić tego aż tyle czasu. Bardzo wszystkiego dobrego!

Magda Kościańska pisze...

Cieszy bardzo tyle lat i jeszcze bardziej cieszy, że to praca z radością i radość z pracy. To takie ważne i oby dalej dawało jak najlepsze owoce. :) Ale jakoś tak, siłą rzeczy, skupiam się na tym jednym zdaniu, jednym z ostatnich… może dlatego, że też ostatnio myślałam o kotach i małpach (bo o to mi chodzi) w podobnych trochę kategoriach: naczelnym i kotom tak blisko do ludzi w tym ich spoglądaniu, zachowaniu, ruchach. Komunikują się gestami, oczami - a my, jako stworzenia o tak rozwiniętej potrzebie komunikacji (i te „gatunkowo-egocentryczne”, w mniejszym lub większym stopniu; piszę tak troszkę ostrożniej, unikając, może niepotrzebnie, określenia „gatunkowizm”) najłatwiej dostrzegamy te istoty, które sygnalizują "po ludzku".

Kiedyś, przejeżdżając na rowerze koło ogrodzenia wrocławskiego ZOO widziałam zmęczonego niedźwiedzia, który próbował umknąć spojrzeniom trójokich gapiów (oczy plus cyfrówka).

No właśnie, oczy. Może to kwestia wysiłku spojrzenia w oczy? Do ZOO nie przychodzi się patrzeć IM w oczy, tylko patrzeć NA NIE. „My” i „one”, i kraty pomiędzy, namacalny symbol ludzkiego kategoryzowania. Tak sobie teraz pomyślałam, że może dopóki człowiek nie oduczy się całkowicie patrzeć w oczy ludziom i (innym) zwierzętom, jest nadzieja, że nie wszystko to ZOO, jeszcze.

Zwykły dyrektor galerii pisze...

Koty są w ZOO wściekłe mocno na cały świat. I ta ich wściekłość jest jakoś zrozumiała i do zniesienia - albo (myślą sobie) ja albo oni. Człekokształtne są tylko zrezygnowane. Źle je tam znoszą. A w oczy tak, patrzenie w oczy to i komunikacja, ale i najtrudniejsza czynność w tej komunikacji. Miłego NR. Pewnie tam ciepło u Was, u nas mrozu lekkie nadeszły jak pewnie wiesz.

Magda Kościańska pisze...

Ciepło u nas dość - kilkanaście do dwudziestu stopni. Pada czasami, rzadko. A małpy gibraltarskie mieszkające nieopodal niby wolne, ale wciąż nierozważnie traktowane jak maskotki, rozbestwiły się i dają się we znaki nawet tym, którzy ich nie zaczepiają (ich pełne spokoju i zadumy spojrzenie potrafi zwieść). Po moim niedawnym powrocie z konfrontacji z nimi mały, domowy "tygrys" wydawał się być potulnym barankiem. Małpy to silne zwierzęta, a ewentualny brak sił nadrabiają organizowaniem się w grupy. Wtedy żadna torebka im nieobca. :)

Mrozy, z tego, co widziałam, nie przeszkodziły buntowniczym kwiatkom przed BWA - ładny prezent od natury na 30-lecie. :)

Pozdrowienia serdeczne i nawzajem, miłego!



Magda Kościańska pisze...

...a przy tej pogodzie, w tym miejscu - do Berlina i do większej dawki sztuki tęskno nam więc miło przeczytać choć dwa zdania.

Zwykły dyrektor galerii pisze...

Magdo, małp Ci chyba najbardziej zazdroszczę :) Choć respekt, to prawda. Znam tylko z opowieści, ale zobaczyć w naturze kiedyś bym chciał. A Wy w końcu jakoś, za czas jakiś do jakiejś metropolii po sztukę byście się mogli ruszyć :0 Hiszpania wypełniona muzeami. Kwiatki chyba już dead, niestety, mrozy podstępnie nadeszły. Miłego w Nowym!

Magda Kościańska pisze...

Ano, mamy w planie ruszyć się trochę, niebawem - toż to grzech nie pozwiedzać. Co do kwiatków - i tak pięknie z ich strony, że choć na chwilkę się wychyliły. :)
Nawzajem, raz jeszcze!